[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy tylko poznał, o co chodzi, musiał przyznać, że rozumie, ponieważ on także podzielał to uczucie.Tutaj nie przywracało się martwych do życia.Technologia nie była dostępna, a zanim człowiek dotarł do ofiary rozpłaszczonej na placek przez siłę, której nawet nie rozumiał, i tak było za późno.Widziani przez Toby’ego zmarli już kurczyli się w niewyraźne obrazy.Nie byli nim, podobnie jak ten sprasowany, nie znany mu mężczyzna.Byłoby inaczej, gdyby chodziło o Bishopów.W taki oto sposób radził sobie z tym miejscem.Spychając je w tył.Odcinając się od niego.„Nie ja”.Ludzie przy śniadaniu śmiali się nerwowo.Facet, który nie uciekł na widok trupa, uśmiechał się z wyższością i perorował, że mnóstwo razy widział takie ciała - a jego fałszywa swada upewniła Toby’ego, że mija się z prawdą.Kobieta z przekonaniem dowodziła, że jeśli nie czuje się zapachu ślizgacza, to nie jest się bezpiecznym.Nie czujesz tego, który ma cię dopaść, mówiła, bo nim sensorium uchwyci zapach, jesteś już trupem.Toby nie dociekał, skąd to wiedziała.Tysiące razy spotykał się z podobnymi bredniami, ale słuchał, bo czasem ludzie niechcący podawali pożyteczne informacje.Później poczuł przelotny, ostry zapach.Zobaczył, że stok wzgórza nad nim zniknął.Stało się to błyskawicznie, bez żadnego hałasu.Wzgórze po prostu wyparowało, rysując w powietrzu ulotne arabeski.Myślał, że są bardzo ładne, gdy przepływający fragment, nawet się nie zatrzymując, zahaczył o jego nogę.Czyste cięcie.Kobieta, z którą rozmawiał, z szerokim uśmiechem dała mu fiolkę quick-licka, brązowej substancji o gryzącej woni.Nie dał rady jej wypić, chociaż podejrzewał, że to napój pobudzający, którym się raczyli.Nie podobało mu się, jak alkohol wpływa na ludzi, ale doskonale podziałał na ranę.Wodził wzrokiem po gotujących się zboczach, żeby oderwać myśli od bólu.Oberwał jeszcze dwa razy przed następnym przybywaniem.Drobne skaleczenia, ale bolały i zmuszały systemy do przestrojenia, żeby sensorium nie straciło racji bytu.Quick-lick pomagał.Toby nauczył się nie zastanawiać nad tutejszą technologią, tylko po prostu ją wykorzystywać.To doskonale pasowało do jego nowej polityki niemyślenia.Używał quick-licka, dopóki przypadkiem nie wylał kropelki na rękaw koszuli.Materiał został strawiony.4.PadlinaToby ostrożnie wyjrzał na równinę, gdzie żar zmuszał powietrze do tańca.Wiele się nauczył i zapłacił za to tylko niewielką raną w boku i paroma skaleczeniami.Czysty zysk, zważywszy okoliczności.Wiedział teraz, że kiedy przyłożyć w zadek, w mięsiste udo albo w długą zwężającą się łydkę, ludzie potrafią mówić wzniosie i wyraźnie.Mogą nawet spojrzeć poza czubek własnego nosa i otoczyć szczerą troską rannego albo zainteresować się przyczyną zmartwienia innych.Ale jeśli uderzyć zbyt mocno, odsuną się.Solidny strzał w brzuch, pęknięta kość, utrata kontroli nad rękami, szyją lub głową - pospolite obrażenia zadawane przez zmechowe obezwładniacze - wtedy zamkną się w sobie, wpatrując się w przestrzenie niewidoczne dla innych.Najgorsze były latające zmechy ścierwojady.Przez chwilę Toby nie potrafił zrozumieć, co takiego robią niewielkie, migające w oddali kształty.Zobaczył sunący tuż nad ziemią smukły trójkątny klin czerni i bieli.Klin usadowił się na nodze poległego i pobrnął ku jego twarzy.Dwa nachylone trójkąty osadzone na wspólnej osi: czarne panele zbierające światło, połączone przewodami z białymi skanerami.Toby przypuszczał, że powoduje nim czysta ciekawość, dopiero gdy klin pochylił „głowę” i przycisnął ją do czoła człowieka, poznał, co się dzieje.Przez parę godzin, dopóki ciało nie zacznie się rozkładać, jego jaźń mogła być wydobyta z użyciem szybkich błysków.Druciany ptak dosiadał martwą twarz.Panele ślizgały się po czole, szukając, czytając.Kiedy świetlny czytnik trafił w ośrodek motoryczny, ciało zadrżało.Później leżało nieruchomo, podczas gdy to, czym było, przepływało do rzeczy siedzącej na twarzy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|