[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jej tęczowa sukienka falowała jednostajnie i ponuro.–Co się stało? – spytał.–Po At-sen przyszedł jej były pan – odparła Inclate, splatając nerwowo małe dłonie.– Zabrał ją.Znów chce ją mieć lub ma minąć jedna dziesiąta roku, odkąd są jednym i wtedy dopiero At-sen będzie wolna.– Spojrzała na Gurgeha.Jej rysy zniekształcał smutek, granatowe włosy omiatały twarz powolnymi, chybotliwymi cieniami.– Słyszałam, jak Sho-Za nie pozwolił ci nigdzie odchodzić, ale czy nie mógłbyś pomóc? Ona jest moją przyjaciółką.To nie twoja sprawa, ale…–Co miałbym zrobić?–Chodź, może we dwójkę uda nam się go odwrócić jego uwagę.Chyba wiem, gdzie ją zaprowadził.Nie narażę cię na niebezpieczeństwo, Jernow.– Wzięła go za rękę.Szybko maszerowali, prawie biegli krętymi, wyłożonymi drewnem korytarzami, mijali drzwi i komnaty.Przeróżne wrażenia atakowały zmysły Gurgeha: słuch – muzyka, śmiech, wrzaski; wzrok – służba, obrazki erotyczne, widok rozkołysanego tłumu na galeriach; powonienie – zapachy jedzenia, perfum, potu kosmitów.Nagle Inclate przystanęła.Doszli do głębokiej, amfiteatralnej sali.Na scenie oświetlonej lampami, dającymi widmo zbliżone do słonecznego, stał nagi mężczyzna; obracał się z wolna raz w lewo, raz w prawo przed wielkim ekranem, ukazującym z bliska jego skórę.Muzyka dudniła.Inclate, trzymając Gurgeha za rękę, rozglądała się po zatłoczonej widowni.Tymczasem Gurgeh patrzył na scenę.Pulchnawy, blady mężczyzna miał na ciele kilka olbrzymich wielobarwnych sińców, sprawiających wrażenie namalowanych obrazków.Większe z nich, na plecach i torsie, ukazywały twarze Azadian.Niebieskim, żółtym, fioletem, zielenią, czernią i czerwienią wykonano niezwykle dokładne i delikatne portrety, które ożywiały się, robiły miny, gdy mężczyzna poruszał mięśniami.Gurgehowi zaparło dech.–Widzę ich! – Inclate przekrzykiwała pulsującą muzykę.Schwyciła Gurgeha za rękę i przez tłum poprowadziła go w kierunku sceny, do At-sen.Przy dziewczynie stał jakiś apeks; potrząsał nią, wrzeszczał i wskazywał mężczyznę na scenie.At-sen zwiesiła głowę, ramiona jej drgały, jakby wstrząsane płaczem.Suknia wideo była wyłączona – teraz na kobiecie wisiała szara, martwa tkanina.Apeks wrzasnął na At-sen i uderzył ją w głowę; czarne unoszące się włosy kobiety leniwie zatoczyły łuk.Opadła na kolana; włosy przetykane spinkami antygrawitacyjnymi podążyły za nią, wyglądało to tak, jakby kobieta powoli tonęła.Nikt z widzów nie zwrócił na ten incydent najmniejszej uwagi.Inclate ruszyła ku przyjaciółce, ciągnąc Gurgeha za sobą.Apeks zobaczył nadchodzących i usiłował odejść, wlokąc za sobą At-sen.Inclate krzyczała na niego.Trzymając Gurgeha za rękę, podchodziła coraz bliżej.Apeks, nagle przerażony, ciągnąc za sobą At-sen, szedł tyłem ku wyjściu, znajdującym się pod sceną.Inclate rzuciła się za nimi, ale drogę zagrodziła jej grupa wysokich azadiańskich samców, wpatrzonych w widowisko na podium.Inclate biła ich w plecy pięściami.At-sen znikła pod sceną.Gurgeh, silniej zbudowany od Inclate, przepchnął się przed nią i utorował przejście między dwoma samcami.Wraz z Inclate wbiegli przez wahadłowe drzwi.Korytarz ostro zakręcał.Gnali teraz po wąskich schodkach w kierunku, skąd dochodziły krzyki.Przeskoczyli stopień, na którym leżała rozerwana kolia z monitorem, i wpadli do cichego oświetlonego zielonkawo korytarza z licznymi drzwiami.At-sen leżała na podłodze, nad nią stał apeks i wrzeszczał.Zobaczył Gurgeha i Inclate, zaczął wygrażać im pięścią.Inclate krzyczała do niego bez ładu i składu.Gurgeh postąpił krok ku apeksowi, ale ten wyciągnął z kieszeni pistolet.Gurgeh zatrzymał się, Inclate umilkła, jej przyjaciółka kwiliła na podłodze.Apeks coś mówił, ale tak szybko, że Gurgeh niczego nie rozumiał.Azadianin wskazywał na kobietę, potem na sufit; zaczął histeryzować, pistolet trząsł mu się w dłoni.A Gurgeh gdzieś w zakamarkach umysłu analizował sytuację: „Czy ja się boję? Czy to już strach? Patrzę śmierci w oczy, widzę ją przez tę czarną dziurkę, przez ten mały, pokręcony tunel w dłoni obcego.Czy czekam na poczucie strachu…które nie nadchodzi.Czekam.Czy to oznacza, że jeszcze teraz nie umrę czy przeciwnie – umrę za chwilę?Życie albo śmierć za jednym pociągnięciem spustu, za pojedynczym drgnieniem nerwu.Wystarczy nie do końca przemyślana decyzja jakiegoś opętanego zazdrośnika, sto tysięcy kilometrów od domu…”.Apeks wycofywał się.Gestykulował, żałośnie machał w kierunku At-sen, Gurgeha i Inclate.Podszedł do At-sen i bez przekonania kopnął ją w plecy.Dziewczyna zapłakała.Jej prześladowca, wrzeszcząc coś bez składu, odwrócił się, cisnął broń na podłogę i pobiegł przed siebie.Gurgeh ruszył za nim, przeskakując przez leżącą At-sen.Apeks zniknął na ciemnych, spiralnych schodach na krętego przejścia.Gurgeh przystanął, a potem cofnął się do zielonkawo oświetlonego korytarza.Przez otwarte drzwi wylewało się cytrynowe światło.Minął krótki hall, zobaczył przylegającą do hallu łazienkę, potem wszedł do niewielkiego pokoju wyłożonego lustrami.Nawet na podłodze migotały refleksy barwy miodu.Stanął wśród zanikającej armii lustrzanych Gurgehów.At-sen w zniszczonej, szarej sukience siedziała na przezroczystym łożu.Zagubiona, zwiesiła głowę; płakała.Obok na klęczkach Inclate obejmowała przyjaciółkę i coś do niej łagodnie mówiła.Obraz tych dwóch kobiet mnożył się na błyszczących ścianach.Gurgeh zawahał się; At-sen spojrzała na niego załzawionymi oczyma.–Och, Jernow! – wyciągnęła drżącą dłoń.Przysiadł przy łóżku, objął drżącą kobietę.Teraz obie przyjaciółki płakały.Gurgeh pogłaskał At-sen po plecach.Złożyła mu głowę na ramieniu.Czuł jej ciepłe usta na karku.Inclate wstała, zamknęła drzwi, a potem dołączyła do kobiety i mężczyzny przy łóżku.Zrzuciła tęczową suknię na lustrzaną podłogę, tworząc opalizującą kałużę barw.Shohobohaum Za pojawił się tam po chwili – kopniakiem otworzył drzwi i wkroczył do wyłożonego lustrami pomieszczenia.Stanął inteligentnie na środku, tak że zmultyplikowana grupa iluzorycznych Shohobohaumów powielała się nieskończenie w oszukanej przestrzeni.Rozejrzał się gniewnie, ignorując ludzi na łóżku [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.