[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Terrorysta podbiegł do okna i zaczął strzelać.Kucajew uciekał, czołgając się.Żołnierze rosyjscy stojący w pobliżu spostrzegli, co się dzieje, i rzucili kilka granatów dymnych, aby go osłonić.Kucajew, 33-letni kierownik sklepu metalowego, ocalił życie, ale w szkole została jego żona, dwie córki i 65-letnia teściowa19.Władze zorganizowały tymczasem w budynku ratuszu sztab kryzysowy, podzielony na dwie sekcje, jedną cywilną, z udziałem takich urzędników, jak Tajmuraz Mamsurow, przewodniczący parlamentu, a drugą wojsko-wo-policyjną, pod kierownictwem szefa miejscowej FSB, generała Wale-rija Andriejewa.Nikt jednak nie wiedział, co dalej.Kreml czekał z założonymi rękami, nie wiedząc, jak postępować w sytuacji, w której zakładnikami jest tak wiele dzieci.Pertraktować? Szturmować budynek? Ci, którzy zajęli szkołę, nie przyjechali na rozmowy - to było jasne.Przyjechali po to, żeby zabijać.A szturm nie miał większych szans powodzenia.Terroryści rozstawili snajperów na dachu i zaminowali budynek.Putin przerwał wakacje w Soczi i wrócił do Moskwy.- Kiedy przyleciał nocą, wystarczył rzut oka na jego twarz, aby przekonać się, że jest w rozpaczy - mówił nam potem doradca Putina do spraw Czeczenii, Asłambek Asłachanow.- Był strasznie zdenerwowany.Odbył bardzo trudne rozmowy o wydarzeniach [w Biesłanie]20.Rozmowy te toczył jednak w zaciszu gabinetów i nie pokazywał się publicznie.Nie wysłał też do Biesłanu żadnego ministra ani innego wysokiego urzędnika.Współpracownik prezydenta zadzwonił w końcu do pediatry Leonida Roszala, którego przyjazdu domagali się terroryści, i zorganizował mu przelot na miejsce.Członkowie sztabu kryzysowego w Biesłanie wciąż nie mogli się dodzwonić pod numer telefonu komórkowego podany przez terrorystów.Przewodniczący parlamentu Osetii Północnej, Mamsurow, zadzwonił do dyrektorów miejscowych zakładów użyteczności publicznej, aby się upewnić, że dostawy wody i prądu do szkoły nie zostaną przerwane.W duchu przeżywał katusze.- Chowałem się tam, gdzie nikt nie mógł mnie widzieć, i płakałem jak wszyscy inni rodzice - mówił nam potem.Sędziwa matka uprzedziła go, że ma się nie pokazywać bez dzieci - żywych lub martwych21.W końcu, cztery godziny po rozpoczęciu okupacji budynku, porywacze zadzwonili do sztabu kryzysowego i wyjaśnili, że podali zły numer telefonu.Powtórzyli, że chcą rozmawiać z Dzasochowem, Ziazikowem i Rosza-lem oraz Asłachanowem.Terrorystów jednak coraz bardziej rozjuszało to, co oglądali w telewizji.Rząd wciąż twierdził, że zakładników jest zaledwie kilkuset.Bojownicy uznali to za dowód, że Rosjanie szykują się do szturmu na budynek i kłamią, aby zbagatelizować całe wydarzenie.Oświadczyli zakładnikom, że politycy postawili na nich krzyżyk.Potem kazali przyprowadzić Lidię Calijewą do pokoju nauczycielskiego, w którym urządzili sztab.Bałagan, który tam zastała, oburzył dyrektorkę.- Spójrzcie, coście narobili, zapaskudziliście mi szkołę - beształa jednego z terrorystów.- Byłem kiepskim uczniem, miałem złe stopnie - odpowiedział tamten wyzywająco.- Na takiego mi wyglądasz.Kazali jej porozmawiać z doktorem Roszalem i oddali telefon.- Doktorze Roszal, proszę pomóc uratować dzieci - błagała Calijewa.Poinformowała lekarza, że w szkole jest 1200 zakładników i że terroryści są wściekli z powodu rządowych kłamstw.Potem musiała oddać telefon22.O zmroku pierwsze samoloty z rosyjskimi komandosami z elitarnego oddziału Alfa wylądowały na pobliskim lotnisku.Żołnierze wyładowali broń i kamizelki kuloodporne i rozpoczęli przygotowania do walki.Kiedy pod koniec pierwszego dnia przyjechaliśmy do Biesłanu, praktycznie całe miasto zgromadziło się pod miejscowym pałacem kultury.Ogromny budynek oświetlała błyszcząca kula dyskotekowa.Tysiące ludzi kłębiło się przed wejściem lub siedziało w środku, czekając na jakieś wiadomości.Byli wśród nich Raja Cołmajowa i Tajmuraz Totijew, umierający z niepokoju o dzieci.Od chwili zajęcia szkoły słyszeli nieregularne, ale częste strzały i wybuchy pocisków z granatników przeciwpancernych.Rodzice kręcący się nerwowo pod pałacem kultury nie mogli być pewni, że któryś z tych strzałów nie trafił ich dziecka.Ludzie byli źli z powodu oczywistego kłamstwa co do liczby dzieci zamkniętych w szkole i napadali na każdego przedstawiciela władz, który zabłąkał się w tłumie.Najwyższy rangą lokalny polityk, Aleksandr Dzasochow, przezornie nie pokazywał się.Działania władz były źle zorganizowane i nieuczciwe.Kreml ściśle kontrolował wszystko, co nadawała państwowa telewizja.Nikomu nie wolno było choćby przypuścić, że w szkole jest więcej zakładników niż oficjalnie podana liczba 354.Niektórzy mieszkańcy Biesłanu byli tak wściekli, że zaatakowali ekipę państwowej telewizji; inni starali się ukradkiem poinformować opinię publiczną, trzymając podczas przekazów telewizyjnych ręcznie malowane transparenty z prawdziwą liczbą zakładników.Nawet niezależni dziennikarze okazali się bezradni [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.