[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.–Jeszcze nie – odparł, zaciągając się, jakby urodził się przed pierwszą wojną światową.– Ale zaraz będą wiedzieli…–Przytrzymaj to do jutra – zdecydowałem.– Muszę podpisać aneks do umowy z Radwanem.Inaczej nasza forsa odleci razem z nim do pierdla.–Spróbuję – skinął głową.– Jutro o dwunastej podrzucę policji, na co trafiliśmy.Aha, przypomniałem sobie, że miałem szefowi powiedzieć o numerze rejestracyjnym tego czarnego jeepa.Sprawdziliśmy, co się dało, ale takiego samochodu nigdzie nie ma.Blachy muszą być więc fałszywe… Szkoda.Potem była kawa z drożdżówką w moim gabinecie w agencji.Susan już siedziała w biurze i porządkowała dokumenty.Płatności, podatki i urzędowe listy mogły człowieka przyprawić o wylew.Taki syf mógł wymyślić tylko nieudacznik z parlamentu lub największy cwaniak w klasie.Potem zamknęliśmy na pół godziny biuro, bo musieliśmy się z Susan trochę podotykać.Wczesna faza miłości właśnie dlatego jest taka piękna, jak twierdził pewien seksuolog w telewizji.Człowiek nie uznaje żadnych barier – po prostu zdejmuje buty, zapomina o skarpetkach i dyga ładnie aż do upadłego.Szkolna akademia, zaznaczmy, tylko trochę bardziej prywatna.Po dwunastej otrzymałem informację od Radwana, że aneks został podpisany i pieniądze są przygotowane do przelewu na moje konto.Siedziałem przy biurku i zastanawiałem się, czy policja zepsuje mi śledztwo, czy pomoże.Modliłem się w duchu, żeby nie rzucili się na Radwana całym czambułem w czarnych maskach, z dziesięcioma kilogramami kajdanek upchanych po kieszeniach, z wrzaskiem słyszalnym na pół kilometra i w towarzystwie batalionu dziennikarzy.Cała nadzieja w Walewskim.Może przekona swoich kolegów do większej wstrzemięźliwości w działaniu? Gdyby Radwan był tak miły i szybko zaprowadził nas do swojej pasierbicy, cała sprawa zakończyłaby się w filmowym stylu.Przestępca zostałby złapany i przykładnie ukarany, a detektyw, czyli ja, zarobiłby pieniądze na życie i zyskał sławę, co też nie było bez znaczenia.Wykręciłem numer Walewskiego.Przez otwarte drzwi obserwowałem Susan, krzątającą się po sekretariacie w obcisłych spodniach i mocno wydekoltowanym żakiecie.Zanosiło się na to, że nasze biuro znów zostanie zamknięte.Na szczęście mój współpracownik usłyszał telefon i odebrał.–Chciałbym go dopaść, kiedy będzie do niej jechał – wyjaśniłem bez ogródek.– Musimy za nim pojechać.Zorganizuje pan to?–Pojedziemy za nim we dwóch? – W głosie Walewskiego czaiła się nutka niepokoju.Zasraniec nie cenił mnie zbytnio.–Na razie tak – odparłem.– Jakby co, to zawiadomimy kogo trzeba.–A jak będzie z ochroniarzem?–Boi się pan ochroniarza? – zadrwiłem, bo nadarzyła się okazja.–Jego ludzie to bardzo dobrze wyszkoleni byli antyterroryści i żołnierze – wyjaśnił spokojnie.– Dla nich sprzątnąć człowieka to pestka.Potem powiedzą, że zabili w obronie własnej.Duża forsa plus fachowcy oznacza, że sprawiedliwego procesu nie będzie – dodał prawie filozoficznie Walewski.Od wyjazdu mamy do Ameryki nikt tak się o mnie nie troszczył.Susan zajrzała do pokoju i pomachała do mnie.W tym geście skrywała się cała tajemnica naszej miłości.Gwałtowna i melodyjna „papaja” w mojej głowie o mało nie doprowadziła mnie do wylewu.W tym momencie usłyszałem, że moja dziewczyna ma czkawkę i znów zacząłem widzieć jaśniej.–Czekam więc na telefon od pana – podsumowałem rozmowę z Walewskim.Wyobraziłem sobie nagle, że jest obok, łypie na mnie spod oka, drapie się po głowie i powoli człapie w stronę drzwi.Taki sposób poruszania przypominał osuwającą się z nasypu ziemię.Czegoś takiego się nie zapomina.Susan podeszła do mnie i usiadła na rogu biurka.Wyglądała zalotnie i intrygująco.–Chcę odwiedzić fryzjer – szepnęła, przyglądając się mi uważnie.– Mam dbać o urodę.–Teraz? – zapytałem.Dzień był w pełni, a koniec pracy nawet się jeszcze nie zarysował.–Za pół godziny – odparła całkiem poprawnie.– Potem ja wrócić i zabrać inne telefony.–OK.Spotkamy się wieczorem? – Moje myśli wcale nie koncentrowały się na pracy.Wyłaził ze mnie samiec i nie odczuwałem z tego powodu wstydu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.