[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Aha, jeszcze jedno.- Słucham.- Ten.ten sternik.Thomas.mówią, że uciekł ze szpitala.- Tak, to dziwna historia.Tu, oczywiście, nigdy by się to nie zdarzyło, ale tam, w szpitalu cywilnym, może pan sobie wyobrazić, jak.- Nie ma o nim żadnych wiadomości?- Nie, na razie nie.Ale w tym stanie, w jakim się znajdował, nie mógł ujść daleko.Najpewniej gdzieś umarł.- Umarł?- Ba, tyle przynajmniej można się spodziewać po kimś, kto.ale przepraszam: czy to był może pański przyjaciel?- To nie będzie trudne, Savigny, ma pan tylko powtórzyć to, co napisał pan w tym swoim memoriale.A propos, musiał pan zrobić ładne pieniądze, co?, na tej książeczce.w salonach nie czytają nic innego.- Pytałem pana, czy to naprawdę konieczne, żebym się stawił na sali.- Ach, nie byłoby może konieczne, ale to diabelny proces, cały kraj na nas patrzy, nie można spokojnie pracować.wszystko ściśle z prawem, absurd.- Będzie też Chaumareys.- Pewno, że będzie.on chce bronić się osobiście.ale nie ma żadnej szansy, zero, ludzie chcą jego głowy i będą ją mieli.- To nie była tylko jego wina.- Nieważne, Savigny.On był kapitanem.On wprowadził „Alliance” na tę płyciznę, on zdecydował, że trzeba statek opuścić, i on, na zakończenie, zostawił was dryfujących na tej piekielnej pułapce.- Dobrze, dobrze, dajmy spokój.Zobaczymy się na sali.- Jest jeszcze jedna sprawa.- Niech pan mnie puści, panie Parpeil.- Mecenasie Parpeil, jeśli łaska.- Żegnam.- Nie, nie może pan odejść.- O co jeszcze chodzi?- Och, zawracanie głowy.drobiazg, ale, wie pan, lepiej być ostrożnym.słowem krążą głosy, że ktoś, zdaje się, napisał jakiś.chyba dziennik, rodzaj zapisków z tamtych dni na tratwie.zdaje się, że to jakiś marynarz, i to już dostatecznie świadczy o tym, że sprawa jest mało poważna.czy może pan sobie wyobrazić marynarza, który pisze, oczywisty absurd, wydaje się jednak, że jeden z ocalałych.- Thomas.Thomas umiał pisać.- Słucham?- Nie, nic.- Cóż, słowem, w tym dzienniku są zdaje się rzeczy.w jakiś sposób, powiedzmy, kłopotliwe.słowem on opowiada o tym nieco inaczej, niż to opowiedział pan i inni.- I czytał.Książki.Umiał czytać i pisać.- Na Boga, zechce mnie pan wysłuchać?- Tak?- Niech pan zrozumie, niewiele trzeba, by rzucić na kogoś piękną kalumnię.może pana nawet zniszczyć.słowem zastanawiałem się, czy w razie potrzeby byłby pan gotów wyłożyć pewną sumę pieniędzy, rozumie mnie pan, nie ma innego sposobu obrony przed kalumnią, a zresztą lepiej zdusić sprawę w zarodku, zanim.Savigny! Gdzie pan, do diabła, idzie? Savigny! Naprawdę nie ma się o co obrażać, mówiłem to dla pańskiego dobra, ja się na tym znam.- Pańskie zeznania były bardzo cenne, doktorze Savigny.Sąd dziękuje panu i prosi, żeby pan wrócił na miejsce.- Doktorze Savigny.- Tak, przepraszam, chciałem.- Ma pan coś do dodania?- Nie.a raczej.tylko jedną rzecz.Chciałem powiedzieć, że.morze to coś innego.nie można sądzić czegoś, co dzieje się tam w środku.morze to coś innego.- Doktorze, to jest Trybunał Marynarki Królewskiej: doskonale wie, co to jest morze.- Tak pan sądzi?- Proszę mi wierzyć, lektura tej pańskiej zachwycającej książeczki była emocjonująca.nawet zbyt emocjonująca dla takiej starszej pani jak ja.- Pani markizo, co też pani mówi.- To prawda, doktorze Savigny, ta książka jest taka.jakby to powiedzieć.realistyczna, otóż to, czytałam ją i miałam wrażenie, że jestem tam, na tej tratwie, pośrodku morza, dreszcze mnie przechodziły.- Pani mi pochlebia, pani markizo.- Nie, nie.ta książka jest naprawdę.- Dzień dobry, doktorze Savigny.- Adelo.- Adelo, moja córko, nie każe się czekać tak długo komuś równie zajętemu jak doktor.- Och, jestem pewna, że zadręczyłaś go tysiącem pytań o jego przygody, prawda, panie Savigny?- Rozmowa z pani matką to przyjemność.- Jeszcze trochę i herbata by wystygła.- Jest pani wspaniała, Adelo.- Dziękuję.- Jeszcze jedną filiżankę, doktorze?- Miał ciemne oczy?- Tak.- Wysoki, włosy czarne, gładkie.- Związane na karku, proszę pana.- Marynarz?- Mógł być marynarzem.Ale ubrany był.normalnie, prawie elegancko.- I nie powiedział swojego nazwiska.- Nie.Powiedział tylko, że jeszcze wróci.- Że wróci?- Znaleźliśmy go w pewnym hoteliku nad rzeką.przypadek.szukaliśmy dwóch dezerterów, a znaleźliśmy jego.mówi, że nazywa się Philippe.- I nie próbował uciec?- Nie.Protestował, chciał wiedzieć, dlaczego go aresztujemy.jak to zwykle.Tędy, Savigny.- A wy coście mu powiedzieli?- Nic.Policja w naszych czasach nie musi nikomu wyjaśniać, dlaczego go zamyka.Nie będziemy mogli, oczywiście, trzymać go długo, jeśli nie znajdzie się stosowny motyw.ale o tym już pan pomyśli, nie?- Z pewnością.- O, proszę podejść.Nie, niech pan się zbytnio nie wychyla.Jest tam, widzi pan?, przedostatni w rzędzie.- Ten oparty o mur.- Tak.To on?- Obawiam się, że nie.- Nie?- Nie, przykro mi.- Ale opis się zgadza, jest identyczny.- Jest identyczny, ale to nie on.- Panie Savigny, proszę posłuchać.Może pan sobie być nawet bohaterem królestwa, może pan być nawet zaprzyjaźniony ze wszystkimi ministrami tego świata, ale ten tutaj, to już czwarty, którego.- Nieważne, zrobił pan już bardzo dużo.- Nie, proszę mnie posłuchać.My go nigdy nie znajdziemy, tego człowieka, a wie pan dlaczego? Bo ten człowiek nie żyje.Uciekł z nędznego szpitala w obskurnym zakątku Afryki, przeszedł parę kilometrów jakiejś piekielnej pustyni i spiekł się w słońcu na śmierć.Koniec.Ten człowiek teraz, na drugim końcu świata, gnije gdzieś pod kupą piachu.- Ten człowiek teraz jest w tym mieście i chce mnie dopaść.Niech pan spojrzy.- List?- Dwa dni temu ktoś zostawił go pod moimi drzwiami.Proszę, proszę przeczytać.- Tylko jedno zdanie.- Ale bardzo jasne, nie?- T ho mas.- Thomas.Pan ma rację, panie Pastor.Nigdy tego człowieka nie znajdziecie.Ale nie dlatego, że umarł.Dlatego, że żyje.Jest bardziej żywy niż ja i pan razem wzięci.Równie żywy jak tropiące zwierzę.- Panie Savigny, zapewniam pana, że.- Żyje.I, w przeciwieństwie do mnie, ma powód, żeby żyć.- Ależ to szaleństwo, Savigny! Lekarz błyskotliwy jak pan, dzisiaj już sławny.właśnie teraz, gdy otwierają się przed panem drzwi Akademii.Wie pan doskonale, to pańskie studium na temat skutków głodu i pragnienia.słowem, choć ja uważam, że to bardziej powieść niż praca naukowa.- Panie baronie.-.niemniej na moich kolegach zrobiło wielkie wrażenie i cieszę się za pana.Akademia skłania się przed pańskim urokiem i.przed pańskimi.bolesnymi doświadczeniami.mogę to zrozumieć.ale nie mogę zrozumieć, dlaczego wbił pan sobie do głowy właśnie teraz, żeby wyjechać i ukryć się w jakiejś zapomnianej prowincjonalnej dziurze, gdzie będzie pan pełnił funkcję, słuchajcie no tylko, lekarza wiejskiego, dobrze mówię?- Tak, panie baronie.- No to winszuję.nie ma lekarza w tym mieście, który nie chciałby, co mówię, nie marzyłby o tym, by mieć pańskie nazwisko i pańską wspaniałą przyszłość, a pan co postanawia? Prowadzić praktykę w jakiejś osadzie.co to właściwie za miejscowość?- Na wsi.- To zrozumiałem, ale gdzie?- Daleko.- Czy mam wnioskować, że nie można wiedzieć gdzie?- Tego bym sobie życzył, panie baronie.- Absurd.Pan jest żałosny, Savigny, jest pan niemożliwy, nierozsądny, okropny.Nie znajduję żadnego logicznego wytłumaczenia dla pańskiego niewybaczalnego postępku i.i [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.