[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kelly wyciągnął z buta przegrywającą kartę i pokazał wygrywającą.Była nią piątka.Cromwell wygrał cały zakład, nie połowę.- Szczęście początkującego - stwierdził, kiedy Kelly podsunął mu wygrane żetony.- Życzy pan sobie coś, panie Cromwell?- Nie, dziękuję.- Poprosił pan o spotkanie - przypomniał Kelly.- Jak się mogę odwdzięczyć za przysługi, które wyświadcza mi pan od lat, za hojne pożyczki i pomoc w trzymaniu policji z dala od lokalu?- Muszę kogoś wyeliminować - odrzekł Cromwell takim tonem, jakby zamawiał piwo.- W tym mieście? - spytał Kelly, rozdając karty.- Nie, w Denver.- Mężczyznę, mam nadzieję - powiedział Kelly, nie odrywając wzroku od buta.- Proszę obstawić.Cromwell przytaknął i umieścił żeton między damą a waletem.- Kogoś z Agencji Detektywistycznej Van Dorn.Kelly znieruchomiał przed wyciągnięciem karty.- Usunięcie człowieka Van Dorna może mieć poważne reperkusje.- Tylko wówczas, jeśli nie zrobi się tego, jak należy.- Kto to jest?- Detektyw nazwiskiem Isaac Bell.- Cromwell wręczył Kelly'emu fotografię, którą dała mu siostra.- Oto jego zdjęcie.Kelly zerknął na nie.- Dlaczego chce pan go zlikwidować?- Mam swoje powody.Kelly wyciągnął przegrywającą kartę i odsłonił wygrywającą, damę.Cromwellowi znów się poszczęściło.Kelly spojrzał na niego ponad stolikiem.- Z tego, co słyszałem, każdy, kto zabił jakiegoś agenta Van Dorna, został wytropiony i powieszony.- To byli kryminaliści, którzy głupio dali się złapać detektywom z agencji.Jeśli zrobi się to należycie, Van Dorn nigdy się nie dowie, kto zabił Bella, i dlaczego.Niech pan upozoruje przypadkowe zabójstwo lub nawet wypadek.Jeśli nie pozostawi się żadnych śladów, to agenci nie zdołają znaleźć sprawcy.Kelly odchylił się wolno do tyłu na krześle.- Muszę wyznać, Cromwell, że mi się to nie podoba.- Nie padło słowo „pan”.Cromwell uśmiechnął się ponuro.- A spodobałoby się panu, gdybym zaproponował dwadzieścia tysięcy dolarów?Kelly usiadł prosto i popatrzył na Cromwella, jakby mu nie wierzył.- Dwadzieścia tysięcy, mówi pan? - „Pan” powróciło.- Chcę, żeby to zrobił zawodowiec, a nie jakiś drobny rzezimieszek z ulicy.- Jak pan sobie życzy, gdzie to ma się stać?Cromwell ani przez chwilę nie wątpił, że Kelly weźmie tę robotę.Właściciel saloonu tkwił po uszy w działalności przestępczej.Było z góry wiadomo, że skusi go korzyść finansowa.- W Denver.Bell ma bazę w tamtejszym biurze Van Dorna.- Im dalej od San Francisco, tym lepiej - stwierdził cicho Kelly.- Umowa stoi, panie Cromwell.Dogadali się.Cromwell wstał i z szerokim uśmiechem wskazał głową żetony na stoliku.- Dla rozdającego.Każę dostarczyć panu dziesięć tysięcy go tówką jutro do południa.Resztę dostanie pan po śmierci Bella.Kelly się nie podniósł.- Rozumiem.Cromwell przepchnął się na dół i zobaczył, że tancerze stoją i przyglądają się, jak jego siostra na scenie wykonuje zmysłowy i prowokacyjny taniec brzucha ku uciesze wszystkich gości.Rozluźniła gorset i rozpuściła włosy.Poruszała biodrami w rytm muzyki.Przy stoliku Butler był już kompletnie pijany, a Marion patrzyła z podziwem na popisy Margaret.Cromwell przywołał gestem jednego z kierowników, którzy pełnili również role wykidajłów.- Słucham szanownego pana.- Proszę zanieść tego dżentelmena do mojego samochodu.Wykidajło skinął głową, jednym wprawnym ruchem dźwignąłurżniętego Butlera do pozycji stojącej i zarzucił sobie na ramię.Potem wspiął się po schodach, niosąc go bez wysiłku niczym worek owsa.Cromwell nachylił się do Marion.- Dojdzie pani do samochodu?Spojrzała na niego jakby z gniewem.- Oczywiście, że dojdę.- Więc czas iść.- Wziął ją za ramię i podniósł z krzesła.Ma rion bez pomocy, choć chwiejnie, weszła po schodach.Cromwell skupił uwagę na siostrze.Nie bawiło go jej skandaliczne zacho wanie.Złapał ją za ramię wystarczająco mocno, by zostawić si niaka, ściągnął ze sceny i powlókł przez lokal do czekającego przy krawężniku samochodu.Nieprzytomny Butler zajmował miejsce z przodu obok Abnera, zaś Marion siedziała ze szklistymi oczami z tyłu.Bankier brutalnie wepchnął Margaret na tylne siedzenie, wcisnął ją w róg i usadowił się między dwiema kobietami.Abner wsiadł za kierownicę, uruchomił samochód i pojechał skąpaną w blasku kolorowych świateł ulicą.Cromwell powoli otoczył ramieniem Marion.Spojrzała na niego z obojętną, roztargnioną miną.Szampan zaszumiał jej w głowie, ale się nie upiła.Miała jasny umysł.Kiedy Cromwell ścisnął jej ramię, wstrzymała na chwilę oddech.Czuła, jak jego ciało napiera na nią na wąskim siedzeniu.Był czas, gdy Marion uważała swojego szefa za atrakcyjnego i bardzo ją pociągał.Ale przez te wszystkie lata, kiedy u niego pracowała, nie próbował się do niej zbliżyć.A teraz, nagle, po tak długiej znajomości, zainteresował się nią.O dziwo, nie ogarnęło jej podniecenie.Wydał jej się odpychający i nie rozumiała dlaczego.Marion ulżyło, że nie posunął się dalej.Jego ręka spoczywała luźno na jej ramionach, dopóki Abner nie zatrzymał rollsa przed jej kamienicą.Cromwell wysiadł i pomógł jej wyjść z samochodu.- Dobranoc, Marion - powiedział, nie puszczając jej dłoni.-Mam nadzieję, że to był dla pani interesujący wieczór.Miała wrażenie, że teraz dostrzega głęboko w jego wnętrzu coś, czego nie zauważała przedtem, i jego dotyk napełnił ją odrazą.- Będę go długo pamiętała - odrzekła szczerze.- Mam nadzieję, że pan Butler i pańska siostra dojdą do siebie.- Jutro będą mieli kociokwik i należy im się to - odparł z cierpkim uśmiechem.- Widzimy się w poniedziałek rano.Mam stos korespondencji do podyktowania.Chcę mieć puste biurko, kiedy będę wyjeżdżał służbowo w piątek.- Znów pan wyjeżdża? Tak prędko?- Na konferencję bankierów w Denver.Muszę na niej być.- Zatem do poniedziałku - powiedziała z głęboką ulgą, gdy puścił jej dłoń.Wspięła się po schodach do drzwi, odwróciła i popatrzyła na rolls-royce'a, kiedy odjeżdżał.Wiedziała, że między jej przełożonym i nią już nigdy nie będzie tak samo.Był w nim chłód, z którego wcześniej nie zdawała sobie sprawy, i wzdrygnęła się na wspomnienie jego dotyku [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.