[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pan pewnie też tam idzie.Mój ojciec…–Pani będzie łaskawa wejść – chłodno przerwał jej młodzieniec.– Tylko proszę, niech pani nic nie mówi, że tu jestem.253–Dobrze – odparła Elżbieta, lekkim skinieniem głowy odpowiadając na ukłon Oliwera i pociągając za sobą ' Luizę.Gdy weszły do domu dozorcy, Luiza szepnęła:–– A może by połowę tych pieniędzy dać Oliwerowi? Połowa wystarczy na pokrycie grzywny'za Bumppo, a Oliwer nie przywykł.do ciężkiej pracy.Mój ojciec na pewno poświęci znaczną część swych skąpych dochodów, by mu umożliwić zdobycie odpowiedniejszego zajęcia.¦ Elżbieta, uśmiechnęła.się, ale w tym przelotnym uśmiechu widać było głęboką troskę.Nic nie powiedziała, a zjawienie się dozorcy znów skierowało myśli dziewcząt na cel ich wizyty.Dozorcę nie zdziwiło, że.obie panny zażądały widzenia się ze Skórzaną Pończochą.Gdyby jednak miał nawet jakieś zastrzeżenia, kartka sędziego rozwiałaby je z miejsca.Bez wahania więc poprowadził obie panie do celi więźniów.Ale gdy włożył klucz w zamek, Beniamin zawołał ochrypłym głosem:–Ahoj! Kto idzie?–Goście, którym będziecie radzi – odparł dozorca.– Coście zrobili z zamkiem, że się nie chce otworzyć?–Wolno, wolno, majsterku – rzekł marynarz.– Zagwoździłem zamek, by pan Doolittle tu nie wpadł kńie wywołał nowej awantury.Czuję, że trzeba będzie niebawem zacisnąć pasa.Już ten sąd wypompuje ze mnie hiszpańskie talary, jak za pobicie jakiego, jungi okrętowego.Dryfujcie chwilę z wiatrem, zaraz wam otworzę.Głośne uderzenia potwierdzały prawdę słów Beniamina.Zamek niebawem ustąpił i drzwi się otwarły.* Beniamin poważnie liczył się z grzywną i konfiskatą pieniędzy, toteż tego popołudnia i wieczora 'często zamawiał swój ulubiony trunek w Śmiałym Dragonie.Teraz więc, jak się to mówi, miał dobrze w czubie.Starego''marynarza trudno było zbić z nóg, bo,jak sam o sobie mawiał: głęboko siedział, w wodzie i w każdą pogodę mógł żeglować pod.pełnymi żaglami, teraz 'był, jak mówiliśmy,1 pod dobrą.datą.Ujrzawszy, kto przyszedł, wrócił na swoje posłanie i nic sobie nie robiąc z młodych pań, z oajtrzeźwiejsżą miną siadł opierając się •plecami o ścianę… '–O dziewiątej zamykam więzienie – rzekł dozorca.– Teraz jest ósma czterdzieści dwie.– Postawił, świeczkę na surowym sosnowym stoliku i wyszedł.254–Skórzana Pończocho – powiedziała Elżbieta,' gdy klucz znowu przekręcił się w zamku.– Drogi przyjacielu! Sprowadza mnie tu uczucie wdzięczności.Czemuż nie zgodził się pan na rewizję! Ubicie jelenia to drobiazg, już byłby pan wolny…–Zgodzić się na rewizję? ¦•*- przerwał Natty.Uniósł głowę znad kolan, ale nie ruszył się z rogu, gdzie siedział.– Myślisz dzieweczko, że wpuściłbym takiego nędznego robaka do mej chatki? Nie, nie, wtedy nawtfrt przed panią, słodka dziewuszko, nie uchyliłbym drzwi.Niechże teraz szukają do woli wśród zgliszcz i popiołów.Znajdą tyle, co w każdym ognisku w górach po wypaleniu potażu.I znów ukrył twarz w dłoniach i zamyślił się głęboko.–Chatkę można odbudować jeszcze piękniejszą – odparła Elżbieta.– Dopilnuję tego, gdy odbędzie pan karę.–Czy potrafi pani wskrzesić umarłych? – Ze smutkiem rzekł Natty.– Czy można zebrać popioły ojców, matek i dzieci i wskrzesić je do życia? Czy pani wie, co to znaczy przez czterdzieści lat kłaść się do snu pod tymi samymi belkami i w najlepszych latach swych patrzeć na te same rzeczy? Pani jest jeszcze młoda, moje dziecko, ale jest pani jednym z najcenniejszych stworzeń, jakie Bóg powołał na świat.Marzyłem o czymś dla pani, ale teraz już po wszystkim.Ta historia i tamta /niweczyły moje nadzieje.Elżbieta lepiej od innych zrozumiała słowa starca, bo gdy Luiza współczując mu spokojnie stała obok, ona odwróciła głowę chcąc ukryć twarz.Ale trwało to tylko chwilę.–Znajdziemy lepsze, ładniejsze belki, mój obrońco – powiedziała Elżbieta.– Pańska kara szybko się skończy, a my tymczasem odbudujemy panu domek, gdzie w dostatku i wygodach dokona pan cnotliwego żywota.' v '–Dostatku i wygodach – powoli powtórzył Natty.– Dobre są pani zamiary i żałuję, że się tak stać nie może.Ale on widział mnie wystawionego na pośmiewisko, jak ludzie tylko dybali…–Do licha z dybami! – wtrącił się Beniamin wywijając butelką, z której często gęsto pociągał, i pogardliwie gestykulując drugą ręką.– Kto by tam dbał o kajdanki?–Cicho, Beniaminie… masz być cicho – rozkazała Elżbieta.–Słucham, panienko.Ale niech mi pani nie zabrania pociągnąć / butelki.–Natty, nie mówmy o innych, lecz o panu – zwróciła się255Elżbieta do myśliwego.– Uważam za swój obowiązek dopilnować, by reszta życia minęła panu w dostatku i wygodach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.