[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jego przewodniczka była bardzo nieśmiała albo bardzo przestraszona, bo nie wypowiedziała ani jednego słowa i po doprowadzeniu Johnny’ego do drzwi z napisem „Dr Keith – zastępca dyrektora” zniknęła natychmiast.Johnny zapukał, odczekał aż usłyszy: „Proszę wejść”, pchnął drzwi i znalazł się w dużym, klimatyzowanym gabinecie, odświeżająco chłodnym w porównaniu z panującym na zewnątrz upałem.Dr Keith, mężczyzna po czterdziestce, wyglądał jak typowy profesor.Mimo iż siedział za biurkiem, widać było, że jest wysoki i szczupły.Był także pierwszym białym człowiekiem, jakiego Johnny widział na wyspie.Wskazał na krzesło i powiedział nieco nosowym głosem: – Siadaj, synu.Johnny nie lubił, kiedy go nazywano „synem”, nie podobał mu się też australijski akcent, który słyszał zresztą po raz pierwszy w życiu.Ale powiedział grzecznie: – Dziękuję panu – usiadł i czekał co stanie się dalej.Następne słowa doktora były zupełną niespodzianką.–Najpierw opowiedz mi, co się z tobą działo po zatonięciu „Santa Anny”.Wszystkie plany Johnny’ego rozbiły się.Siedział i patrzył z otwartymi ustami na doktora.Owe plany były niezupełnie jasne, zamierzał jednak, przynajmniej przez pewien czas, udawać marynarza, rozbitka, cierpiącego na zanik pamięci.Ale skoro doktor wiedział o poduszkowcu, to zapewne wiedział także, skąd Johnny pochodzi, i niewątpliwie każe go odesłać do domu.Zdecydował jednak, że nie podda się bez walki.–Nie słyszałem o żadnej Santa – czy jak jej tam – powiedział z niewinna miną.–Nie doceniasz naszej inteligencji, synu.Kiedy zjawiłeś się na tej wyspie w tak niezwykły sposób, zapytaliśmy oczywiście straż przybrzeżną drogą radiową, czy zatonął w pobliżu jakiś statek.Odpowiedziano nam, że załoga poduszkowca „Santa Anna” wylądowała w Brisbane i oświadczyła, że jej statek zatonął o sto mil na wschód od naszego wybrzeża.Jednakże stwierdziła też, że wszyscy, włącznie z kotem, uratowali się.Informacja ta wskazywałaby na to, że nie jechałeś „Santa Anną”, ale wpadło nam do głowy, że może byłeś pasażerem na gapę.Potem wystarczyło już tylko sprawdzić posterunki policyjne na trasie „Santa Anny”.Doktor zamilkł na chwilę, wziął fajkę z biurka i obejrzał ją tak dokładnie, jakby ją widział po raz pierwszy w życiu.W tym momencie Johnny zrozumiał, że doktor prowadzi z nim jakąś grę, i jego początkowa niechęć do niego wzmogła się o kilka stopni.–Zdziwiłbyś się, gdybyś się dowiedział, ilu chłopców wciąż ucieka z domu – ciągnął dalej ten irytujący głos.– Przez wiele godzin pracowaliśmy, ażeby dojść do tego, kim jesteś – i muszę powiedzieć, że kiedy połączyliśmy się z twoją ciotką Martą, nie wyraziła szczególnej wdzięczności.Nie dziwię ci się, że uciekłeś od niej.Może doktor Keith wcale nie był taki zły.–Skoro już tu jestem, to co macie zamiar ze mną zrobić? – zapytał Johnny.Stwierdził przy tym, że niestety, głos załamał mu się nieco, a łzy rozczarowania cisną się do oczu.–Na razie nie możemy wiele zrobić – odpowiedział doktor, budząc natychmiast nadzieję w Johnny’m.– Nasz statek popłynął na kontynent i wróci dopiero jutro.Nie odpłynie znowu wcześniej niż za tydzień, możesz więc liczyć na to, że pozostaniesz tu przez następnych osiem dni.Osiem dni! A więc szczęście jeszcze go nie opuściło.Wiele rzeczy może się zdarzyć w takim okresie, a on już się o to postara!W ciągu następnych trzydziestu minut opisywał dokładnie swą podróż z miejsca katastrofy na wyspę, a doktor Keith robił notatki i od czasu do czasu zadawał pytania.Nie czynił wrażenia zdziwionego.Kiedy Johnny skończył mówić, doktor wyciągnął z szuflady paczkę fotografii.Były to zdjęcia delfinów; Johnny nie miał pojęcia, że jest aż tak wiele ich odmian.–Czy mógł być rozpoznać swoich przyjaciół? – zapytał.–Spróbuję – odpowiedział chłopiec, przerzucając odbitki.Wyeliminował większość z nich, pozostawiając trzy jako prawdopodobne i dwie jako możliwe.Doktor Keith zdawał się być zadowolony z tego wyboru.–Tak – powiedział – to są zapewne one.– A potem zadał Johnny’emu bardzo dziwne pytanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.