[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A jeśli żyje? Jeśli wróci?Jakie życie będziesz wtedy miała? Jeżeli pojedziesz ze mną do Ameryki, obie uwolnimy się raz na zawsze od Williama.Nie rozumiesz tego, Anne?Anne znowu smutno się uśmiechnęła.- Próbujesz wszystko za mnie załatwić, Saro, tak jak zawsze.Ale tego nie możesz załatwić.Nikt nie może.- Wstała.- Chodźmy do innych.Chcę lepiej poznać twojego Maksa.Sarę ogarnęła rozpacz.- Ale.- Nie możesz tego załatwić, Saro - odezwała się cicho Anne.-Nie możesz zmienić ani mnie, ani moich uczuć.Dlatego, proszę cię, nie próbuj tego.Pozornie wieczór był udany, taki sam jak inne w Longfield, pomyślała Sara.Max z Constance grali w karty, ona ćwiczyła z Lucy na fortepianie, w końcu zjawili się nawet Simon z Martinem i ten drugi dał się uprosić do zaśpiewania w duecie z Anne.Byłby to całkiem udany wieczór, gdyby przez cały czas nie czuła rosnącego napięcia Maksa.Ilekroć na niego spoglądała, napotykała jego spojrzenie, czujne, taksujące.Bardzo ją to onieśmielało.Nie mogła się odprężyć.Miała wrażenie, że sztywnieją jej mięśnie karku i coś ssie ją w dołku.Wcale nie żałowała, gdy wreszcie wszyscy rozeszli się do swoich pokojów.Max dognał ją na schodach.- Można by pomyśleć, że mnie celowo unikasz.- Hm?- Unikasz, pani.Uciekasz przede mną.160-- Nie.- Uniosła wyżej dłoń trzymającą świecę, żeby oświetlić schody.- Po prostu jestem zmęczona, Max, to wszystko.Gdy doszli do drzwi jej sypialni, odwróciła się, by życzyć mu dobrej nocy, on jednak ją uprzedził.- Nie zaprosisz mnie do środka? Jesteśmy zaręczeni i mamy wziąć ślub.To daje mi pewne przywileje.- Na przykład?Leniwie się uśmiechnął.- Domyśl się.Już się domyśliła, o co mu chodzi, więc gdyby nie trzymała świeczki, wymierzyłaby mu siarczysty policzek.Wyczuła jednak bijący od niego zapach brandy i wszystko stało się dla niej jasne.- Jesteś pijany! - powiedziała.- Pijany! - Wydawał się szczerze zdumiony tym zarzutem.-Jestem dżentelmenem, a dżentelmen wie, kiedy przerwać picie alkoholu.- Skąd wziąłeś brandy? - spytała bardzo groźnie.Potarł nasadę nosa.- Dżentelmen nigdy nie mówi za dużo.- Co podsunęło ci myśl, że jesteś dżentelmenem, Max?Ruchem, który był zbyt ślamazarny, by ją zaniepokoić, Max oparł ręce o drzwi.W ten sposób ją uwięził.- Nie pamiętasz tej nocy, kiedy się poznaliśmy? Wtedy byłem dżentelmenem, Saro.Powiem więcej.Byłem prawie święty! I potem zawsze już tego żałowałem.- Tamtej nocy.- Głos jej zadrżał, więc skupiła całą uwagę na tym, żeby zamaskować to drżenie.- Lepiej zapomnijmy o tamtej nocy.- Łatwo ci powiedzieć.Dostałaś swoją nagrodę.Ale proszę popatrzeć na mnie.- Wyciągnął przed siebie trzęsące się dłonie.-Jestem jak galareta.Czy nie przyszedł czas na to, żebym i ja ją dostał?Uśmiechnęła się od ucha do ucha.- Najwyższy czas, dlatego gdybym miała szpicrutę w ręce, niechybnie byś ją dostał.Dobranoc, Max!Nacisnęła klamkę i wsunęła się do pokoju, ale Max okazał się dla niej za szybki, nawet po wypiciu alkoholu.Zdążył wsunąć stopę gdzie trzeba i odepchnąć zamykające się drzwi z taką siłą, że aż zatrzeszczały zawiasy.Potem wszedł do pokoju.Sara 161odstawiła świecę i pospieszyła zamknąć drzwi, żeby ktoś, kto akurat przypadkowo znalazł się w korytarzu, nie odniósł niewłaściwego wrażenia.Gdy obróciła się plecami do drzwi, Max stał oparty o jedną z nóg łoża.- Czy masz coś przeciwko temu, że zapalę cygaro? - spytał.- Chcesz powiedzieć.że również palisz?- Piję.Palę.Kocham się z pięknymi kobietami.- Chociaż wydawał się stać w całkiem rozluźnionej pozie, z oczu biło mu wyzwanie.- Czy to ci przeszkadza, Saro?Zaczynała dostrzegać humorystyczną stronę tej sytuacji i może nawet roześmiałaby się, gdyby tylko nie wspomniał kochania się z pięknymi kobietami.- Szczerze mówiąc, nic mnie nie obchodzi, co robisz.- Dziękuję!Z tymi słowami podszedł do kominka i posługując się świecą, zapalił cygaro.Gdy wypuścił pierwszy obłoczek dymu, Sara delikatnie kaszlnęła.Max uśmiechnął się.- Nie aprobujesz moich zwyczajów, Saro?- Nie aprobuję twoich metod, Max.Nie lubię być zmuszana do niczego, na co nie mam ochoty.- A ja cierpię.- Nie zaprosiłam cię tutaj.- Ale Drew Primrose.Hm, jego powitałaś z otwartymi ramionami.Zmarszczyła czoło.- Co takiego?- Mówię o Drew Primrosie.Takich ludzi lubisz? Świętoszkowatych, prostolinijnych, krótko mówiąc: pruderyjnych.- Słuchasz zbyt pilnie moich braci.- I macochy.Powiedziała mi, że zawsze darzyłaś Drew wielkim podziwem.- To było w dzieciństwie.Ale on jest bardzo przyzwoitym człowiekiem.Szanuję go.Stała pośrodku pokoju, a Max zaczął ją okrążać.Odniosła dziwne wrażenie, że upodobniła się do figury w jakimś zatęchłym muzeum, a on wyszukuje wszystkie jej niedoskonałości.- Drew jest przyzwoitym człowiekiem - powtórzył, krzywiąc 162się.- A co z Williamem Neville'em.Czy też był przyzwoitym człowiekiem?- Znasz odpowiedź na to pytanie.- Mimo to miałaś z nim romans.Oczy jej zabłysły, a potem spochmurniały.- Czy to ci przeszkadza, Max? - odpowiedziała mu jego własnymi słowami.- Owszem.- Cisnął cygaro do kominka i zbliżył się do Sary.-Jestem przyzwoitym człowiekiem.Może nie tak przyzwoitym, jak twój nieoceniony Drew, ale o wiele lepszym od Williama Neville'a.- Więc?- No, więc jak będzie?Zdrętwiała.- Z czym jak będzie?Ujął ją za ramiona i pochylił głowę.Odezwał się ochrypłym głosem:- Może dokończymy to, co zaczęliśmy tamtej nocy w Reading, kiedy wszedłem przez okno? Saro, chcę tego tak samo jak ty.Dlaczego się opierasz? Co masz do stracenia?Zatoczył się do tyłu, mocno odepchnięty przez Sarę.Zanim zdążył odzyskać równowagę, popchnęła go znowu.- Ty ordynarny, ohydny, pijany lubieżniku- syknęła.Tymczasem zdążyła już prawie wypchnąć go za drzwi, Trzęsąc się ze złości, przesłała mu miażdżące spojrzenie.- Czy to ma być przykład tego, jak uwodzisz kobiety? Obrażasz je? Jeśli tak, bardzo by mnie zdziwiło, gdybyś.gdybyś.- Gdybym co?- Gdybyś nie był prawiczkiem! Nieporadny młokos byłby lepszy od ciebie.- Poczekaj, Saro [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.