[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wybrałam prostą, różową, bawełnianą bluzkę z kwadratowym kołnierzykiem i spódnicę, która kończyła się jakieś trzy centymetry nad kostką.Wciąż nosiłam medalion, który podarował mi Beau ponad rok temu, kiedy wyjeżdżałam do Greenwood School w Baton Rouge, ale teraz zdjęłam go i schowałam wśród innych drogich mi pamiątek w starej dębowej komodzie babuni Catherine.Dla Pearl wybrałam różową sukieneczkę z białą kokardą przy kołnierzyku.Nakarmiłam ją i ubrałam, położyłam ponownie do kołyski, ubrałam się sama, a potem usiadłam i zaczęłam szczotkować włosy.Zamierzałam puścić je luźno na ramiona i plecy.Usta umalowałam lekko szminką, włożyłam beret, należący kiedyś do babuni Catherine i wyszłam z Pearl na ganek, żeby zaczekać na Paula.Usłyszałam klakson jego samochodu, jeszcze zanim wjechał na podjazd.Samochód świeżo umyty aż lśnił, a Paul miał na sobie nowy, niebieski garnitur i krawat luźno zawiązany pod szyją.Gdy wysiadł, w jego kasztanowych włosach odbijały się promienie słońca.- Dzień dobry - powitał nas.Oboje byliśmy tak zdenerwowani, jak byśmy się umówili na pierwszą randkę.- Jedźmy już.Ojciec Antoine w Breaux Bridge czeka na nas.-Otworzył przede mną drzwi samochodu.- Wyglądasz bardzo ładnie.- Dziękuję, ale nie czuję się ładna.Czuję się.niespokojna.- To normalne - powiedział.Zapalił silnik i ruszyliśmy.Mżyło, wycieraczki przedniej szyby ścierały wodę, przypominając dwa długie palce kiwające się ostrzegawczo i zapowiadające hańbę.Słowo to dudniło mi w głowie w rytm obracających się kół: hańba.hańba, hańba, hańba.- Możemy się już wprowadzać do domu.Oczywiście na razie kupiłem tylko nieodzowne meble.Jutro, czy pojutrze moglibyśmy wybrać się do Nowego Orleanu.- Do Nowego Orleanu! Po co?- Żebyś mogła zrobić zakupy w najlepszych sklepach.Nie musisz przejmować się kosztami.Twoim zadaniem jest zrobić z Cyprysowego Dworu coś niezwykłego, dom, który powinien wzbudzać zazdrość wśród najbogatszych Kreolów z Nowego Orleanu.Powinnaś też jak najszybciej urządzić swoją pracownię - ciągnął z uśmiechem.- Gdy tylko wrócimy z Nowego Orleanu, przyjmiemy opiekunkę do Pearl, żebyś miała więcej czasu na malowanie.- Opiekunkę? Chyba nie będzie mi potrzebna, Paul.- Oczywiście, że ci się przyda.Pani Cyprysowego Dworu musi mieć wielu służących.Zatrudniłem już kamerdynera.To kwarteron o nazwisku James Humble.Ma jakieś pięćdziesiąt lat i pracował w najlepszych domach.- Kamerdyner? - A jeszcze tak niedawno płynęliśmy łodzią Paula po bagnach i snuliśmy plany na przyszłość.- I pokojówkę.Nazywa się Holly Mixon.Jest pół krwi Haitanką i Indianką ze szczepu Choctaw.Ma ponad dwadzieścia lat.Ją również poleciła mi agencja.Jestem jednak pewien, że najbardziej ucieszysz się z naszej kucharki - dodał z szelmowskim błyskiem w oku.- A to dlaczego?- Nazywa się Letitia Brown, ale woli, by do niej mówić Letty.Przypomina twoją Ninę Jackson.Nie chce zdradzić swojego wieku, ale myślę, że ma około sześćdziesiątki.Wyznaje voodoo - zniżył głos, by zabrzmiało to bardziej złowieszczo.- Tak wiele przez ten krótki czas zdziałałeś! - wykrzyknęłam zdumiona.Zaczerwienił się, jakbym przyłapała go na gorącym uczynku.- Planowałem ten dzień, odkąd wróciłaś na rozlewiska, Ruby.Wiedziałem, że ta chwila w końcu nadejdzie.- A co z twoją rodziną, Paul? Powiedziałeś rodzicom, że zamierzamy się pobrać? - spytałam.Przez chwilę milczał.- Nie, jeszcze nie - wyznał w końcu.- Pomyślałem, że powiem im dopiero po wszystkim.Wtedy będą musieli to zaakceptować.Wszystko się ułoży - zapewnił mnie, ale to nie uspokoiło mojego walącego jak młotem serca.Deszcz ustał zupełnie, zanim dojechaliśmy do Breaux Bridge, lecz niebo pozostało ciemne i złowróżbne.Ojciec Antoine mieszkał na probostwie koło kościoła, ze swoją gospodynią, panną Mulrooney.Miał około sześćdziesięciu pięciu lat i siwe włosy obcięte tak krótko, że kosmyki po bokach sterczały mu niczym włosie pędzla.Jego niebieskie oczy patrzyły łagodnie i uśmiechał się tym rodzajem uśmiechu, dzięki któremu człowiek czuje się swobodny i zrelaksowany.Panna Mulrooney, wysoka, chuda kobieta o ciemnosiwych włosach, sprawiała wrażenie surowej i nieprzychylnej.Paul powiedział ojcu Antoine'owi, że Pearl jest jego córką i że chce się ze mną ożenić, pragnie jednak, by ślub byłcichy, z dala od potępiającego wzroku wścibskich sąsiadów i przyjaciół rodziny.Ojciec Antoine okazał wiele zrozumienia i uszczęśliwiony Paul postanowił od razu przystąpić do rzeczy.Nasza ceremonia zaślubin odbyła się w oszałamiającym tempie.Kiedy miałam powtórzyć słowa przysięgi, zrobiłam coś, co być może było grzechem: oddałam w myślach swe serce i duszę Beau.Ślub okazał się czymś o wiele bardziej prostym niż sądziłam.Nie czułam się potem inaczej, ale z promiennego uśmiechu na twarzy Paula, gdy na mnie spoglądał, domyślałam się, że wszystko się zmieniło.Na dobre, czy na złe zrobiliśmy krok do przodu i związaliśmy się ze sobą.- No i już po wszystkim - powiedział.- Jak się pani czuje, pani Tate?- Jestem przerażona - odparłam, a on roześmiał się.- Nie musisz już bać się - jestem przy tobie - przekonywał.- Co chcesz zabrać z domu?4.Cały ten blichtr- Ubrania swoje i Pearl, portret babuni Catherine i jej fotel na biegunach - wyliczyłam bez namysłu.- Może jeszcze wezmę starą komodę i szafę, którą zrobił jej ojciec.Była z niej bardzo dumna.- Dobrze.Dziś po południu przyślę po rzeczy ciężarówkę z paroma ludźmi.Deszcz już chyba przestanie padać.Możesz wybrać się gdzieś ze mną swoim samochodem - rzuciłnonszalancko.- Moim samochodem? Jakim samochodem?- Och, nie zdążyłem ci powiedzieć? Kupiłem ci taki niewielki samochodzik.żebyś miała czym jeździć po zakupy, i tak dalej.- dodał.Z jego zachowania domyśliłam się, że to coś więcej niż „niewielki samochodzik" i rzeczywiście, kiedy zajechaliśmy pod Cyprysowy Dwór, ujrzałam landrynkowo-czerwonego mercedesa z białą wstążką zawiązaną na masce.- Jest dla mnie?! - wykrzyknęłam olśniona.- Twój pierwszy prezent ślubny - powiedział.- Och, Paul, to zbyt wiele! - wydałam kolejny okrzyk radości.Miałam przed sobą nasz wspaniały dom z oczekującymi nas w środku służącymi, naszą piękną posiadłość, pola naftowe i nową pracownię.Czyżbyśmy wreszcie pokonali zły los, dmuchnęli dymem prosto w twarz przeznaczeniu?Czy nowo zdobyte bogactwo Paula wystarczy, by powstrzymać wyjące wiatry i zimne deszcze? W tej chwili jednak nie mogłam nie być szczęśliwą.Czułam się jak Alicja w Krainie Czarów.Może tak musiało być i może dlatego przydarzyło mi się tyle strasznych rzeczy, które przywiodły mnie z powrotem na rozlewiska, gdzie jest moje miejsce.Paul wziął Pearl na ręce.- Zamiast przenosić przez próg ciebie, przeniosę Pearl -oświadczył.- Przecież jest naszą księżniczką.Zauważyłam, że na schodach rozsypany jest jakiś biały proszek.Paul też to zauważył.- To pewnie robota Letty - domyślił się.Ogromne, wysokie drzwi otworzył nasz kamerdyner, James Humble.Miał co najmniej metr dziewięćdziesiąt wzrostu, kręcone, brązowe włosy, karmelową cerę i orzechowe oczy.Wyglądał jak idealny kamerdyner, oczekujący przyjazdu państwa.- To jest James - przedstawił Paul.- James, to pani Tate.- Witam, madame - kamerdyner skłonił się lekko.Miałgłęboki głos i wysławiał się dystyngowanie.- Dziękuję, James [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.