[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nigdy nie przyszło mi do głowy, że.— Jeśli chcesz przeżyć, pomyśl o wszystkim — powiedziała surowo.— Teraz, jeśli będziemy mieli szczęście, nasz mały bank sprawi, że przemycą nas na pokładzie Kupca Toorinu.* * *Kupiec pojawił się wcześnie rano.Mavra i Joshi obserwowali, jak jego żagle wyrastają na pustym horyzoncie; białe, postrzępione od sztormów obłoki na wielkich masztach.Nie był to bynajmniej jedyny statek na morzu Turagin, ale jeden z sześciu przewożących pocztę i obsługujących te sześciokąty, którym na tym zależało lub dla których to było niezbędne; umożliwiał handel i transport.Był to wspaniały okręt.Długi niemal na sto metrów, zbudowany z najlepszego, twardego drewna, krytego miedzią.Załoga wolałaby stal, lecz to okazało się zbyt ciężkie dla żaglowca.Był to trójmasztowiec z osobliwym bukszprytem i okrężnicą, przez którą w razie potrzeby mogły wysunąć się złowieszczo wyglądające armaty.Jego nadbudówka na śródokręciu mieściła także dwa bliźniacze, czarne kominy nad turbiną, która we wszystkich sześciokątach, poza nietechnologicznymi, mogła napędzać dwie śruby na rufie.Everod, morski sześciokąt sąsiadujący na wybrzeżu z Glathriel był nietechnologiczny.Zamieszkujące go ogromne, podobne do małży stworzenia o licznych, przekłuwających skorupy mackach należały do typu żyjącego głęboko pod wodą.Nigdy nie nawiązali prawdziwych kontaktów z mieszkańcami lądów, ale i nie przeszkadzali w handlu prowadzonym na powierzchni między innymi przez Kupca.Faktem jest, że także oni wykorzystywali Kupca, i po złożeniu zamówienia u brokera w Strefie otrzymywali wszystko, co było im potrzebne.Załoga Kupca, w liczbie trzydziestu czterech, była zbieraniną osobników różnych ras z rejonu morza Turagin.Podobni do nietoperzy Drika trzymali nocne wachty i od czasu do czasu ruszali do przodu na zwiady przed sztormem.Skorpiony Ecundo wspinały się zwinnie po olinowaniu i obsługiwały żagle zdumiewająco uniwersalnymi kleszczami.Kapitan przypominał z wyglądu dużą kulę splątanej nylonowej żyłki, z której w miarę potrzeby wyłaniały się spiczaste kończyny.Zwinęli żagle i zakotwiczyli przy rafie oznaczonej żółtymi bojami; opuszczenie kotwicy na głębokiej wodzie i, co nie wykluczone, „nadepnięcie” jakiemuś Everodowi na skorupę, mogłoby zaszkodzić interesom.Z rufy opuszczono barkas.Duże wiosła wznosiły się i opadały rytmicznie, kiedy płynęli w kierunku zagrody.Pierwszy oficer, lśniący, trójkątny Wygonian, którego sześć kończyn przypominało kudłate wyciory do fajki, zbadał wybrzeże małymi oczami na czułkach, od czasu do czasu pomrukując rozkazy swoim muskularnym wioślarzom z Twosh.Kiedy w końcu spostrzegł zburzone ściany zagrody, krzyknął do wioślarzy, aby zwolnili.Parę smużek dymu wciąż jeszcze unosiło się ze środka, więc domyślił się, że coś jest nie w porządku.Mavra i Joshi kłusem wbiegli na plażę na wprost dziobu barkasu i podeszli do przystani.Ich widok uspokoił nieco pierwszego oficera, barkas zawrócił i przycumował z łatwością.Zostali dobrymi przyjaciółmi.Wielu z załogi Kupca od dziesięciu lat pływało na statku i w ich kontraktach zawsze był punkt o tym dostawczym postoju.— Mavro! — Tbisi, oficer, zawołał na nią.— Co się tutaj wydarzyło?Szybko opowiedziała o wizycie ostatniej nocy i swoich obawach.Członkowie załogi pokiwali głowami ze współczuciem; wiedzieli, dlaczego tutaj jest i dlaczego jest taka, jaka jest.— A więc rozumiesz chyba, że nie możemy zostać tu dłużej — podsumowała — i nie możemy wrócić do Ambrezjan.Wiesz, co mogłoby się stać.Ortega zabrałby nas po prostu do Strefy i zamknął na resztę życia w przytulnej, małej klatce.— Tbisi nie był wysoki i Mavra mogła niemalże patrzeć prosto w jego dziwną twarz i oczy.— Wyobraź sobie, co to oznacza, Tibby! Wyobraź sobie, że ktoś chce ciebie zabrać z pokładu Kupca i wepchnąć do miłej, czarnej dziury na resztę twoich dni!Nie tylko oficer, ale i Twoshe przytaknęli głowami ze współczuciem.— Jak możemy wam pomóc? — zapytał oficer, czując swą bezradność.Skinęła głową w stronę zagrody.— Tam jest prawie pół tony suszonego tytoniu i około trzydziestu funtów złota.Jest wasze, jeżeli nas stąd zabierzecie.— Ale dokąd pójdziecie? — ze strony Tbisiego był to bardziej sprzeciw niż pytanie.— Do Gedemondas — odpowiedziała.— Och wiem, że nie mają wybrzeża, lecz obsługujecie Mucrol, który jest tuż obok.Drobne zboczenie z kursu?Powoli potrząsnął swoją niewiarygodnie płaską głową.— To prawda, moglibyśmy to zrobić, lecz nie zaraz.Musimy dbać o naszą pracę i środki na utrzymanie.Trwałoby to przynajmniej miesiąc, może dłużej.Jeśli Ortega lub ktokolwiek inny szukałby ciebie, zacznie od Kupca.Zastanowiła się nad jego słowami.— W takim razie, co powiesz na to: przewieź nas na wyspę, na Ecundo.Wiem, że tam przybijasz.Przejdziemy lądem przez Ecundo i Wuckl i spotkamy się z wami po drugiej stronie w porcie Wuckl, Hygit; stamtąd już tylko skok na drugą stronę.Oficer wciąż miał wątpliwości.— Nie wiem.To prawda, że w załodze jest kilku Ecundów, uczciwych ludzi, lecz generalnie to obrzydliwa hałastra.Ci, którzy płyną z nami, są przeważnie poszukiwani we własnym kraju.Nasi Ecundowie to zgrana paczka i nie lubią obcych.Przytaknęła.— Wiem o tym.Ale wypasają bundas i, jeśli o tym pomyśleć, bundas wyglądają podobnie jak my z owłosieniem.Mnóstwo z nich biega wolno, myślę więc, że zdołamy przedostać się na drugą stronę.— Ale Ecundowie zjadają bundas — zwrócił uwagę Tbisi.— Mogą także i was zjeść [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.