[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak jak jej powiedziałam: właściwie dla nas nie istniała.Zastanawiałam się, czy właśnie to nie bolało jej najbardziej.Wieczorem oglądaliśmy film.Tym razem tak mało poświęcałam mu uwagi, że gdyby dziesięć minut po zakończeniu ktoś mnie spytał, o czym był, nie potrafiłabym odpowiedzieć.Derek został na górze.Simon szepnął, że jest trochę 298 zmęczony po wczorajszej nocy, więc chciał odpocząć, żeby potem mógł nam pomóc.Bałam się, że znowu odezwała się gorączka.Kiedy pani Talbot spytała o Dereka, Simon odrzekł, że „nie czuje się najlepiej", a pielęgniarka, tylko pokręciwszy głową i nie zadawszy sobie trudu, żeby iść na piętro i sprawdzić, poszła grać w karty z panią Abdo.Zawsze tak było z Derekiem, jak gdyby pielęgniarki zapominały, że niezależnie od gabarytów jest jeszcze nastolatkiem, i liczyły na to, że sam da sobie radę.A może ze względu na zapisy w jego aktach wolały mieć z nim jak najmniej kontaktów?Czy zauważył, jak go traktują? Z pewnością.Nic nie umykało jego uwadze, a to pewnie umacniało jego przekonanie, że właściwym miejscem dla niego jest Lyle House.Film się ciągnął, a ja zastanawiałam się nad Derekiem.Tak bardzo zależało mu na tym, żeby Simon nie domyślił się, że jest chory, więc kiedy ten teraz oznajmił, że brat „nie czuje się najlepiej", najwidoczniej nie dało się już tego ukryć.Wymknęłam się z sali medialnej, wzięłam cztery tylenole oraz szklankę wody i poszłam na górę.Zapukałam do drzwi.Żadnej odpowiedzi.Przy podłodze smuga światła, ale mógł zasnąć przy książce.„Albo jest zbyt chory, aby odpowiedzieć".Znowu zastukałam, odrobinę mocniej.–Derek? To ja.Przyniosłam ci wodę i tylenol.Nic.Dotknęłam zimnej klamki; pewnie śpi albo mnie ignoruje.–Zostawiam pod drzwiami.Kiedy nachyliłam się, aby postawić szklankę na podłodze, drzwi uchyliły się i zobaczyłam bosą stopę Dereka.Wyprostowałam się.Znowu był w bokserkach, więc uciekłam wzrokiem ku jego twarzy, ale zdążyłam dostrzec mokry połysk na jego piersi.Pot przykleił mu także włosi do głowy, oczy miał płonące, oddychał głośno i z trudem.–C-ccco z tobą?–Będzie dobrze.Przeciągnął językiem po wargach i zamrugał, jakby trudno mu było skoncentrować wzrok.Kiedy podałam mu szklankę, wziął ją przez szczelinę między drzwiami i framugą i upił długi łyk.–Dzięki.Podałam mu pigułki.–Na pewno wszystko w porządku?–Da się wytrzymać.Przytrzymał drzwi stopą i podrapał się po plecach.–Powinieneś się wykąpać, najlepiej w chłodnej wo dzie ze względu na gorączkę.Na swędzenie dobra jest soda oczyszczona.Jak chcesz, to…–Nie, nie, nie trzeba.–Jeśli czegoś potrzebujesz…–Wyluzuj.Zejdź na dół, zanim ktoś zauważy.Kiedy byłam na pierwszym stopniu, usłyszałam głos.–Chloe?Odwróciłam się.Stał oparty o framugę.– Ani słowa Simonowi, tak? Że kiepsko się czuję.–Przecież on wie.Naprawdę powinieneś…–Jest OK.–Wcale nie.Sam się domyśli, że…–Nie.To moja broszka.Cofnął się i zamknął drzwi.Rae nie mogła się uspokoić, ciągle sprawdzała, czy zapakowała dobre rzeczy, czy nie za dużo, może za mało i czy na pewno te.Zdziwiłam się trochę.Była tak podniecona jak dziewczynka przed pierwszym ogniskiem na obozie, a przecież kto jak kto, ale ona powinna wiedzieć, że życie na ulicy to wcale nie jest wymarzona, niezrównana przygoda.Może jednak dla niej to było coś innego.Miała się zabrać ze mną i Simonem, a nie wiem, czy był ktoś mniej od nas podobny do Bonnie i Clyde'a.Nie chodziło tu o żadne przestępstwo, lecz o misję.A poza tym, jak mówili Simon i Derek, nas nie obowiązywały już dawne reguły.–Bo jesteśmy niezwykli – zachichotała.– Dziwnie to brzmi, ale czy w końcu każdemu o to nie chodzi? Być niezwykłym.Na pewno? Miałam wiele pragnień; chciałam być mądra.Utalentowana.Ładna? Z pewnością.Ale niezwykła?Aż za często w swoim życiu nie byłam „zwykła".Bogata dziewczyna, która nie miała matki.Nowi koledzy w szkole.Uczestniczka grupy teatralnej, która wcale nie chciała być aktorką.Dla mnie „niezwykła" znaczyło „odmienna'', i to niekoniecznie w dobrym sensie.Jak najbardziej chciałam być normalna i jakkolwiek groteskowo by to zabrzmiało, marzyłam po prostu o normalnym życiu, które kiedyś miałam, a które w każdym razie było o wiele bliżej normalności niż to, które teraz mnie czekało.Tak czy owak, patrzyłam na Rae, która leżała na brzuchu i usiłowała gołymi palcami rozżarzyć zapałkę, a przygryziony język pokazywał, jak bardzo jej zależało na wykazaniu, że ma niezwykłe zdolności.Ja takie miałam, a tak mało mi na nich zależało, że bez chwili wahania odstąpiłabym je Rae.To zupełnie jak w szkole, kiedy dziewczyny na każdej przerwie rozwodziły się nad markowymi dżinsami i wyliczały, ile godzin trzeba będzie siedzieć przy bachorach żeby sobie na nie pozwolić, ą tymczasem ja jedną parę miałam na sobie, a cztery inne na półce w domu i było mi to zupełnie obojętne.Czułam wyrzuty sumienia, że nie doceniałam tego, co miałam.Tyle że nekromancja była czymś innym niż para dżinsów i byłam pewna, że lepiej by mi się ż yło bez niej, o wiele łatwiej.No dobrze, ale gdybym, powiedzmy, zbudziła się rano, ale już bez możności rozmowy ze zmarłymi, czy na pewno nie byłabym rozczarowana?–Chyba się rozgrzała – powiedziała Rae, nie wypuszczając zapałki spomiędzy palców.–Daj, sprawdzę – powiedziałam i wstałam z łóżka.–Nie – sprzeciwiła się.– Jeszcze nie.Dopiero jak będę pewna.Czy była półdemonem? Derek twierdził, że wzniecają ogień od samego dotyku, więc Rae w swoim wieku powinna to zrobić z zapałką bez żadnego trudu.Z drugiej strony nigdy jeszcze nie słyszał o osobie, która budzi się pewnego dnia i wszędzie dostrzega duchy; zazwyczaj zdolności nekromantyczne ujawniają się stopniowo.Ale czy tak nie jest w ogóle z rozwojem? W podręczniku można przeczytać: „Proces dojrzewania zaczyna się w wieku dwunastu lat, a kończy w wieku lat osiemnastu", ale jest to ogólna reguła, ani ja, ani Derek nie pasowaliśmy do normy.Może paranaturalne talenty Rae rozkwitły późno, jak u mnie było z nekromancja i miesiączką.Nie można też było wykluczyć, że u mnie paranormalność uwidoczniła się od razu w rozwiniętej postaci, jak pokwitanie u Dereka.Podobno półdemony miały normalną ludzką matkę i ojca demona, który przybierał postać człowieka, aby być zdolnym do zapłodnienia.To zgadzało się z historią Rae, którą matka po urodzeniu porzuciła, a o ojcu nic w ogóle nie było wiadomo.–Dym – pisnęła Rae i przyłożyła rękę do ust.– Widziałam, przysięgam.Dobra, wiem, że to może drobiazg, ale taki ekstra.Zobacz!Czy Rae była półdemonem?Bardzo tego chciałam.Rozdział czterdziestyRae nastawiła budzik na trzecią, najspokojniejszą, zdaniem Dereka, porę nocy, gdy najmniej było prawdopodobne, że nasza ucieczka zostanie wykryta.Wyłączyłyśmy go o drugiej czterdzieści pięć, a pięć minut później byłyśmy za progiem, z plecakami w rękach.Delikatnie zamknęłam drzwi.Na ciemnym choć oko wykol korytarzu drogę do schodów wskazywało cykanie na parterze.Przysięgłabym, że tym razem skrzypiał każdy stopień, chociaż jednak nadstawiałam uszu, czy nie słychać czegoś z pokojów pani Talbot i Tori, słyszałam tylko od-: głos zegara.Na dole księżycowe światło przedzierało się między zasłonami na tyle, że rozpoznając zarysy krzeseł i stołów,; mogłam na nie nie wpadać.Skręciłam na korytarz i w tym momencie z cienia wynurzyła się jakaś postać [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.