[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Udawał, że jest bardziej ogłuszony, niż było w rzeczywistości.Wkrótce znalazł przedmiot swoich poszukiwań.Pętlę ręcznego uchwytu linowego…Nie wypuszczając rewolwerów z dłoni, Diakon zwrócił się do blond zastępcy:–Odśwież moją pamięć.Co się dzieje, gdy żadne nie gada?Wydawało się, że Skand znalazł się w kropce.Wreszcie wzruszył ramionami i powiedział:–Pierwszy raz się to zdarza.Pętla poszerzała się…Sfrustrowany Diakon rozejrzał się po pokładzie.Błyski w jego oczach zdradzały ożywiony namysł.–W porządku – powiedział i uniósł jeden rewolwer.– Jak nie chcą nam powiedzieć, gdzie jest dzieciak, oto co zrobimy.Zabijemy oboje…I wystrzelił dwukrotnie w powietrze.Żeglarz skrzywił się.Wiedział, co to za sobą pociągnie.Dziecko wyskoczyło gwałtownie z luku dziobowego, krzycząc:–Nie, nie!Jego rozpacz zamieniła się w radość, gdy ujrzało Żeglarza i Helen nadal żywych, ale natychmiast przeszła znowu w żałość.–O, dziecięca naiwności! – powiedział Diakon.– Ale całym sercem uwielbiam te niewinne bąki.Przynieście ją tu.Strażnik złapał dziecko jak przedmiot.Bezceremonialnie rzucił je przed Diakonem.Wódz Dymiarzy pochylił się, zsunął tunikę odsłaniając tatuaż.Zarechotał z radości.Podniósł dziecko trzymając je pod pachami i pokazał plecy z rysunkiem Dymiarzom.–“Bierzecie i jedzcie!” – krzyknął.– Tak kończy się kazanko na dzień dzisiejszy…I Dymiarze zaczęli wiwatować, a Diakon stał triumfalnie na pokładzie.Inny pirat wyłonił się z kabiny na głównym pokładzie.–Patrzcie! – zawołał.Żeglarz poszerzał pętlę uchwytu linowego.Serce w nim zamarło; facet miał jego “National Geographic”.Ale nie miał ich długo.Złapał je Diakon i zaczął przeglądać z szeroko wytrzeszczonymi oczami, opadniętą szczęką, jakby zaraz miała z niej zacząć kapać ślina.–Patrzcie na tę ziemię – powiedział zduszonym głosem przeglądając zdjęcie za zdjęciem.– Nawet nie mogę zacząć… wspaniałe! Tylko popatrzcie na to kwadratowe ujęcie!Strażnik podszedł do Żeglarza i szarpnięciem poderwał go na nogi, ale ten nie wypuszczał pętli, którą trzymał za plecami.Dymiarz miał oko na więźnia, ale nie pracowało ono uczciwie; uwaga strażnika skupiała się na Diakonie.Wódz chłonął magnetyzujące zdjęcia z Czasów Lądu.Wreszcie Diakon z ociąganiem zwrócił się ku Enoli.Ale cenne czasopisma ściskał mocno w dłoni.–Zdejmie jej tunikę i połóżcie małą, żebyśmy mogli lepiej przyjrzeć się tym znakom…Kolejni Dymiarze weszli na pokład trimaranu i wypełnili rozkazy.Skand i następny pirat dołączyli do Diakona.Patrzyli na plecy Enoli, jakby były posiłkiem, w którym mieli uczestniczyć.–Czy to ma dla ciebie jakiś sens? – spytał Diakon wskazując znaki Skandowi.–Nie.–Ja też nie potrafię tego odczytać… Zrobimy to na “‘Deez”.– Wskazał na Enolę rulonem czasopism.– Mamy to, po co przyszliśmy.Skand zerknął na Żeglarza i Helen.–Co z nimi?–Załatw ich.–A łódź?–Spal.Skand zmarszczył czoło.–To łódź jak marzenie, Diakon.–Jest skażona.Nieczysta.Rybia.Poza tym obiecałem, że to zrobię, a ja zawsze dotrzymuję obietnic.Już, do roboty!Jednym płynnym ruchem Żeglarz zarzucił pętlę na szyję strażnika i kopnął dźwignię.Przeciwwaga spadła w dół……i Dymiarz wyskoczył w górę masztu, który stał mu się szubienicą.Żeglarz złapał Helen za rękę, pociągnął za sobą.Pobiegli ku rufie.Skoczyli przez burtę.Kule Skanda wpierw przeszyły powietrze – żywioł, który właśnie opuścili uciekinierzy, a potem pogrążyły się w wodę – inny żywioł, w którym się głęboko zanurzyli.ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZYProwadził ją, mocno ściskając za przegub, i płynęła za Żeglarzem, aż nagle wynurzyli się w otworze studni czerpalnej w głównym kadłubie.Helen nie miała pojęcia o jej istnieniu.Żeglarz unosił się na wodzie.Czekał cierpliwie, aż Helen nasyci płuca powietrzem.Serce biło jej mocno.–Enola tam jest – szepnęła.–Wiem.Nic na to teraz nie poradzimy.– Spojrzał na nią lodowato.– Musimy zejść głęboko.–Głęboko?–Bardzo głęboko.I zostać głęboko.Poczuła zawrót głowy.–Jak? Nie potrafię oddychać pod wodą jak ty… Pogładził ją po twarzy.Ten gest był zaskakujący, czuły.–Będę oddychał za nas oboje.Napastnicy musieli usłyszeć ich rozmowę, bo nagle wystrzeliwane na oślep kule przeszyły kadłub.Skinął jej głową.Poszła w jego ślady, zanurzyła się.Płynęli głębiej, coraz głębiej, podczas gdy kule ich goniły, ale nadaremnie, pościg spowalniała woda, pogrążały się w niej nieszkodliwie jak ołowiane ciężarki.Ale powietrza uchodzącego coraz cieńszymi strumyczkami było coraz mniej i Helen ogarniała panika.Tonę – pomyślała.Niebiosa, pomóżcie mi, tonę!Żeglarz zatrzymał się, stanął w wodzie i przyciągnął Helen do siebie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|