[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nieustannie wydawało jej się, że stoi na progu jakiejś wielkiej i nieodkrytej tajemnicy.Hrabina także przyglądała jej się z uśmiechem.Sabina miała wrażenie nawiązującej się między nimi nici porozumienia.Czegoś, co opiera się bardziej na powinowactwie duchowym niż na słowach.Wiedziała, że ta starsza kobieta wie wszystko i wszystko rozumie.Było to bardzo krzepiące i dawało spokój.– Pani kosmetyki mnie zachwyciły – powiedziała, gdy opróżniła w milczeniu ponad połowę filiżanki.Hrabina pokiwała głową.– To bardzo stare receptury.Studiowałam perfumiarstwo w Grasse u najlepszych mistrzów.Tam też kupiłam mój pierwszy alembik.Potem trochę bawiłam się w destylowanie perfum, ale dopiero zamówienia ze spółdzielni wiejskiej „Ida” pozwoliły mi wypłynąć na szerokie wody.Proszę sobie wyobrazić, że dzięki tym kosmetykom na stare lata zostałam bogata! – Pani Tekla zakreśliła ręką koło w powietrzu, wskazując na półki.– Mogę sobie kupić każdą książkę, jaką chcę! Kiedy Mila z Witkiem doprowadzili do wsi internet, już nawet nie muszę wychodzić z domu, wszystko kupuję z dostawą do adresata.To bardzo wygodnie, nie uważa pani? Mam w Madrycie jednego takiego szperacza na zlecenie, który wyławia mi ciekawe książki z zakresu perfumiarstwa, czasem prawdziwe białe kruki… Teraz na przykład robię kremy wedle tych przepisów.Na razie niezbyt mi wychodzi, ale nie rezygnuję.– Niesamowite – powiedziała z podziwem Sabina.– Ten zapach… Nie mogę uwierzyć, że udało się go pani zatrzymać w nienaruszonym stanie.To woń róż w nagrzanym upałem słońcu.Pani Tyczyńska pokiwała głową.– To baza nowego zapachu perfumowego.Ciągle nad nim pracuję, ale na pewno pani zobaczy go pierwsza.Widać, że potrafi pani docenić róże.Jak na Laurę Rossę przystało – pomyślała Sabina i jakiś niewyraźny cień przebiegł po jej niezmąconym do tej pory dobrym humorze.Wspomnienie Laury to był jakiś dysonans, fałszywa nuta, a jednak musiała o niej pamiętać, jeżeli chciała skończyć książkę.– Pani pisze? – zapytała niespodziewanie hrabina, jakby czytając w jej myślach.Sabina wzdrygnęła się, przyłapana na gorącym uczynku.– Tak.To taka powieść biograficzna, teraz to się dobrze sprzedaje.O Jane Austen…– Nudziara – skwitowała Tyczyńska.– Nigdy jej nie lubiłam.Wieczne polowanie na męża, migreny i przejażdżki do wód.– No, ale musi pani przyznać, że była dosyć złośliwa w osądzaniu ówczesnych stosunków społecznych.– Była złośliwa, bo była starą panną bez majątku.Doskonale zatem widziała, jaka jest pozycja innych starych panien, czepiających się klamki krewnych.I miała na to jedną receptę – jak najszybciej wyjść za mąż!– Z drugiej strony to w końcu jest jakieś wyjście, prawda? – Sabina się zaśmiała, znowu zabierając się do kawy.Pani Tekla zawtórowała jej.– No tak, na pewno wyjściem jest, skoro się tak nazywa!– A wie pani? – przypomniała sobie Sabina.– Spotkałam tu wielbiciela powieści starego Trollope’a, pana Rokosza.Nie przypuszczałam, że biznesmen w branży kurzej ma takie zainteresowania literackie.Hrabina wzruszyła ramionami.– Rokosz studiował w Anglii, ale maniery ma nieco plebejskie.Nie podoba mi się, w jaki sposób nas wszystkich traktuje.Zamierza postawić tu tę swoją śmierdzącą fabrykę, nie licząc się z faktem, że wszyscy żyjemy z czystego powietrza.To będzie koniec nie tylko hotelu „Pod Graalem i Różą” i moich kosmetyków, ale i spółdzielni wiejskiej „Ida”.Wszyscy zmarniejemy przez niego, ale z tym człowiekiem nie sposób rozmawiać…– Dlaczego?– Bo on ma w sercu wyłącznie sejf z dużymi nominałami.Kupił tanio ziemię, po dawnym PGR-ze w Brzózkach, i udaje, że nam sprowadził cywilizację.A ten idiota, wójt Brzózek o nieobyczajnym nazwisku Kręcichwost, tylko go w tym wspiera.– Pani hrabina wyraźnie się zdenerwowała, bo z trudem łapała oddech.Sabina o nic już nie chciała pytać, żeby jej nie denerwować.Poczekała, aż starsza dama się uspokoi i zagadnęła o znakomite środki do kąpieli, które znalazła w swojej łazience.Tyczyńska rozpogodziła się i zaprowadziła Sabinę do podręcznego magazynku.Południewska zobaczyła na półkach starannie ustawione i obklejone znajomymi etykietkami z zawijasem słoje, słoiczki i butelki – podobne do tych, które ma u siebie.Pani Tekla pomyszkowała chwilę między opakowaniami i wydobyła sporej wielkości słoik z jakąś bladoróżową zawartością.– To mydło kąpielowe – wyjaśniła Sabinie, która z pewnym wahaniem oglądała opakowanie.– Ma gęstszą konsystencję niż mydło w płynie, ale nie jest tak twarde jak kostka.Wie pani, jak w powiedzonku „Ni pies, ni wydra, coś na kształt świdra”[6].I to jest mój własny wynalazek.Takie mazidło kąpielowe.Może pani się smarować dowolnie lub dodawać do wody…– Fantastyczne – powiedziała pisarka z podziwem, odkręcając słoiczek.Wydobył się z niego zapierający dech w piersiach zapach róż.– Nowa linia – obwieściła dumnie hrabina.– Na razie nosi roboczą nazwę „Królowa Róż” w nawiązaniu do mojej ukochanej książki Balzaka Historia wielkości i upadku Cezara Birroteau[7].To bardzo pouczająca opowieść o pewnym paryskim perfumiarzu, co to był bogaty, lecz zbyt pazerny i w końcu stracił wszystko.Jego sklep nosił właśnie taką nazwę.– Jest pani prawdziwą artystką – stwierdziła Sabina, zamykając słoik.– Nie wiem, czy powinnam tego używać, szkoda mi.Pani Tekla wybuchnęła śmiechem.– Niech pani używa, na zdrowie! Prace wciąż trwają, ja nieustannie udoskonalam produkt, to zaledwie pierwsza wersja!Pożegnały się serdecznie, a Sabina obiecała, że wkrótce wpadnie na kolejną kawę i pogawędkę o perfumach.Wychodząc z domku hrabiny, zorientowała się, jak wiele czasu minęło, od kiedy wyszła z pałacu.Znowu się spóźni – na obiad już nie zdążyła, a za chwilę przegapi kolację.Roześmiała się do siebie na tę myśl.Zachowuję się tu jak na koloniach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|