[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przecież dunyain na pewno wiedział, o co mu chodzi.Zawsze wiedział.– Zabijanie czarnoksiężników.Zagrały rogi.Schyłek wiosny,4111 Rok Kła,Wyżyny AndiamińskieXerius wyszedł z wanny i po marmurowych stopniach podszedł do czekających z ręcznikami i olejkami niewolnic.Pierwszy raz od dawna wyczuwał dobroczynny wpływ bóstw opiekuńczych.Ze zdumieniem patrzył, jak z półmroku zalegającego w głębi komnaty wynurza się przepysznie odziana cesarzowa, jego matka.– Powiedz mi, matko – zaczął, odwracając wzrok – czy tylko przez przypadek nachodzisz mnie zawsze w takich niefortunnych chwilach? Odwrócił się w jej stronę.Niewolnice delikatnie wycierały mu krocze.A może nasze spotkania też starannie planujesz?Cesarzowa skłoniła się lekko, jakby była równym mu shriahem.– Mam dla ciebie prezent, Xeriusie.Wskazała stojącą obok niej ciemnowłosą brankę.Zaufany eunuch cesarzowej, olbrzym Pisulathas, zamaszystym gestem rozchylił i ściągnął suknię dziewczyny.Miała skórę białą jak Galeothka.Była naga jak sam cesarz i niemal równie piękna.Prezenty od matki.Podkreślały obłudę darów tych, którzy nie byli jego podwładnymi, bo to nie były szczere upominki.Darczyńcy zawsze oczekiwali czegoś w zamian.Nie pamiętał już, od jak dawna Istriya sprowadza mu tych mężczyzn i kobiety.Namiastki.Musiał jej przyznać, że ma oko do dziwek.Wiedziała, jak sprawić mu przyjemność.Nigdy się nie myliła.– Jesteś prawdziwą wiedźmą, kiedy przychodzi do przekupstwa, matko – rzekł, podziwiając zalęknioną dziewczynę.– Czy był kiedyś na tym świecie szczęśliwszy syn ode mnie?– Skeaós nie żyje – odparła.Xerius zerknął na nią przelotnie, ale zaraz znów skupił się na dziewczynie, która zaczęła nacierać go olejkiem.– Coś nie żyje – poprawił matkę.Stłumił dreszcz.– Nie wiemy, co to było.– Dlaczego nic mi nie powiedziano?– Wiedziałem, że i tak szybko się dowiesz.– Xerius usiadł na krześle, które mu podstawiono.Niewolnice zaczęły rozczesywać mu włosy, nacierać je oliwą, polerować paznokcie.– Jak zwykle.– Cishaurim – stwierdziła Istriya po chwili milczenia.– To oczywiste.– Czyli wiedzą.Znają twoje plany.– To bez znaczenia.Wcześniej też je znali.– Czy naprawdę stałeś się aż takim głupcem, Xeriusie? Myślałam, że teraz przynajmniej przemyślisz sprawę.– Jaką sprawę, matko?– Jaką?! Ten niedorzeczny pakt z poganami.– Ciszej, matko.– Xerius zerknął nerwowo na niewolnicę, ale z pewnością nie rozumiała ani słowa po sheyicku.– O tym się głośno nie mówi.Nigdy więcej tego nie rób! Słyszałaś?– To był cishaurim, Xeriusie! Pomyśl o tym! Przez tyle lat żył u twego boku, nosząc twarz Skeaósa, głównego cesarskiego powiernika! Gadzim językiem sączył w twe uszy trujące rady.Przez tyle lat dzieliłeś swe ambicje z ohydnym monstrum!Xerius rzeczywiście dużo o tym myślał – ostatnio nie był w stanie myśleć o niczym innym.Nocami śniły mu się twarze – twarze jak pięści.I Gaenkelti, który zginął w tak.niedorzeczny sposób.A potem zawsze pojawiało się to samo pytanie, które uderzało z siłą zdolną wyrwać go z nużącej rutyny codzienności.Czy jest ich więcej? Więcej takich.– Prawisz kazania człowiekowi wykształconemu, matko.Wiem dobrze, że we wszystkim należy dążyć do równowagi.Także w słabości i przewadze.Sama mnie tego uczyłaś.Ale cesarzowa była nieugięta.Stara dziwka nigdy nie ustępowała.– Cishaurimowie zawładnęli twoim sercem, Xeriusie, poprzez ciebie zaczęli wysysać szpik cesarstwa, a ty chcesz, żeby coś takiego, zbrodnia bez precedensu, pozostała nieukarana? I to w takiej chwili, gdy bogowie podali ci jak na tacy narzędzie zemsty? Nadal chciałbyś powstrzymać świętą wojnę? Jeżeli to zrobisz, jeżeli oszczędzisz Shimeh, Xeriusie, oszczędzisz także cishaurimów.– Milcz! – Wściekły ryk rozdarł ciszę komnaty.Istriya zaśmiała się zjadliwie.– Mój nagi syn.Mój biedny.nagi.syn.Xerius zerwał się na nogi, roztrącając niewolnice.Posłał cesarzowej pytające, zranione spojrzenie.– To do ciebie niepodobne, matko.Nigdy nie lękałaś się potępienia.Czyżbyś się starzała? Powiedz mi, jakie to uczucie, stanąć na skraju przepaści.Poczuć, jak twoje łono jałowieje.Patrzeć, jak w oczach kochanków maluje się skrywane obrzydzenie.Instynktownie uderzył w czuły punkt.W jej próżność.Nie znał innego sposobu, żeby ją zranić.Ale kiedy się odezwała, w jej odpowiedzi nie było słychać bólu:– Nadchodzi taki czas, Xeriusie, kiedy przestajesz się przejmować spojrzeniami widzów.Demonstracja urody przypomina tani przepych;jest dobra dla młodych i głupich.Liczy się działanie, Xeriusie.Przy nim wszystko inne to tylko błyskotki.Zobaczysz.– Po co w takim razie te wszystkie kosmetyki, matko? Dlaczego każesz niewolnicom stroić cię jak starą kurwę na ucztę?– Ty potworze.– wyszeptała cesarzowa z twarzą całkowicie pozbawioną wyrazu.– Nie jestem gorszym potworem niż moja matka – odparował Xerius i zaśmiał się okrutnie.– Czy teraz, gdy twoje zepsute życie dobiega końca, przepełnia cię żal, matko?Przeniosła wzrok na parującą wodę w wannie.– Żalu nie da się uniknąć.Zabolały go te słowa.– Może.Może i tak.– Nagle poczuł litość.Kiedyś byli sobie z matką tacy.bliscy.Ale Istriya potrafiła się zbliżyć tylko do tych, których miała na własność.A jego już nie posiadała.Ta myśl go rozczuliła.Jakie to musiało być smutne, stracić syna, półboga.– Oboje mamy cięty język, matko.Chcę, byś wiedziała, że żałuję tych naszych pyskówek.– Przyjrzał się jej w zadumie, przygryzając wargę.– Ale jeśli jeszcze raz wspomnisz o Shimehu, nie będę już nic mówić, zacznę działać.A wtedy pożałujesz.Zrozumiałaś?– Tak, Xeriusie.Jej oczy pałały złością, ale udał, że tego nie widzi.Kiedy miało się do czynienia z cesarzową, każde, nawet najmniejsze ustępstwo z jej strony było zwycięstwem.Zamiast niej wolał podziwiać młódkę o miękkich włosach łonowych i jędrnych piersiach, wydźwigniętych do góry jak skrzydła jaskółki.Poczuł podniecenie.Wyciągnął do niej rękę.Niechętnie zbliżyła się do niego.Razem podeszli do pobliskiej sofy, na której się wyciągnął.– Wiesz, co masz robić, dziecko?Rozchyliła smukłe uda i uklękła nad nim w rozkroku.Łzy popłynęły jej po policzkach.Z drżeniem osunęła się na jego członek.Zaparło mu dech w piersi.Czuł, że zagłębia się w ciepłej, nietkniętej brzoskwince.Na świecie istniały wprawdzie takie potworności jak cishaurimowie, ale było też na nim miejsce dla takich cudownych owoców.Cesarzowa skierowała się ku wyjściu.– Nie zostaniesz, matko? – zawołał ochrypłym głosem.– Nie chcesz zobaczyć, jak syn cieszy się z twojego daru?Istriya się zawahała.– Nie, Xeriusie.– Mimo to zostaniesz, matko [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.