[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I nie pierwszy raz przyszedł do mnie się wypłakać.Dziwne, prawda? Kiedy Francis potrzebuje się komuś wygadać, przychodzi do mnie.On jest bardzo samotny.Tak jak ty, Martin.Sądzisz, że to przeze mnie? – zapytała nagle.Wykonała dziwny ruch ręką.– Często się nad tym zastanawiam: co ja z wami robię? Co takiego robię mężczyznom mojego życia, czego nie robią inne kobiety? Dlaczego ja was tak niszczę?Wstrząsnął nią szloch, ale Servaz nie dostrzegł ani jednej łzy.Jej oczy pozostały suche.– Nie zniszczyłaś Bokhy – powiedział.Spojrzała na niego.– Mówiłaś, że był z tobą szczęśliwy.Pokręciła głową z zamkniętymi oczami.Jej usta wykrzywił grymas goryczy.– Uważasz, że jestem do tego zdolna? Do tego, żeby dać jakiemuś mężczyźnie szczęście? I skończyć z tym? Na zawsze?Spojrzeli na siebie.To była jedna z tych chwil, kiedy szala uczuć może się przechylić na jedną lub na drugą stronę.Marianne mogła mu przebaczyć wszystkie jego słowa, myśli, osądy… Albo na zawsze wyrzucić go ze swojego życia.A on, czego on chciał?– Przytul mnie mocno – powiedziała.– Potrzebuję tego.Teraz.Spełnił jej prośbę.Zrobiłby to także, gdyby o to nie poprosiła.Ponad jej ramieniem patrzył na jezioro, na poranne światło.Od zawsze najbardziej lubił poranki: to była najlepsza pora dnia.Niedaleko brzegu, na dużym, dryfującym kawałku drzewa, stała czapla.Marianne także mocno objęła Servaza, a on czuł, że tonie w jej uścisku, w jej cieple.– Zawsze ze mną byłeś, Martin.W moich myślach.Nawet kiedy byłam z Bokhą, ty byłeś tutaj.Nigdy mnie nie opuściłeś.Pamiętasz: DNŚNR?Tak.Pamiętał.„Dopóki Nas Śmierć Nie Rozłączy”.Zawsze się żegnali tymi pięcioma literami.Słyszał jej głos i oddech w swoim uchu, jej usta były tuż obok.Zastanawiał się, czy to prawda, czy może jej zaufać.Zdecydował, że tak.Dosyć już miał podejrzliwości, nieufności, zawodu, który rzucał cień na każdy aspekt jego życia.Tym razem było to proste i oczywiste.Bez wahań, bez potrzeby zadowolenia drugiej strony.Jedna wielka harmonia.Od jak dawna nie kochał się w taki sposób? Poczuł, że z nią dzieje się to samo: obydwoje wracali z daleka i zrozumiał, że obydwoje pragną przejść przynajmniej kawałek drogi razem.Uwierzyć w jakąś przyszłość.Czapla na jeziorze wydała przeciągły, samotny okrzyk.Servaz odwrócił głowę akurat wtedy, gdy ptak poderwał się ku burzowemu niebu z mocnym biciem skrzydeł.PIĄTEK43 JEZIORO 3Śniło mu się, że umiera.Leżał na ziemi z twarzą zwróconą ku niebu, po którym przelatywały z krzykiem tysiące czarnych ptaków.A on się wykrwawiał.Następnie w polu jego widzenia pojawiła się jakaś postać, która schyliła głowę, by na niego popatrzeć.Choć miała na sobie perukę i wielkie okulary, nie miał wątpliwości, kto nad nim stoi.Obudził się, wstrząśnięty, z głową wypełnioną jeszcze ptasim krzykiem.Usłyszał jakieś odgłosy na parterze i poczuł zapach kawy.Która godzina? Przekręcił się, by sięgnąć po telefon.Cztery nieodebrane połączenia.Ten sam numer.Spał ponad godzinę.Oddzwonił.– Boże, co ty wyprawiasz? – zapytał Espérandieu.– Zaraz będę – odpowiedział.– Pojedziemy do „La République de Marsac”.To lokalna gazeta.Poszukaj ich numeru i zadzwoń tam.Powiedz im, że potrzebujemy wszystkich informacji na temat wypadku autokaru z siedemnastego czerwca 2004 roku nad jeziorem Néouvielle.– Co to za historia z tym jeziorem? Masz jakieś nowe ślady?– Potem ci wytłumaczę.Rozłączył się.Marianne weszła do pokoju z tacą.Jednym łykiem wypił sok pomarańczowy i czarną kawę i rzucił się na posmarowaną masłem grzankę.– Wrócisz? – zapytała znienacka.Spojrzał na nią, wycierając usta.– Przecież wiesz.– Tak.Myślę, że wiem.Uśmiechała się.Jej przepastne zielone oczy także się śmiały.– Hugo niedługo będzie na wolności, ty tutaj… Wszystkie nieporozumienia wyjaśnione.Dawno nie czułam się tak dobrze.To znaczy… Dawno nie byłam taka szczęśliwa.Zawahała się, wymawiając to ostatnie słowo – tak jakby samo nazwanie szczęścia mogło sprawić, że ono ucieknie.– Naprawdę?– W każdym razie nigdy nie było mi do tego tak blisko – poprawiła się.Wziął prysznic.Po raz pierwszy od początku śledztwa bardziej czuł przypływ sił i ochotę do działania i przenoszenia gór niż zmęczenie.Podobnie jak Margot zastanawiał się, czy ta historia z wypadkiem jest istotna i instynktownie czuł, że tak.Kiedy był już gotów do wyjścia, wziął Marianne w ramiona, a ona nie stawiała żadnego oporu.Mimo wszystko nie umiał nie zadać sobie pytania, czy od wczorajszego wieczoru coś brała [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.