[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Westchnęła z rozkoszy.Nash nie odrywał ust od jej skóry, całując ją w kark, ucho, szczękę.Kiedy musnął pulsującą żyłkę poniżej jej ucha, Xanthia uległa.Szpilka wypadła jej z dłoni i potoczyła się po podłodze, ona zaś oparła się na twardej piersi Nasha, odchylając głowę na jego ramię.Rękami niestrudzenie wędrował po jej ciele, sięgając od talii w górę, ku żebrom, i wyżej.Ujął w dłonie jej piersi, potem zaś lekko potarł kciukami stwardniałe sutki.Zalani padającymi ukośnie promieniami popołudniowego słońca, nie odzywali się z obawy, że zniszczą niezwykły czar chwili.Nash nadal pokrywał jej szyję palącymi pocałunkami, sunąc wargami w dół, aż do ramienia, podczas gdy oddech Xanthii coraz bardziej przyspieszał.Kiedy gorącym koniuszkiem języka dotknął płatka jej ucha, z ust Xanthii wyrwało się westchnienie.Wciągnąwszy ze świstem powietrze, Nash położył dłoń na jej brzuchu, drugą zaś sięgnął niżej.I jeszcze niżej - aż Xanthia desperacko zapragnęła zedrzeć z siebie ubranie, tak by nic go nie ograniczało, ona zaś mogła poczuć jego namiętne usta w innych, bardziej intymnych miejscach.Najwyraźniej myśleli o tym samym.Xanthia zadrżała, gdy jej łydki omiótł chłodny powiew.Nash unosił warstwy jej spódnicy centymetr po centymetrze, nad kolano, zbierając wreszcie materiał powyżej biodra.Każdą cząstkę jej ciała przeszył dreszcz dzikiego pożądania.Żeby nie stracić równowagi, oparła dłonie o mapę.Ugryzł ją w kark, akurat na tyle mocno, aby zachowała pełną świadomość chwili.Jego ręka zaś.o Boże, jego ręka! Nie powstrzymała go ani marszczona halka, ani szlachetny batyst jej pantalonów.Nash wsuwał już palec w jej wilgotny, jedwabisty żar, wsuwał i wyjmował.Po mistrzowsku, niczym niecny dręczyciel, do granic wytrzymałości napinał strunę jej pożądania.Oddech Xanthii stał się urywany.Nash rozpoznał jej pragnienie i wepchnął palec głębiej, jednocześnie muskając i drażniąc nabrzmiały punkt jej rozkoszy.Kiedy intensywność doznania wzrosła, Xanthia całym ciężarem wsparła się o ścianę, szeroko rozstawiając dłonie.Rozpalonym policzkiem przylgnęła do chłodnej mapy.Tkwiła w pułapce, unieruchomiona przez silne ciało Nasha, podczas gdy jego twardy penis natarczywie zagłębiał się w szczelinę między jej pośladkami.- Boże - wychrypiał Nash z ustami przy jej szyi.- Dobry Boże, co ja bym dał, żeby zerwać te pan - talony i podnieść cię na.Lecz było już na to za późno.Urywany oddech Xanthii przeszedł w ciche, rytmiczne łkanie.Nie mogła czekać.Doprowadził ją do ostateczności, tak iż dygotała z bolesnej, pulsującej potrzeby.Lgnęła do ściany, wstrząsana spazmami.Rozczapierzonymi palcami przeciągnęła po mapie, posyłając na podłogę kolejne szpilki.Ruchy jego dłoni przyprawiały ją o szaleństwo, aż wreszcie ziemia umknęła jej spod stóp, a brud, piasek i musztardowa farba obskurnego biura zawirowały wokół niej, by zaraz eksplodować w powodzi białego światła.Zadrżała potężnie, potem zaś wszystko z niej spłynęło, pozostawiając po sobie doskonałą czystość.Kiedy Xanthia, nadal drżąca, przyszła nieco do siebie, Nash obrócił ją w ramionach i pocałunkami zaczął połykać jej głośny oddech.- Cicho, cii.- uspokajał, muskając wargami jej łuk brwiowy.- Ostrożnie, kochana.Gwałtownie powróciła do rzeczywistości.Biuro.Personel.O Boże, Gareth.Usiłowała skinąć głową, lecz w tym samym momencie Nash, ignorując własną radę, z pełnym udręki jękiem wpił się w jej usta.Nadal nienasycona, otworzyła się dlań od razu i jego język wślizgnął się głęboko, złakniony jej sekretów.Znów zebrał w garści jej spódnice, przyciągając ją do siebie, jakby tonął, ona zaś była ową ostatnią deską ratunku.Nie przestawał jej całować, jedną ręką przytrzymując za pośladki.Nozdrza mu się rozszerzyły, oddychał ciężko.Przygarnął ją mocno do siebie, po czym wreszcie oderwał usta od jej ust, a w jego oczach odmalował się jakby zawód zmieszany z żalem.Niezdolna nań spojrzeć, Xanthia przytuliła się do Nasha, opierając czoło na jego ramieniu.- Sądziłam, że jest pan sybarytą, milordzie szepnęła.- Dbającym wyłącznie o własną przyjemność.- Dostateczną przyjemność sprawiło mi obserwowanie pani - wymamrotał w jej włosy.- Kłamca - powiedziała, wybuchając śmiechem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.