[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zęby grabi oddzielały białe sznurki korzeni i wyciągały owady z ich podziemnych kryjówek.„Przyjemne, prywatne miejsce, Parsley”.Zapomnij o kliknięciu w swoim umyśle, chłodnej obietnicy lepszej przyszłości.Miałam naprawdę dosyć.Chciałam, by moja żałoba była już martwa, by moje obsesje przestały istnieć, by moje ciało schroniło się przed ciekawym wzrokiem innych.Kopałam.Zakopywałam w grobie swoją przeszłość, swoje małżeństwo, swoją pracę.Ten śmieszny, wyczerpujący, desperacki kawałek mojego życia, gdy Parsley skradała się za mną, a jej łapy stąpały na kamiennych i drewnianych podłogach, dotrzymując mi towarzystwa w czasie tych nocy, gdy dzieci płakały, a Nathan spał.Gdy jama była już wystarczająco duża, ułożyłam w niej Parsley i długo poprawiałam końce szala, zawijając ją dookoła aż do momentu, gdy nie byłam zupełnie usatysfakcjonowana.Wełna była bardzo miękka, przypominała spraną fakturę ubranek dziecięcych i wciąż delikatnie pachniała tym zniewalającym mleczno-drożdżowo-dziecięcym zapachem.Wrzuciłam szpadel ziemi, potem następny.Wypełnianie grobu Parsley zajęło tylko kilka chwil.Powiedziałam sobie, że muszę coś zjeść, straciłam jednak nawyk regularnego jedzenia.Moje palce były sztywne i lodowato zimne.Pociągnęłam duży łyk whisky, którym opróżniłam butelkę do końca, i dowlokłam się do łóżka na piętrze.Nocą poczułam się bardzo chora.Ociekałam potem.Dysząc ciężko, usiadłam na piętach.Cała płonęłam, spalałam się.W pośpiechu doczołgałam się do łazienki, nie zapalając światła.Neonowy odblask z ulicy oświetlał umywalkę na lekki, nieprzyjemny oranż.Przycisnęłam ręce do twarzy.Spałam.Gdzie wcześniej czytałam, że kobiety, które ciągle śpią, piją zbyt dużo, płaczą zbyt wiele, malują usta zbyt intensywnie, zwykle walczą ze swą samotnością w oświetlonych ulicznymi światłami pustych pokojach?O świcie znowu byłam chora, a ból w moim żołądku osiedlił się tam na stałe.Rankiem miałam wściekłą temperaturę i spędziłam cały dzień kuląc się w łóżku.Następnego dnia temperatura podniosła się jeszcze bardziej i płynęłam przez gorączkę, zapadając od czasu do czasu w mocny, lecz nieregularny sen.Czułam, jak moje serce dudni i wali w piersiach.Czy umierałam z żalu? Czy umierałam dlatego, że zostałam porzucona? Od czasu do czasu wyobrażałam sobie, jak dzwoni telefon - ale był to tylko kościelny dzwon bijący na pogrzebie mojego ojca.W moich snach pojawił się Nathan.Wysoki i bardzo ambitny.- Mam zamiar porzucić cię, Rose - powiedział.Zwróciłam mu uwagę, że już to zrobił.- Ale to nie jest takie proste, Rose.Podczas tej rozmowy, jak się okazało, wyrosły mi skrzydła i zaczęłam unosić się nad Nathanem, który zmalał do rozmiarów małej kropki.Teraz Minty szarpnęła mnie i pociągnęła za łokieć.Wydawała się niezbyt pewna siebie.- Co o mnie myślisz, Rose? Co myślisz o swojej dawnej koleżance?- Chyba wiesz, że uważam, że jesteś ignorantką - odpowiedziałam, dodając życzliwie - ale to nie twoja wina.Poczekaj, aż będziesz starsza.Wielkie łzy spływały jej po twarzy.- Odmawiam bycia starszą.Zawsze będę nosiła malutkie bluzeczki i krótkie spódniczki.Potrząsnęłam głową, a ona lamentowała jak dziecko:- To takie niesprawiedliwe.Jednym mocnym uderzeniem moich doskonałych skrzydeł uniosłam się w kierunku nieba, które zastąpiło sufit mojej łazienki.Daleko poniżej uniesiona w górę twarz Minty była płaska i pozbawiona wyrazu jak błotnista ziemia.- Rose.Nathan pochylał się nade mną.Zamrugałam.Mój język był jak z filcu, a usta tak spieczone, że czułam na nich krew.Wydawało mi się, że był już wieczór.- Co tu robisz, Nathan?- Wyglądasz okropnie.- Jego oczy spoczęły na termometrze obok łóżka.- Masz, włóż to.Usiłowałam podnieść rękę.- Nie mogę.Odstąpił krok do tyłu.Nathan był jednym z tych mężczyzn, który nienawidził każdego chorego poza samym sobą, i w takich sytuacjach nigdy nie był najlepszy.- Nie jest z tobą aż tak źle.- Z pewnością by protestował, gdybym ośmieliła się powiedzieć, że nie czuję się najlepiej, i przybrać jego cierpiący wyraz twarzy.Przez kolejny dzień lub dwa wysyłałby mi spojrzenia lub dawał znaki mówiące: „Dźwigam ciężar obowiązków rodzinnych wyłącznie na swoich ramionach”.Wkrótce zresztą okazywał te same oznaki choroby, co ja poprzednio, tylko objawy te były „gorsze, znacznie gorsze od twoich, Rosie”.Z tego powodu rzadko kładłam się do łóżka.Tak czy inaczej, matki nie mają przecież czasu chorować.- Byliśmy umówieni na kolację do Timona i pomyślałem, że po drodze zajdę do ciebie, ponieważ wcześniej dzwoniłem i dzwoniłem.- Byłam chora.- Udało mi się znaleźć wyjaśnienie.- Poczekaj - powiedział - lepiej pójdę po jakąś pomoc.Zniknął, by parę minut później pojawić się z Minty.Byłam zbyt słaba, by poczuć nienawiść, zbyt nieobecna, by troszczyć się o to, że ona jest tutaj.Szeptali w drzwiach.temperatura.okropnie.lekarz.Minty przestępowała z nogi na nogę i rzucała mi długie spojrzenia spod swoich skośnych oczu.Uczyniłam wielki wysiłek.- Nathan, czy mógłbyś mi przynieść szklankę wody?Poproszenie Nathana o wykonanie zadania było zawsze dobrym posunięciem.Przywracało go rzeczywistości.Gdy odszedł na chwilę, Minty nie ruszyła się z miejsca.- Wcale nie chciałam przychodzić - wyznała.- Nathan poprosił mnie o to.Ale nie zrobiłabym tego.Zamknęłam oczy.- Nie obchodzi mnie, co robisz.Milczała.Otworzyłam oczy.Oglądała pokój - rzut oka na pozostałe rzeczy Nathana wiszące w niedomkniętej szafie, zdjęcie Sama i Poppy, uchwycone w rzadkim momencie, gdy cieszyli się nawzajem swoim towarzystwem, stos książek na szafce nocnej Nathana.Na jej twarzy dostrzegłam głodne powłóczyste spojrzenie i wtedy zrozumiałam, że szuka tutaj klucza do lepszego poznania Nathana.I wtedy zrozumiałam, jak poważnie była nim zainteresowana, jak podniecona chęcią sprawienia, by ten związek był udany, ale także jak skrycie przerażona tym, że wie tak mało.Nie mogłam winić jej za to, że chciała Nathana.Nie było to przecież nic dziwnego.Ja także go chciałam.Ale z drugiej strony to Minty kiedyś powiedziała:- Zaangażowanie? Nie rozśmieszaj mnie.Musiała czytać w moich myślach.- Ludzie się zmieniają, Rose, zwłaszcza gdy chodzi o kogoś takiego jak Nathan.- Tarmosiła swój sweterek z krótkiego niebieskiego mohairu, który sięgał jej ledwie do talii.Poruszając się, za każdym razem odsłaniała kawałek ciała.Możesz patrzeć na mnie, zdawała się mówić, na moje dojrzałe piękno, i możesz czuć zazdrość i pożądanie.- Mam już dwadzieścia dziewięć lat - powiedziała jakby zaciekawionym głosem.Z wielkim wysiłkiem odwróciłam się od niej.- Jesteś bardzo chuda.- Pochyliła się nade mną i gestem gospodyni wygładziła wilgotne prześcieradło.- Powinnaś bardziej dbać o siebie.Niemal zakrztusiłam się gorączką i nienawiścią.- Jeśli masz w sobie choć odrobinę współczucia, wyjdź [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.