[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zastała tam Chingachgooka, który przyglądał się brzegom jeziora, górom i niebu z przenikliwością mieszkańca lasów i powagą Indianina.Powitanie dwojga kochanków pełne było serdecznej prostoty.Wódz zachował się z męską czułością, wolną od młodzieńczego zapału i pochopności w okazywaniu uczuć; dziewczyna uśmiechem i spojrzeniami, rzucanymi Wężowi z ukosa, wyraziła nieśmiałą tkliwość kobiecego serca.Milczeli oboje, ale wymowę swych spojrzeń rozumieli tak dobrze, jakby użyli całego słownika zaklęć miłosnych.Cyt rzadko wyglądała tak ładnie jak dzisiaj.Wypoczęta i umyta miała w sobie dużo dziewczęcej świeżości, nieczęsto spotykanej nawet u młodych i ładnych Indianek, strudzonych życiem w lasach.Poza tym Judyta, w czasie ich krótkiej znajomości, nie tylko dała Cyt lekcję elegancji, ale nawet podarowała jej z własnego dobytku parę dobrze dobranych ozdób kobiecego stroju, które podniosły naturalne wdzięki indiańskiej dziewczyny.Nie uszło to uwagi Węża i radość opromieniła oblicze młodego wodza.Szybko jednak przybrał wyraz powagi, smutku i niepokoju.Na pomoście stały jeszcze stołki pozostawione po wczoraj- szej naradzie.Wąż postawił dwa stołki pod ścianą domu, usiadł na jednym i ręką wskazał Cyt miejsce obok siebie.Chwilę siedział zamyślony i milczący zachowując godność wojownika, któremu z urodzenia należało się miejsce przy ognisku na radzie.Cyt, cierpliwa i uległa, jak przystało Indiance, śledziła spod oka wyraz twarzy młodego wodza.Wąż wyciągnął ramię przed siebie i powolnym ruchem wskazał jezioro, wzgórza i niebo — wspaniałą, urzekającą panoramę, skąpaną w barwach wczesnego poranka.Dziewczyna z radością i zachwytem podążała oczyma za ruchem ręki młodego wodza i uśmiechem witała każdy nowy fragment pięknego krajobrazu.— Hugh! — zawołał wódz, zachwycony niezwykłym widokiem jeziora, pierwszego, jakie widział w swym życiu.— Oto kraina Manitou! Zbyt piękna dla Mingów, a jednak gromady psów tego szczepu wyją tutaj po lasach.Myślą, że Delawarzy śpią za górami.— Wszyscy są tam, Wężu, z wyjątkiem jednego; który jest tutaj.Płynie w nim krew Unkasów!— Cóż znaczy jeden wojownik przeciw całemu szczepowi! Długą i kręta ścieżka wiedzie do naszych wiosek.Będziemy szli do domu pod niebem zakrytym chmurami.Obawiam się, Górski Kwiecie Powoju, że pójdziemy sami.Cyt zrozumiała tę aluzję do losu Pogromcy Zwierząt i posmutniała.Miło jednak zabrzmiało jej w uszach, gdy ukochany wojownik porównał ją do najbardziej wonnego i pięknego z kwiatów rosnących w ich lasach ojczystych.Milczała, jak przystało Indiance, wspomniał bowiem o poważnych sprawach, należących wyłącznie do mężczyzn, ale wbrew wpojonym jej zasadom, nie mogła ukryć uśmiechu, jaki na jej piękne usta przyniosła radość, że Wąż ją kocha.— Gdy słońce znajdzie się tam — mówił dalej Delawar wskazując palcem na zenit — wielki myśliwy naszego szczepu wróci do Huronów.Te psy obejdą się z nim jak z niedźwiedziem, którego obdzierają ze skóry i pieką nawet wtedy, gdy mają pełne żołądki.— Wielki Duch może zmiękczy serca Huronów i odwiedzie ich od krwawych zamiarów.Żyłam wśród Huronów i znam ich dobrze.Mają oni serca i nie zapomną, że ich własne dzieci mogą wpaść w ręce Delawarów.— Wilk zawsze wyje, świnia zawsze żre.Huroni stracili wojowników.Nawet ich kobiety będą wołały o zemstę.Blada twarz ma orli wzrok i widzi serca Mingów — nie dostrzega w nich.litości.Chmura okryła ducha Pogromcy Zwierząt, chociaż oblicze zachował pogodne.Nastąpiła długa chwila milczenia.Cyt nieśmiało wzięła wodza za rękę, jakby szukała u niego oparcia.Raz tylko ukradkiem spojrzała na twarz Węża.Rysy stężały mu w okrutnym wyrazie.Burza uczuć miotała sercem wojownika.Rodziła się w nim surowa decyzja.— Co zrobi syn Unkasa? — zapytała wreszcie nieśmiało.— Jest wodzem, który mimo młodego wieku zdobył już sławę na radzie.Co mądrego radzi mu serce? Czy głowa mówi to samo, co serce?— Co powie Wah-ta-Wah w chwili, gdy memu najdroższemu przyjacielowi grozi niebezpieczeństwo? Najsłodziej brzmi śpiew małych ptaszków; miło jest słuchać ich pieśni.Chciałbym w moim zmartwieniu posłuchać Leśnego Mysikrólika; jego głos dociera głębiej niż do ucha.Cyt znów doznała owej wielkiej radości, jaką budzą w nas pochwały z ust kochanej osoby.Młodzież delawarska często nazywała ją Górskim Powojem, a imię to najsłodziej brzmiało w jej uszach, kiedy wymawiał je Chingachgook.On jeden nazywał ją także Leśnym Mysikrólikiem.Imię to było jej szczególnie miłe, gdyż oznaczało, że przyszły mąż tak samo liczy się ze zdaniem i szanuje uczucia narzeczonej, jak lubi słuchać jej głosu.Była to najwyższa pochwała, jaka mogła spotkać Indiankę z ust ukochanego, wyrażała bowiem podziw dla urody i uznanie dla rozumu dziewczyny.Uścisnęła rękę wodza, którą trzymała w swych dłoniach, i odpowiedziała:— Wah-ta-Wah mówi, że ani ona, ani Wielki Wąż nigdy już nie będą mogli się uśmiechnąć i że co noc będą im się śnili Huroni, jeśli Pogromca Zwierząt zginie pod tomahawkiem Minga, a dwoje Delawarów nic nie zrobi, aby go ocalić.Ona woli wrócić do domu i sama wejść na długą ścieżkę życia, aniżeli pozwolić, aby czarna chmura przecięła drogę jej szczęścia.— Dobrze! Mąż i żona jedno mieć będą serce i jedną patrzyć parą oczu.Nie powtórzymy tutaj dalszego przebiegu rozmowy Delawarów.Wiemy już, że mówili o losach Pogromcy Zwierząt, natomiast, co postanowili —okaże się w dalszym ciągu naszego opowiadania [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.