[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Och, ależ ona krzyczy! - rzekła mi.- Próbują ją przytrzymać, ale ból jest taki straszny, taki straszny! - Wwierciła nóż głębiej.Ogarnął mnie taki gniew, że pochyliłem się, gotowy wejść do pieczary, a Nimue natychmiast puściła nóż i wymierzyła dwa palce w gliniane oczy.- Mam ją oślepić, Derflu? - zasyczała.- Tego pragniesz?- Dlaczego to robisz? - spytałem.Wydobyła Nóż z Laufrodeddu z umęczonej glinianej czaszki.- Dajmy jej spać - zagruchała.- A może nie? - Ryknęła szalonym śmiechem, porwała żelazną łyżkę z Kosza z Laufrodeddu, zgarnęła płonące węgle z dymiącego ogniska i rozrzuciła je po ciele.Wyobraziłem sobie Ceinwyn.Dygoce, krzyczy, wyginając się w łuk, ogarnięta nagłym bólem.Nimue śmiała się, widząc mój gniew i bezradność.- Dlaczego to robię? Dlatego że nie dałeś mi zabić Gwydra.I dlatego że możesz sprowadzić bogów na ziemię.Dlatego.Patrzyłem jej w oczy.- Jesteś szalona - powiedziałem cicho i spokojnie.- Co ty wiesz o szaleństwie? - Powiedziała to tak, jakby spluwała na mnie.- Ty i twój umysł, twój żałosny mały umysł.Ty możesz mnie osądzać? Och, ból! - I wbiła nóż w gliniane piersi.- Ból! Ból! - Szalone istoty dołączyły się do jej krzyku.- Ból! Ból! - wykrzykiwali w uniesieniu, niektórzy klaszcząc w dłonie, inni śmiejąc się zachwyceni.- Przestań! - krzyknąłem.Nimue czaiła się nad postacią, z nożem wymierzonym do ciosu.- Chcesz ją odzyskać, Derflu?- Tak.- Byłem bliski łez.- Ma dla ciebie największą wartość?- Wiesz, że tak.- Jesteś raczej gotów pokładać się z tym - wskazała na groteskową glinianą figurę - niż z Olweną?- Nie pokładam się z inną kobietą poza Ceinwyn - powiedziałem.- W takim razie oddam ci ją - rzekła Nimue i czule pogładziła po czole glinianą postać.- Przywrócę ci twoją Ceinwyn - obiecała.- Lecz pierw musisz dać mi to, co najbardziej wartościowe.Taka jest moja cena.- A co jest najbardziej wartościowe dla ciebie? - spytałem, znając odpowiedź, zanim ją usłyszałem.- Musisz dostarczyć mi Excalibura, Derflu - powiedziała Nimue.- I Gwydra.- Czemu Gwydra? - spytałem.- Nie jest synem władcy.- Bo był obiecany bogom, a bogowie domagają się tego, co było im obiecane.Musisz mi go dostarczyć przed następną pełnią.Zabierzesz Gwydra i miecz tam, gdzie wody spotykają się poniżej Nant Dduu.Wiesz, gdzie to jest?- Wiem - rzekłem ponuro.- A jak ich nie dostarczysz, to przysięgam, że cierpienia twojej Ceinwyn wzrosną.Umieszczę w jej brzuchu robaki, sprawię, że oczy się rozpłyną, skóra popęka, ciało będzie gniło na trzaskających kościach i chociaż będzie błagała o śmierć, nie ześlę jej śmierci, lecz jedynie ból.Ból i ból.Chciałem ruszyć przed siebie i zabić Nimue na miejscu.Niegdyś była moim przyjacielem i raz nawet kochanką, lecz teraz oddaliła się ode mnie - do świata, w którym duchy były żywe, a żywi zabawkami.- Dostarcz mi Gwydra i Excalibura - ciągnęła Nimue; jej jedyne oko migotało w mroku pieczary.- A ja uwolnię Ceinwyn z zaświatowego ciała, a ciebie z przysięgi wobec mnie, a poza tym dam ci te dwie rzeczy.- Pomacała za sobą i wyciągnęła jakiś łach.Strzepnęła go i ujrzałem, że to stara opończa, którą skradziono mi w Isce.Pogrzebała w niej, znalazła coś i ujęła w dwa palce.Był to zgubiony agat z pierścionka Ceinwyn.- Miecz i ofiara za opończę i kamyk.Zrobisz to, Derflu?- Tak - rzekłem, nie zamierzając dotrzymać obietnicy, lecz skazany na to kłamstwo.- Puścisz mnie teraz i zostawisz ją w spokoju? - spytałem podniesionym głosem.- Nie - odparła Nimue, uśmiechając się.- Lecz pragniesz, aby zaznała tej nocy spokoju? W takim razie, Derflu, ulżę jej tej jednej nocy.- Zdmuchnęła z gliny popioły, wyjęła jagody i inne rzeczy wbite w ciało.- Rankiem umieszczę je na powrót - rzekła.- Nie!- Nie wszystkie, lecz z każdym dniem coraz więcej, aż usłyszę, że przybywasz tam, gdzie wody łączą się poniżej Nant Dduu.- Zdjęła z glinianego brzucha kawałek spalonej kości.- A kiedy będę miała miecz, moja armia szalonych rozpali takie ogniska, że noc w wilię Samain zamieni się w dzień.A Gwydr zostanie ci zwrócony, Derflu.Spocznie w Kotle i bogowie pocałunkiem przywrócą go do życia, Olwena legnie z nim, a on pocwałuje w chwale, dzierżąc Excalibura w dłoni.- Zaczerpnęła nieco wody z dzbana, spryskała czoło figury, łagodnie rozsmarowała wodę.Glina rozbłysła.- Idź teraz, twoja Ceinwyn zaśnie, a Olwena ma ci coś jeszcze do pokazania.Rankiem odjedziesz.Poszedłem za Olweną na drżących nogach, przepychając się przez tłum ohydnych postaci szczerzących zęby, które cisnęły się do pieczary.Kroczyłem za tańczącą dzieweczką wzdłuż urwiska, do następnej pieczary.W środku ujrzałem inną glinianą figurę, tym razem mężczyzny; Olwena wskazała na nią i zachichotała.- Czy to ja? - spytałem, ujrzałem bowiem, że glina jest gładka, bez śladu, lecz po chwili, wytężając wzrok w ciemności, ujrzałem, że oczy glinianego męża wyłupiono.- Nie, panie, to nie ty - powiedziała Olwena.Schyliła się i podniosła długą kościaną igłę leżącą obok nogi figury.- Patrz.- Wbiła igłę w glinianą nogę.Gdzieś za naszymi plecami rozległo się wycie bólu mężczyzny.Olwena zachichotała.- Jeszcze raz.- Wbiła igłę w drugą stopę.Kolejne wycie.Roześmiała się i sięgnęła po moją dłoń.- Chodź - powiedziała i powiodła mnie w głębokie pęknięcie w skale.Zwężało się, a potem nagle skończyło się przed nami, widziałem bowiem tylko blask ogniska odbity na wysokiej skale, a u końca skalnej gardzieli ukazała mi się jakby klatka.Rosły tam dwa krzewy głogu, a do ich pni przybito na krzyż nieobrobione drewniane bale, tworzące więzienną celę.Olwena puściła moją dłoń i pchnęła mnie.- Przybędę po was rankiem, panie.Tu czeka jadło.- Uśmiechnęła się, odwróciła i uciekła.Początkowo wydawało mi się, że klatka jest rodzajem schronienia i że podchodząc bliżej, znajdę drzwiczki między balami, lecz nie było tam żadnych drzwi.Klatka była wciśnięta w koniec gardzieli i obiecane jadło czekało pod jednym z głogów.Stęchły chleb, suszona baranina, dzban wody.Siadłem, przełamałem chleb i nagle coś poruszyło się w klatce.Drgnąłem, spłoszony, a to coś podpełzło ku mnie.Spodziewałem się zwierzęcia, lecz ujrzałem, iż to człowiek, a potem przekonałem się, że tym człowiekiem jest Merlin.- Będę grzeczny - zamruczał.- Będę grzeczny.- Wtedy zrozumiałem, kogo przedstawia druga figura, albowiem Merlin był ślepy.Z twarzy wyzierał mu potworny strach.- Kole w stopy, kole w stopy - biadolił.Padł obok kraty i zajęczał.- Będę grzeczny, obiecuję!Przykucnąłem.- Merlinie.?Zadygotał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.