[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdzie był Kacziun? Jego brat musiał usłyszeć poruszenie.– Nie trwóżcie się, gdy zabrzmią rogi waszych czatowników – powiedział nieco ciszej do druhów chana.– To będą moi ludzie, ale mają rozkaz nie tykać mojego ludu.Zaczęli otrząsać się z szoku pierwszych chwil i Temudżyn nie wiedział, jak się zachowają.Ci, którzy stali najbliżej, najwyraźniej jednak słuchali.– Wiem, że ogarnia was wściekłość, ale uczynię zadość waszemu honorowi, zabierając mój lud na północ przeciw Tatarom – powiedział.– Pomścicie śmierć mojego ojca i będziemy jednym plemieniem na stepach, jednym ludem.Tak jak powinno być zawsze.Niech drżą przed nami Tatarzy! Niech drży przed nami Kin!Zobaczył, jak rozluźniają się ich napięte ręce i z trudem powstrzymał się przed okazaniem triumfu.Usłyszał dźwięki ostrzegawczych rogów i raz jeszcze musiał uspokoić tłum.– Ani jeden Ołkunut nie będzie skrzywdzony, przysięgam na duszę mego ojca.Nie przez moich ludzi.Przepuśćcie ich i zastanówcie się nad przysięgą, której będę od was oczekiwał.Rozejrzał się po ich twarzach i zobaczył, że wciąż patrzyli na niego.– Słyszeliście, że jestem dzikim wilkiem dla Tatarów, że jestem ich plagą.Słyszeliście, że moje słowo jest jak żelazo.Powiadam wam teraz, że Ołkunutowie są bezpieczni pod moim ramieniem.Patrzył, jak Kacziun i dziesięciu wojowników w jego harbanie powoli wjeżdża w tłum i czuł nieopisaną ulgę na ich widok.Niektórzy Ołkunuci wciąż stali, jakby zapuścili korzenie, i musieli zostać delikatnie zepchnięci z drogi przez kuce.Tłum nadal milczał, kiedy Kacziun i jego ludzie zsiedli.Kacziun nie wiedział, czego się wcześniej spodziewał, ale z podziwem patrzył na zastygłych w bezruchu Ołkunutów, wpatrzonych w jego brata.Ku jego zdumieniu Temudżyn objął go szybko, owładnięty przez emocje, które groziły zepsuciem jego zwycięstwa.– Na osobności spotkam się z druhami dawnego chana i przyjmę ich przysięgę – powiedział tłumowi Temudżyn.W ciszy wszyscy mogli go usłyszeć.– O zmierzchu przyjmę wasze.Nie trwóżcie się.Jutro koczowisko wyrusza na północ, na spotkanie z Kereitami, naszymi sprzymierzeńcami.Rozejrzał się i stwierdził, że napięte łuki w końcu opuszczono.Skinął sztywno do łuczników.– Słyszałem, że Ołkunutowie sieją strach w walce – powiedział.– Pokażemy Tatarom, że nie mogą bezkarnie wkraczać na nasze ziemie.Jakiś barczysty mężczyzna przepychał się przez tłum od tyłu.Jeden chłopiec nie zdążył odejść i dostał w głowę cios, po którym upadł.Temudżyn popatrzył na przybysza i natychmiast wyparował jego triumf.Wiedział, że Sansar ma synów.Ten, który się zbliżał, miał rysy ojca, ale potężniejszą posturę.Może Sansar był niegdyś równie silny.– Gdzie jest mój ojciec? – zapytał przybysz, gdy podszedł bliżej.Wojownicy odwrócili się do niego i wielu z nich skłoniło się odruchowo na jego widok.Temudżyn zazgrzytał zębami, szykując się na ich natarcie.Jego bracia zjeżyli się u jego boku i wszyscy wokół nagle trzymali w rękach miecz albo topór.– Twój ojciec nie żyje – powiedział Temudżyn.– Przejąłem plemię.– Kim ty jesteś, żeby do mnie mówić? – parsknął mężczyzna.Zanim Temudżyn zdążył odpowiedzieć, syn Sansara rzucił rozkaz do druhów stojących tuż obok.– Zabić ich wszystkich.Nikt się nie ruszył i Temudżyn poczuł iskierkę nadziei, niecącą się na nowo w jego wstrząsanej emocjami duszy.– Już za późno – powiedział cicho.– Przejąłem ich prawem krwi i podboju.Nie ma tu już dla ciebie miejsca.Syn Sansara rozdziawił usta w zdumieniu i rozejrzał się po twarzach ludzi, których znał przez całe życie.Nie chcieli patrzeć mu w oczy, a jego twarz z wolna zmieniła się w obojętną maskę.Nie brakowało mu odwagi, musiał stwierdzić Temudżyn.Miał rozbiegane oczy po ojcu, gdy oceniał nową sytuację.W końcu skrzywił się.– Więc moim prawem jest rzucić ci wyzwanie na oczach plemienia.Jeśli chcesz zająć miejsce mojego ojca, wpierw musisz mnie zabić albo ja zabiję ciebie.Mówił z całkowitą pewnością w głosie i Temudżyn poczuł przypływ podziwu dla niego.– Przyjmuję – powiedział.– Chociaż nie znam twojego imienia.Syn Sansara rozluźnił ramiona w okrężnych ruchach.– Jestem Paliak, chan Ołkunutów.Było to odważne stwierdzenie i Temudżyn skłonił się, zamiast mu zaprzeczyć.Podszedł z powrotem do Arsłana i wziął kunsztowny miecz z jego ręki.– Zabij go szybko – syknął Arsłan pod nosem.– Jeśli zaczną mu wiwatować, wszyscy zginiemy.Temudżyn spojrzał na niego w milczeniu, odwrócił się z powrotem do Paliaka i rzucił mu miecz.Zauważył, jak umiejętnie syn Sansara chwycił broń i ściągnął brwi.Życie ich wszystkich zależało teraz od jego umiejętności i niekończących się ćwiczeń z Arsłanem i Yuanem.Paliak przeciął ostrzem powietrze i wyszczerzył zęby.Prychnął, kiedy zbliżył się Temudżyn.– W tej zbroi? Czemu po prostu nie zastrzelisz mnie z dystansu? Boisz się bez niej zmierzyć się ze mną?Temudżyn puściłby to mimo uszu, gdyby ołkunuccy wojownicy nie mruknęli na znak zgody.Rozpostarł ramiona i zaczekał, aż Arsłan i Kacziun odwiązali panele.Kiedy skończyli, został tylko w lekkiej jedwabnej tunice i grubych bawełnianych spodniach.Uniósł ostrze pod spojrzeniem każdego mężczyzny i każdej kobiety z Ołkunutów.– Atakuj – powiedział Temudżyn.Paliak ryknął i rzucił się naprzód, celując w gniewie tak, aby odrąbać Temudżynowi głowę jednym cięciem z góry.Temudżyn usunął się w lewo spod toru miecza i zadał szybkie pchnięcie wymierzone w pierś przeciwnika.Miecz rozharatał bok Paliaka, czego syn Sansara zdawał się jednak nie dostrzegać.Wyprowadził kolejny cios z błyskawiczną prędkością i Temudżyn był zmuszony parować.Przez chwilę stali, siłując się twarzą w twarz, dopóki Paliak nie odepchnął przeciwnika wolną ręką.W tym momencie Temudżyn zadał cięcie i przeszył koniuszkiem miecza szyję przeciwnika.Syn Sansara próbował wypluć krew płynącą mu do gardła.Wypuścił z palców miecz Arsłana i obiema rękami ze straszliwą siłą ścisnął się za szyję.Pod spojrzeniem Temudżyna odwrócił się, jakby chciał odejść, i zaraz potem przewrócił się na twarz i znieruchomiał.Wśród tłumu rozległo się westchnienie i Temudżyn popatrzył chłodno na zebranych, zastanawiając się, czy nie rozerwą go na strzępy.Zobaczył Kökego z ustami otwartymi w przerażeniu.Kiedy spoczął na nim wzrok Temudżyna, Köke odwrócił się i zaczął przedzierać się przez tłum.Reszta Ołkunutów gapiła się jak owce i Temudżynowi zaczęła już kończyć się cierpliwość.Podszedł do ogniska, przy którym gotowano strawę, i wziął rozpalone polano spod garnka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|