[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Na szczęście dobrze dogaduję się z jego protegowanym.To młody, utalentowany facet, Richard Avedon.Widziałaś już jego prace? Początkowo bałem się, że to mnie przerośnie.Technologia poszła do przodu.Przyznaję, że elektroniczne lampybłyskowetrochęmnie onieśmieliły.Potrzebowałem czasu, by pokazać, na co mnie stać.Musiałem się skoncentrować.Pracować w dzień i w nocy.To było dobre.Przynajmniej nie miałem czasu na myślenie.Uśmiechnął się.- Nie znam żadnego innego miasta podobnego do Nowego Jorku.Ludzie uwielbiają tu fotografię: w czasopismach, reklamach, książkach.Przygotowuję wystawę na święta.Jadąc tu, nie myślałem, że to będzie takie, takie.- Zrobił wymowny ruch ręką nie mogąc znaleźć słów, żeby wyrazić to, co czuje.- Tutaj przeszłość nie istnieje.To chyba dobrze.Ale w pierwszej chwili może dezorientować, prawda? Z wielu powodów - dodał, poruszony.- I dopiero teraz do nas przyszedłeś? - wypomniała mu, wzburzona.Milczał przez chwilę.- Nie spieszyłem się.Przez całe życie czekałem na tę chwilę.Nie chciałem niczego przyspieszać.Niczego zepsuć.Rozumiała go.Nikt nie wiedział lepiej niż Lilii Seligsohn, czym jest cierpliwość właściwa ludziom zdeterminowanym.Max wydawał się pewny siebie.A jednak kilka minut później, gdy trzasnęły drzwi wejściowe i w domu rozległ się radosny głos Kseni Fiodorowny - zadrżał.Lilii podciągnęła nogi, objęła kolana.Promienie późnego słońca oświetlały jasny salon, który Ksenia urządziła w uspokajającej tonacji beżów i karmelowych odcieni.Wtrzech oknach wisiały duże, lekkie firanki.Panował tu miły nieporządek - kolorowe magazyny pod konsolą rozrzucone zabawki.Na ścianach wisiało mnóstwo fantazyjnych obrazów.Lilii chciała dodać Maksowi otuchy, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, że ciocia Ksenia wprawdzie rozstawia w domu kryształowe wazony, pełne kwiatów od wielbicieli, ale odmawia każdemu, kto prosi o spotkanie.Że dużo pracuje.Że zajmuje się małym i czuwa nad nią, nad Lilii.I że ma oczy pełne smutku i rezygnacji.Ksenia pojawiła się w drzwiach.Na rękach trzymała śpiącego Mikołaja, pyzatego chłopczyka w niebieskiej kaszmirowej czapeczce.Gdy ujrzała Maksa, przystanęła gwałtownie i zbladła.Wstał powoli, ostrożnie, jakby każdy fałszywy ruch mógł zagrażać kruchej równowadze.Lilii zadrżała.Nienawidziła tych chwil pełnych emocji, gdy serce bije jak oszalałe, a oczy zachodzą dziwną mgłą.Max i Ksenia patrzyli na siebie w milczeniu.Widać było, że oboje są spięci.Nieufni.Max nie śmiał się poruszyć.Po raz pierwszy, odkąd się znali, świadomie zdecydował się na powrót do niej.Ona próbowała kilka razy.Zawsze nadaremno.Teraz widział, jak wielką trzeba mieć odwagę, żeby odszukać ukochaną osobę, zagubioną w życiowej zawierusze.Poznał paraliżujący strach, że będzie za późno.Poczucie, że jest lekki jak powietrze.Że nie może już niczego z siebie dać.Czy było w jej życiu miejsce dla niego? W tym domu, który tak dobrze odzwierciedlał jej charakter.W tym młodym, rozedrganym mieście, z dala od ich własnych doświadczeń i ran.Oderwał wreszcie wzrok od oczu Kseni i spojrzał na dziecko, które trzymała w ramionach.Ksenia z trudem uświadamiała sobie, że on jest tu, w tym salonie, który nagle wydał jej się taki mały.A przecież tyle razy wyobrażała sobie tę scenę.Każdą tkaninę, każdy mebel, każdy obraz wybrała z myślą o nim i o jego gustach.A więc jednak wrócił do niej.Nie spodziewała się tego.Milczał, ale zawsze przecież był mężczyzną, który nie gada bez potrzeby.Tak dobrze go znała.Widziała, że jest pełen niepokoju.Patrzył na syna wystraszony, niemal z bólem.Więc on też cierpiał z powodu rozłąki.Ukradła mu dzieciństwo córki, a jego syn wkrótce skończy trzy lata.Bezpowrotnie stracił tak wiele szczęśliwych chwil.Ksenia zadrżała na widok smutnej miny Maksa.Nigdy nie mogła znieść, gdy się martwił.- Chciałbyś wziąć Kolę na ręce? - zapytała z udawaną swobodą.-Wracamy od lekarza [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|