X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie chcę tam na górze żadnej wpadki!Julin kiwnął głową i spróbował się odprężyć.Zabębnił palcami po poręczy siedzenia - długie, ostre, twarde paznokcie, jak ze stali.Nagle popatrzył w dół.Poczuł się jakoś śmiesznie, dziwnie, na poręczy fotela ujrzał malutką kałużę płynu.Umoczył ostrożnie palec, podniósł do nosa, powąchał.Nic.Popróbował językiem i poczuł łagodne drętwienie.Co do diabła? - powiedział do siebie zdziwiony.Przyglądał się teraz wszystkim palcom obu rąk z rosnącym zdumieniem.Rodzaj chrząstki, trochę grubszej od ludzkiego włosa.Rurka, sztywna, sterowana malutkim mięśniem.Trucizna? - zastanawiał się.Zdecydował się, że wypróbuje to przy sposobności.Zapaliło się ostrzegawcze światło, a kabina zaczęła zwalniać.- A więc jesteśmy na miejscu, do dzieła - powiedział Trelig swobodnie, kiedy stanęli.Osobowość Gila Zindera została zepchnięta na bok przez Nikki Zinder, którą teraz był.Nie mógł się ruszyć bez Renarda i Mavry Chang, musiał się odpowiednio zachowywać i musiał w to naprawdę wierzyć.Obie wybrał najłatwiejszą metodę - po prostu zrobił ze starego człowieka jego własną córkę i wyizolował osobowość z rzeczywistości.Kiedy się otworzyły drzwi, wyszli w ciepłe, świeże powietrze, w jasny blask słoneczny.Wszystko było teraz trochę zmienione - pojawiły się cienie, odległość od słońca też była inna, miało ono inny kolor, co zmieniało wszystko wokół.No i wreszcie ta planeta, zakrywająca dziesiątą część firmamentu.Stanęli, oniemiali.Nie byli przygotowani na ten widok: połyskująca, srebrzysta, wielościenna bryła odbijająca słoneczny blask.Pasmo chmur oddzielało część południową, błękitnawą, od półkuli północnej, skąpanej w całej gamie żółci i czerwieni.Zniekształcenia powodowane przez ekran plazmowy czyniły ten widok jeszcze bardziej niesamowitym.- Rany! - westchnął Gil.Zawsze praktyczny Trelig pierwszy przerwał tę rozmarzoną ciszę.- Dalej! - powiedział.- Rozejrzyjmy się, kto tu rządzi!Na powitanie wybiegło kilku strażników, a także dwie dziewczyny z obsługi.- Renard! Bogu dzięki! - powiedział jeden z nich, uświadamiając Treligowi, że nie wie, jakie stosunki łączą tych ludzi.Znał natomiast ich imiona i pochodzenie, i to mu bardzo ułatwiło zadanie.- Destin! - odpowiedział, obejmując małego mężczyznę.Nie, do licha - pomyślał wściekły - przecież to była kobieta.Popatrzył na nich poważnie.- Za co niby należą się dzięki? - spytał kwaśno.- Jeszcze pięć dni? W ten sposób odwrócił ich uwagę od wszelkich dalszych porównań.- Gdzie reszta gości? - spytał Ben.- Są tu gdzieś - odpowiedział jeden ze strażników.- Staraliśmy się ich trzymać z daleka.I tak ma to niewielkie znaczenie.Jedziemy na tym samym wozie.- Strażnik wskazał na Świat Studnię.- Popatrzcie na tę małą kropkę na tle planety.Widzicie? Tam, trochę poniżej przegrody, trochę na prawo.Ben wytężył wzrok i wreszcie to dostrzegł - mała czarna plamka niczym łepek od szpilki, coś jakby dziurka w tym większym świecie.Obiekt się przesuwał.- To strażnica - wyjaśnił strażnik.- Rozwali każdy statek, który spróbuje się oderwać z tego świata.Tylko Trelig zna hasło wyłączające system, a jego akurat nie ma.Pewnie więc będziecie musieli być świadkami naszej śmierci, ale za cztery, może pięć tygodni i wam skończy się jedzenie i czeka was to samo.Możecie też próbować uciekać tym jednym statkiem i dać się rozproszkować w przestrzeń.Może zresztą wszyscy powinniśmy tak zrobić.Może tak byłoby najlepiej, zważywszy, co nam pozostało.Ponura to była przemowa, i nie to chcieli usłyszeć nowo przybyli.- Znam się trochę na tych statkach - powiedział Ben.- Może zejdę na dół i zobaczę, co się da zrobić.W każdym razie nie zaszkodzi sprawdzić, prawda?Strażnik wzruszył ramionami.- Dlaczego nie? Chcesz, żeby ktoś z tobą poszedł?- Renard? Może ty? - podsunął Ben.Trelig ani na chwilę nie tracił przytomności umysłu.Byłoby to zbyt niebezpieczne.- Idź najpierw ty.Weź ze sobą dziewczynę.Akurat dla nas to niewielka różnica.Zejdę później popatrzeć, jak ci idzie.Julin był rozczarowany; wszystko na razie wydawało się takie łatwe.Niewiele jednak mógł poradzić.- Chodź, Nikki - powiedział, ruszając.Tłusta dziewczyna poszła za nim potulnie, oglądając się ciągle na pałający, dziwnie nadrealistyczny obraz planety, częściowo skrytej za horyzontem.Julin też nie mógł o niej przestać myśleć.Wiedział, że gdyby wielki spodek był dokładnie po drugiej stronie Nowych Pompei, nie mieliby szansy jej ujrzeć, ale ponieważ był przesunięty pod pewnym kątem - mogli obserwować dwie trzecie planety.Okolica była raczej bezludna, do portu kosmicznego dotarli w jakieś piętnaście minut.Julin po raz pierwszy naprawdę się odprężył.To było niemalże zbyt łatwe.Wszedł do budynku portu i zatrzymał się.W środku tkwił wielki chłop z twarzą wikinga.Siedział na czymś w rodzaju lady i wyglądał na kompletnie pijanego.Julin pomyślał, że jest to atrakcyjny mężczyzna, i sam fakt, że taka myśl nie wyzwoliła w nim niepokoju czy niemiłych uczuć, świadczył o tym, jak głęboko sięgała ingerencja Obiego.Spróbował sobie przypomnieć imię faceta.- Aha! Więc i ty dałaś się złapać! - ryknął tamten, pociągając solidnie z butelki.- Myślałem, że zwiałaś!Julin stał tak, zastanawiając się, co robić.Facet przewyższał go znacznie wzrostem, poza tym fizycznie Julin był przecież Mavrą Chang.Nigdy nie był zbyt waleczny, a te przymioty bardzo by się akurat teraz przydały.Rumney był goły jak święty turecki.Podskoczył do niego.- Wszystko stracone! - oświadczył.- Wy nie możecie się stąd wydostać, jak też nikt nie może! - wrzeszczał w upojeniu.- Co więc nam zostało innego, jak się upić i zabawić jeszcze raz? Dlaczego nie, kotku? No, chodźcie! Wezmę was jednym sztychem! - Wystarczyło popatrzyć na okolice jego lędźwi, by pozbyć się wszelkich wątpliwości co do jego intencji.- Chcecie łyka? - Wyciągnął ku nim butelkę.Julin poczuł, jak poprzednie wrażenie pryska raptownie, a jego miejsce zajmuje lęk.Ruszył do drzwi, ale pijany gladiator uprzedził go.Bawił się teraz z nim jak kot z myszką, zaśmiewając się jak szalony.Julin ruszył się, i Rumney się ruszył, cały czas rechocząc.Malutka kobieta rozpaczliwie rozglądała się za jakąś drogą ucieczki, ale pomieszczenie dworca było zbyt małe.Zinder gapił się na ten żywy obraz, zakłopotany i zdumiony.Była to jedna z fantazji seksualnych Nikki Zinder, a on nie mógł się oprzeć wrażeniu, że śni.Gdzieś tam, w głębi jego mózgu, siedział zrezygnowany Gil Zinder, nie próbując nawet walczyć z tym uczuciem.- Posłuchaj - próbował przekonywać Ben Julin - nie wiem, jak się nazywasz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.

Drogi uĚźytkowniku!

W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

 Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

 Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.