[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Za wzniesieniem ujrzeli płomień ogniska oświetlający wierzchołki drzew, co było miłe dla oka, ale nie przynosiło pożytku.Blask ognia działał jednak na korzyść napastników: przy ognisku było jasno jak w dzień, natomiast druga strona pagórka tonęła w ciemnościach – dzicy wystawieni byli na widok, a ich wrogowie kryli się w cieniu.Korzystając z osłony młodzieńcy ostrożnie podchodzili ku wzniesieniu.Pierwszy szedł Pogromca Zwierząt.Delawarowi kazał iść z tyłu, obawiał się bowiem, aby zakochany wódz nie zrobił jakiegoś głupstwa.Szybko znaleźli się u stóp pagórka.Teraz nastąpiła bardzo niebezpieczna część wyprawy.Myśliwy posuwał się naprzód z największą ostrożnością.Strzelbę ciągnął za sobą tak, aby nie było widać lufy i aby w każdej chwili był gotów do strzału.Szedł krok za krokiem, aż znalazł się tak wysoko, że mógł spojrzeć zza grzbietu pagórka, wystawiając na światło jedynie głowę.Gdy Chingachgook znalazł się przy nim, zatrzymali się, aby dokładnie obejrzeć obóz.Na wypadek, gdyby ktoś kręcił się za nimi, zabezpieczyli się w ten sposób, że plecami oparli się o pień dębu rosnącego najbliżej ogniska.Pogromca ujrzał dokładnie to samo, co widział z czółna, tylko z drugiej strony.Wojownicy, których niewyraźne sylwetki na tle pagórka dostrzegł z jeziora, znajdowali się teraz bardzo blisko.Na pniach wokół jasno płonącego ogniska siedziało ich trzynastu – ci sami, których widział z czółna.Żywo o czymś rozprawiali, a figurka słonia krążyła z rąk do rąk.Przeszedł im już pierwszy, dziki zachwyt nad niezwykłym zwierzęciem i zastanawiali się teraz, czy zwierzę to rzeczywiście istnieje, jak wygląda i jakie są jego zwyczaje.Nie mamy czasu na to, aby przedstawić tutaj poglądy tych pierwotnych ludzi w sprawie tak bliskiej ich życiu i doświadczeniu; nie przesadzimy jednak, jeśli powiemy, że ich opinie były tak samo prawdopodobne, a o wiele bardziej wnikliwe niż połowa domysłów, jakie zazwyczaj poprzedzają wyniki badań naukowych.Choć niektóre wnioski Indian były niesłuszne, nie można zaprzeczyć, że roztrząsali zagadnienie słonia z wielkim zapałem i niestrudzoną uwagą.W tej chwili dzicy zapomnieli o wszystkim innym – dwaj przyjaciele nie mogli więc wybrać lepszej pory na swą wyprawę.Kobiety siedziały zwartą gromadką w tym samym miejscu, w którym myśliwy ujrzał je z czółna – między jego obecnym stanowiskiem a ogniem.Odległość od dębu, o który opierali się nasi młodzieńcy, do miejsca, gdzie siedzieli wojownicy, wynosiła około trzydziestu jardów.Kobiety siedziały w połowie drogi, tak blisko, że trzeba było bardzo uważać na każdy ruch i wystrzegać się najmniejszego szelestu.Choć rozmawiały półgłosem, w głębokiej ciszy lasu można było usłyszeć fragmenty ich rozmowy, a beztroski śmiech dziewcząt dobiegał aż do czółna.Pogromca Zwierząt zauważył, że przyjaciel zadrżał na całym ciele, gdy usłyszał słodki głos płynący z pięknych, świeżych ust Cyt.Położył rękę na ramieniu wodza przypominając mu w ten sposób, aby panował nad sobą.Właśnie rozmową kobiet ożywiła się, dwaj przyjaciele wyciągnęli więc szyje i nasłuchiwali.–Huroni mają ciekawsze zwierzęta – powiedziała jedna z dziewcząt pogardliwym tonem.Podobnie jak mężczyźni i kobiety rozmawiały o słoniu i jego właściwościach.– Delawarzy uważają to zwierzę za cudowne, a u nas jutro żadne usta hurońskie nie będą o nim mówiły.Nasi młodzi wojownicy złapią tego zwierza, jeśli odważy się podejść do naszych wigwamów.Słowa te były wypowiedziane właściwie pod, adresem Wah-ta-Wah, chociaż mówiąca nie miała odwagi spojrzeć na Delawarkę.–Delawarzy nie wpuścili tego zwierzęcia do swego kraju – odparła.Cyt – i żaden z nich nie widział nawet takiej figurki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.