[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wielu innych wśród Sprzymierzeńców z Kamlachu opowiedziało się po stronie Korony.Musieli wiedzieć, że to samobójstwo.Na moich oczach diuk d’Aiglemort zebrał wierne sobie wojsko, wykrzykując bezgłośne rozkazy.Wystarczyło ich, by zgnieść atak na d’Aiglemorta.Garść rebeliantów wyrwała się z pola bitwy i rzuciła do ucieczki przez góry.Wielu jeźdźców runęło w pogoń, ale diuk ich zatrzymał, żeby ocenić swoje siły.Był za mądry, by spieszyć się w bitwie.Buntowników pochwyconych żywcem poddał przesłuchaniu.Jeden z nich – Poszukiwacz Chwały – roześmiał się i splunął mu w twarz, a wówczas żołnierze rzucili go na kolana i przyłożyli mu miecz do karku.D’Aiglemort zapytał go o coś.Nie słyszałam odpowiedzi, ale odgadłam jej treść, widząc straszną minę diuka.Nie wiedział, że Waldemar Selig go zdradził.Ale się dowiedział.I zabił posłańca.Gdyby Pan Cieśniny zaczarował misę, żeby nie pokazała, jaki los spotkał uciekających rebeliantów.Niestety.Patrzyliśmy, jak zebrali się na polach Namarry, ścigani niespiesznie przez oddziały d’Aiglemorta.Skupieni na ucieczce przed Sprzymierzeńcami z Kamlachu, wpadli prosto na armię Waldemara Seliga.Joscelin stęknął.Odwróciłam się.– Patrz – przykazał bezlitośnie Pan Cieśniny.To była rzeź – dobrze, że przynajmniej szybka; Skaldowie umieją zadawać szybką śmierć, zwłaszcza wojowie Seliga.Patrzyłam, jak zabijają ze śpiewem na ustach, wywijając czerwonymi od krwi mieczami.Zapewne słyszałam kiedyś tę pieśń.W dali widziałam lśniące proporce d’Aiglemorta; ariergarda wycofywała się roztropnie, nie dostrzeżona przez skaldyjskich najeźdźców.Potem na scenie ukazał się trzon armii d’Angelińskiej.Pole bitwy było za wielkie, żeby je ogarnąć.Składaliśmy je kawałek po kawałku, patrząc w misę.Na czele jechał Percy, hrabia de Somerville, wbijając klin w słaby środek rzesz skaldyjskich.Ach, Eluo, krew lała się strumieniami.Strach było patrzeć.Bezskutecznie próbowałam porachować sztandary D’Angelinów.Siovaleńczycy, Eisandyjczycy, L’Agnatczycy, Kuszelici, Namarrowie; bez Azalijczyków, którzy stacjonowali na północy, strzegąc granicy na Rhenusie.I bez Kamaelitów, ci bowiem walczyli pod d’Aiglemortem albo nie żyli.Zobaczyłam złotego lwa rodziny królewskiej Aragonii, łopoczącego nad kompanią piechoty w sile około tysiąca ludzi w pękatych hełmach.Walczyli ze zdyscyplinowaną skutecznością, długimi pikami odpierając pieszych Skaldów.Ze zdumieniem spostrzegłam diuka Barquiela L’Envers na czele dwustu jeźdźców wymusztrowanych na akadyjską modłę, nękających prawą flankę Skaldów strzałami z krótkich łuków.Drustan mab Necthana pochylił się z zaciekawieniem; nie miałam mu tego za złe.Diuk uśmiechał się szeroko, końce jego burnusa powiewały za stożkowatym stalowym hełmem.Jego jeźdźcy zawrócili jak stado szpaków, wypuszczając deszcz śmiercionośnych strzał.Jedna trafiła Kolbjorna z Mannów prosto w oczodół, na co patrzyłam bez cienia współczucia.Nie miałam zaufania do L’Enversa, który przez długie lata był wrogiem mojego pana, Anafiela Delaunaya, i teraz cieszyłam się, że opowiedział się po naszej stronie.W końcu Skaldowie okazali się po prostu zbyt liczni.Formacja hrabiego de Somerville przebiła się przez środek sił skaldyjskich, a na prawej flance panował chaos, gdy wróg bezładnie próbował przeciwstawić się atakom jazdy L’Enversa.Ale na lewym skrzydle, na wschodzie, dowodził Waldemar Selig.Patrzyłam, nie mogąc oderwać wzroku, jak zbiera swoje watahy, wykrzykując rozkazy, i rzuca je na d’Angelińskie wojska.Patrzyłam, jak odcina klin hrabiego de Somerville.Zostaliśmy rozgromieni.Na korzyść de Somerville’a świadczy fakt, że odwrót przebiegał w sposób uporządkowany.Do tej chwili nie w pełni rozumiałam, dlaczego hrabia został dowódcą wojsk królewskich.Ten dzień wszystko wyjaśnił.Szereg l’agnackich łuczników, osłaniany przez jazdę, przykląkł z długimi łukami w rękach.Z ponurymi twarzami, nie ustępowali ani o krok, wysyłając w powietrze grad strzał, utrzymując Skaldów na dystans, podczas gdy nasze wojska się wycofywały.Większość z nich miała zginąć, choć ludzie Barquiela L’Envers, jeżdżący jak dziesięć tysięcy akadyjskich diabłów, wielu uratowali.Ale zabezpieczyli odwrót armii D’Angelinów.Wojsko wycofało się do Troyes-le-Mont wśród wzgórz północnej Namarry.Później dowiedziałam się, że de Somerville przewidział taki rozwój wydarzeń, dlatego przygotował fortecę na przyjęcie wojska, wzmacniając fortyfikacje i gromadząc zapasy.Była tam Ysandra de la Courcel, która miała przetrwać lub umrzeć wraz z Terre d’Ange [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.