[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Proszę dać mi chwileczkę.Trzasnął słuchawką na tyle głośno, Ŝe zbudził Ŝonę, która usiadła na łóŜku, powtarzając wszystkie jego zaspane gesty: najpierw potarła dłońmi twarz, a potem przeczesała zmierzwione od snu włosy.- Kto to?- Mówiłem ci tysiąc razy, Julie.Muszę mieć moŜliwość natychmiastowego odbierania tu telefonów.- Przepraszam.Po prostu myślałam, Ŝe naleŜy ci się chwila wytchnienia.Nie było sensu dalej się z nią spierać.Harper wcisnął kabel z powrotem i wystukał z pamięci numer.- Mówi zastępca dyrektora Jonathan Harper.- Wyrecytowałszybko swój kod uwierzytelniający.- Z oficerem dyŜurnym proszę.Rozległa się cała seria stuknięć i trzasków, a po chwili w słuchawce usłyszał znowu kobiecy głos.- Bernstein.- Tu Harper.Co się dzieje?- Panie dyrektorze, mam tutaj telefon, który chyba chciałby pan odebrać - poinformowała go agentka suchym, rzeczowym tonem.- Dzwoni Benjamin Tynes z biura szeryfa w hrabstwie Cumberland.Twierdzi, Ŝe to waŜne.- Cumberland.?- To w Maine, panie dyrektorze.Harper wyprostował się.- Co się stało? - zapytała przestraszona Julie na widok jego miny.418- Kazała mu pani zaczekać?- Oczywiście, panie dyrektorze.- Proszę go przełączyć.Kolejne trzaski, a potem w słuchawce rozległ się chropawy głos starszego męŜczyzny.- Pan Harper?- Zgadza się.- Nazywam się Ben Tynes - przedstawił się niepotrzebnie męŜczyzna.- Jestem szeryfem na hrabstwo Cumberland i mam tutaj coś, co powinno pana zainteresować.Harper zaczynał powoli tracić cierpliwość.Chciał wiedzieć, jakim cudem ten człowiek zdobył jego nazwisko i numer, ale najpierw zamierzał poznać odpowiedzi na parę innych pytań.Znał tylko jedną osobę w Maine.Jezu, Ryan.- O co chodzi, szeryfie?- Jestem przy Village Creek Road 1334.Przyjechaliśmy tu dwadzieścia minut temu w odpowiedzi na nagłe wezwanie.Natknęliśmy się na ciało młodej kobiety i męŜczyznę w krytycznym stanie.Kobieta została zidentyfikowana jako Katherine Leah Donovan, lat dwadzieścia cztery, studentka z Orono.Z dokumentów znalezionych przy rannym męŜczyźnie wynika, Ŝe to Ryan Thomas Kealey.Czy to coś panu mówi?Harper zacisnął mocno powieki, a po dłuŜszej przerwie zdołałw końcu wydusić:- Tak.Szeryf wydawał się zaskoczony, najwyraźniej oczekując od swojego rozmówcy większych wyjaśnień, w końcu jednak powiedział:- Ciągle próbujemy ustalić, co tu się wydarzyło.Wygląda na to, Ŝe była tu jeszcze trzecia osoba.Jonathan doskonale domyślał się, kto to taki.- A co z Kealeyem, szeryfie? W jakim jest stanie?- Niezbyt dobrym, panie dyrektorze.- Kolejna chwila wahania.- Naprawdę złym.Znajdował się na zewnątrz dosyć długo.Doznał paskudnego złamania kostki, poza tym ma ranę postrzałową w prawym boku i kilka połamanych Ŝeber po lewej stronie.Kula nadal tkwi w ciele, ale nie spowodowała chyba większych uszkodzeń.To dobra wiadomość.Z drugiej strony, 419kiedy go zabierali, temperatura jego ciała wynosiła zaledwie trzydzieści trzy stopnie.Doszło do powaŜnej hipotermii.Lekarze uwaŜają, Ŝe z tego wyjdzie, ale ledwie, ledwie.- A co z dziewczyną? Jest pan pewien, Ŝe ona.?- Jej zgon stwierdzono dwadzieścia minut temu.Nie Ŝyje.- Proszę zaczekać chwileczkę, dobrze? - Harper opuściłsłuchawkę i ignorując pytania przeraŜonej Julie, próbowałuspokoić myśli.Potem uciszył Ŝonę niecierpliwym gestem ręki i wrócił do rozmowy z Tynesem.- Co pan o tym myśli, szeryfie?Jakieś przypuszczenia?- Razem z moimi zastępcami jesteśmy tu dosyć krótko, proszę pana, ale.moim zdaniem ktoś trzeci napadł jedno z nich albo nawet oboje.Kobietę zabił w kuchni, a na pańskiego człowieka natknęliśmy się jakieś sześćdziesiąt metrów za domem.Na miejscu znaleźliśmy ślady walki.- Skąd pan wiedział, Ŝe to ktoś ode mnie? - zapytał Harper.- Jedna z przyjaciółek Donovan znalazła jej ciało i zadzwoniła pod 911.Musieli ją zabrać razem z Kealeyem do szpitala - była w szoku - ale kiedy tu dotarliśmy, dało się z nią jeszcze porozmawiać.Znała skądś pana nazwisko, a przed domem stoi samochód z rządowymi tablicami, więc pomyślałem, Ŝe warto przynajmniej spróbować się z panem skontaktować.- Dobrze pan zrobił, szeryfie.Hm.macie jakiś ślad tej trzeciej osoby?- Nic.Ogrzali trochę Kealeya kocami i termoforami, a potem próbowali z niego wyciągnąć jakieś informacje.Nie powiedziałzbyt wiele, ale z tego, co zdołaliśmy zrozumieć, ten drugi facet spadł.- Jak to, spadł?- Do oceanu, proszę pana.Harper przycisnął mocno lewą dłoń do skroni, zastanawiając się nad tym, co właśnie usłyszał.Nigdy nie był w tamtym domu, bo Ryan przeprowadził się do niego zaledwie rok temu, dlatego teraz przed oczami nie pojawi! mu się Ŝaden obraz.- Co to oznacza, szeryfie?- To znaczy, Ŝe juŜ po nim.- Ben Tynes odchrząknął lekko.- Nie Ŝyje.- Skąd ta pewność?420- Do lustra wody jest jakieś pięćdziesiąt pięć metrów.Upadek z tej wysokości to jak uderzenie o beton.Zapadła długa chwila ciszy.- Mam nadzieję, Ŝe to prawda - powiedział w końcu Harper.- Naprawdę mam nadzieję, Ŝe się pan nie myli.Ben Tynes usłyszał powątpiewanie w głosie swojego rozmówcy.- Panie dyrektorze, trzeba uderzyć w taflę wody dokładnie pod kątem prostym, bo inaczej to, co zostanie z klatki piersiowej, rozrywa człowiekowi wnętrzności na strzępy.A nawet jeśli uda się przeŜyć to początkowe zderzenie, to zanurzy się pan tak głęboko, Ŝe utonie pan przed wypłynięciem na powierzchnię albo będzie pan zbyt poobijany, Ŝeby wydostać się z wody o własnych siłach.Ciała zwykle zabiera prąd, ale widziałem tych kilku skoczków, których udało nam się wyłowić.Proszę mi wierzyć, to nie jest przyjemny widok.Harper odetchnął głęboko, powoli wypuszczając powietrze.- W porządku, szeryfie.To mi wystarczy.Muszę teraz wykonać parę telefonów, ale oddzwonię do pana, gdy tylko zorganizuję sobie jakiś transport.Powiedzmy za czterdzieści pięć minut.- Jest jeszcze jedna sprawa, panie Harper.Jonathan zauwaŜył w głosie rozmówcy nowy ton, wahanie, które natychmiast zwróciło jego uwagę.- Proszę mówić.- Ten męŜczyzna, Kealey.Jak dobrze go pan zna?- Całkiem nieźle.Przyjaźnimy się od dosyć dawna [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.