[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Od tamtej pory wszystko się zmieniło.Twoje słowa mniewystraszyły, ale jeszcze bardziej wystraszyło mnie to, co czułam.Zaczęłam miewać te.wizje znikąd i bałam się, że wariuję.Ciąglemyślałam o tych obrazach i o tym, co mówiłeś.Chciałam cię odnaleźć, ale bałam się, że nie żyjesz.Ktoś widział, jak skaczesz do rzeki Appomattox.Posępnie pokiwał głową.- Skoczyłem, ale nie umarłem.- Domyślam się.Ale wtedy o tym nie wiedziałam.Wszędziecię szukałam.Nie masz pojęcia, jak bardzo chciałam cię znaleźći jak dużo o tobie myślałam w ciągu pięciu ostatnich lat.Okazał zaskoczenie, którego nie sposób udać.- Nie miałem pojęcia.- Powoli kręcił głową.- Szkoda, żeo tym nie wiedziałem.- Ty może nie wiedziałeś, ale on jakimś cudem musiał się dowiedzieć, jak rozpaczliwie pragnę znowu cię zobaczyć.Podszedłdo mnie na uczelni i powiedział, że jest tobą.Z początku nieuwierzyłam.Ale wiedział o rzeczach, o których w innym wypadku nie mógłby wiedzieć.W każdym razie tak mi się wydawało.W ciągu kilku ostatnich lat dowiedziałam się o świecie tak niespodziewanych rzeczy, że nie wiem, co jest możliwe, a co nie.Miałam wrażenie, że on zna te same tajemnice, które odsłoniłeśprzede mną na tamtym balu.Mówił, że zginąłeś, tak jak wtedyprzypuszczałam, i że wróciłeś w innym ciele.Wyjaśnił mi nawet skomplikowaną drogę przechodzenia ze starego ciała do nowego.Na twarzy Daniela odmalował się ból.- To była jedyna sprawa, w której cię nie okłamał.- Naprawdę?- T a k.- Zapewniał, że nikomu nie robi w ten sposób krzywdy.306- Robi krzywdę - zapewnił Daniel.Zamknęła oczy.- Nie wiedziałam.Niczego nie wiedziałam.Przeraża mnie to,co wtedy myślałam.Ale byłam gotowa pomyśleć cokolwiek, bochciałam mu wierzyć.- Dlaczego?- Dlatego że chciałam być z tobą.*Zeszli na plażę, żeby zanurzyć stopy w morskiej pianie.Byłociemno, ale na niebie jaśniał księżyc w pełni.Spokojna woda wręcz ich wzywała.Daniel naprawdę miał ochotę popływać.Wyczuł, że ona też, ale krępował się to zaproponować.Sam mógłsię rozebrać do bokserek, ale ona miała na sobie tylko ten fartuszek i bardzo możliwe, że pod spodem była naga.Na myśl o tym zaczął się zastanawiać, jak jej ciało wyglądaw takim stroju, a potem - jak wygląda bez niego.Następnie wyobraził sobie, że jej dłoń rozpina zamek fartuszka przed wejściem do wody, i poczuł, że rozebranie się do bokserek nie byłoby jużnajlepszym pomysłem.Siedział zaplątany we własne skrępowanie i w końcu mógł co najwyżej wziąć ją za rękę.- Co ci się stało? - zapytała, patrząc na jego ramię w miejscu,gdzie podwinął się rękaw.- Co masz na myśli?- Te blizny.- To nic.Opuścił rękaw.Podwinęła go z powrotem.- Nie wygląda jak nic.Ku jego zaskoczeniu pochyliła się i pocałowała ślady po oparzeniach, wszystkie trzy, wolno i zdecydowanie.Wpatrywał się w nią.Chciał poczuć na skórze jej usta, ale wolałby, żeby pominęła tę część jego ciała.307- Miałem trudnych rodziców zastępczych - wyjaśnił szybko.-Matka była palaczką i łatwo wpadała w złość.Wyglądała na przerażoną.- Zrobiła ci to matka?- Nie była moją matką.Była tylko kobietą, z którą mieszkałemjako dziecko.- Mówił tonem tak lekceważącym, że aż niegrzecznym, ale nic nie mógł na to poradzić.- W takim razie kim była twoja matka?- Kobieta, która mnie urodziła, była uzależniona od heroiny.Po raz ostatni widziałem ją, kiedy byłem bardzo mały.Za mały, żeby naprawdę ją zapamiętać.- Mówił to obojętnie i takteż się czuł.Znowu pocałowała jego rękę.Poparzenia budziływ niej większy smutek niż w nim, i zapragnął, żeby zrozumiała.- To bez znaczenia - wytłumaczył.- Bywało gorzej.Ona w ogóle mnie nie obchodziła.Może myślała, że mnie zrani, ale nie była w stanie.Podniosła głowę i spojrzała mu w oczy.- Jak możesz tak mówić? Jak możesz mówić, że to bez znaczenia? Byłeś dzieckiem, a ona cię skrzywdziła.Poparzyła ci skórę i zostawiła blizny.Oczywiście, że to ma znaczenie.Dlatego je ukrywasz.Pokręcił głową, ogarnięty nagłym poirytowaniem.- Nie ukrywam ich.- Ukrywasz! Nie obchodzi mnie, ile razy żyłeś ani co pamiętasz.To boli.To ma znaczenie.- Nie takie, jak myślisz.- Był na nią zły.Nie o tym chciał rozmawiać i wolał, żeby już przestała.- Jestem inny niż ty, Sophio.W tym rzecz.Jestem inny niż wszyscy.Nie rozumiesz tego.- O, rozumiem, i to doskonale.- Spuściła wzrok.- A tak namarginesie, mam na imię Lucy.Jestem tu i teraz i mam na imięLucy.Ty to ty i wcale nie różnisz się od reszty ludzi tak bardzo,jak ci się wydaje.Jesteś tym mężczyzną, który jest tu i teraz.-Dotknęła jego ramienia dwoma rękami.- Z tą skórą, z tymi bliznami na ręce i z tamtą popieprzoną matką.Tacy jesteśmy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.