[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Killeen zapytał więc oględnie:- Mimo wszystko, jesteśmy zjednoczeni, dlaczego więc nie mamy informować się o sprawach technicznych?- Nie byłoby wówczas żadnych tajemnic.- Byłoby pomocne, jeśli wiedzielibyśmy, kto jaką bronią dysponuje.- Jak to?- Jest tu mnóstwo rzeczy, mogłaby z nich korzystać więcej niż jedna rodzina.Kobieta potrząsnęła głową.- Jeśli nie masz statku wyłącznie dla siebie, stracisz go.- Lecz.Kobieta rozpaczliwie potrząsała głową.Killeen zrozumiał, że dalsze drążenie tego tematu jest bezcelowe.Powiedział więc, ot tak sobie:- Musi być bardzo ciężko przenosić tyle sprzętu na plecach.- Widziałam gorsze rzeczy.- Co innego, jeśli się ma stałe miejsce, jak Cytadela.Ale.- Twoi ludzie mieli Cytadelę?Była to pierwsza oznaka zainteresowania jego pochodzeniem, jaką ktokolwiek okazał.Killeen zastanawiał się, czy ciekawiłoby ich, w jaki sposób uciekł przed zmechami ze Śnieżnika.Chyba nie.- Tak, wielką.Miała dobrą obronę powietrzną.- My zachowaliśmy trochę ciężkiej broni.Odpieraliśmy zmechy na tyle długo, żeby móc je demontować, nosząc części na nosidłach.Killeen mógł się domyślić, jaką cenę płacili za takie akcje.Powiedział z szacunkiem:- To musi was jednak spowalniać, kiedy uderzacie i przemieszczacie się.- To prawda, jeśli chodzi o zmechy.Natomiast jeśli ma się do czynienia z cyborgami, lepiej mieć ciężki sprzęt, w przeciwnym razie zgniotą człowieka.Cyborgi są gorsze.- Dlaczego?- Potrafią rozszyfrować technikę.Wyczują.- Chodzi ci o to, że wnikają w sensorium, odczytują wiedzę? Przecież to zabiłoby człowieka.- Niekoniecznie.- Chrząknęła głośno i nie przerywając marszu, splunęła brązową cieczą.- Tam, skąd pochodzę, zmechy też to potrafiły, a kiedy już zadały sobie ten trud, zabijały pewną śmiercią - rzekł Killeen.Kiwnęła głową i zakasłała.Napotkali wspinających się piętnastu mężczyzn.Taszczyli zmechowy sprzęt, którego Killeen nie umiał zidentyfikować.Trzech zeszło im z drogi.- Pamiętam, kiedy zmechy to robiły - powiedziała kobieta.- Przestały, gdy zaczęliśmy mieć nad nimi przewagę.- Jego Supremacja powiedział, że pokonaliście ich.- Chwilowo - odparła niechętnie.- Co to znaczy?- Współpracowaliśmy przez jakiś czas z niektórymi miastami zmechów.Pomagaliśmy im pokonać konkurencję.Killeen był zaintrygowany.- Innych zmechów?- Tak.Jego Supremacja zawarł z nimi taki układ.- Na mojej planecie niektóre rodziny także tego próbowały.Okazało się to bardzo niebezpieczne.Przymierze nigdy nie trwało długo.- W naszym przypadku było inaczej.Szmuglowaliśmy materiały do zmechowych transporterów.Widzisz, jedno miasto dawało nam fałszywe towary.Były zrobione tak, że wyglądały jak prawdziwe.Wkradaliśmy się, podrzucaliśmy to do konwoju jadącego z dalej położonych fabryk do wielkich miast.- Niesłychane - powiedział Killeen z podziwem.- W jaki sposób?- Nie mogliśmy mieć przy sobie nic metalowego.Przekradaliśmy się bardzo powoli przez detektory konwoju.- Bardzo sprytnie.- O, tak.Dzięki temu przeżyliśmy.- Czy Jego Supremacja organizował to wszystko? - zapytał Killeen.- Zaczął od zawarcia układu w imieniu swojej rodziny.Zmechy, dla których pracowali, dawały im ochronę.Kiedy przekonaliśmy się, że to się sprawdza, całe plemię poprosiło go o wzięcie pod opiekę.- Widziałem kilka nieźle pogruchotanych zmechowych miast.- To nasza robota.Przeszmuglowaliśmy do nich bomby.- Niebezpieczne zajęcie.- Ominęliśmy pułapki dzięki pomocy zmechów.- My nigdy nie zdołaliśmy się tego nauczyć - powiedział Killeen, mając nadzieję, że wyciągnie z niej coś więcej.- Gdy raz się je rozszyfruje, dalej jest już łatwo.Zagarnęliśmy taki zmyślny sprzęt.Szkoda, że teraz już tak nie idzie.- Co się stało?- Nagle wszystkie zmechy zniknęły.Albo prawie wszystkie.Zdaje się, że większość przeniosła się na orbitę.Widujemy je nocą.- Może mają jakieś ważniejsze sprawy na głowie.Na przykład cyborgi.- Też tak sądzimy.- Kiedy to było?- Niedawno, może dwa sezony temu, co nie znaczy, że mieliśmy przyzwoite lato, cały czas chmury przysłaniały niebo.- Daliście niezły wycisk zmechom - zachęcał ją Killeen.Stale rozglądała się czujnie dookoła.Killeen wiedział, że nie można pozbyć się tego przyzwyczajenia, jeśli spędziło się wiele lat na przemierzaniu otwartej przestrzeni.- Jego Supremacja powiedział, że to jest nasza wielka szansa.Zaczęliśmy sami napadać na miasta zmechów.Poznaliśmy ich wszystkie sztuczki, rozumiesz.- Uhmm - przytaknął Killeen z uznaniem.- Nieźle im dołożyliśmy.Lecz wtedy, gdy wydawało się, że sytuacja jest opanowana, coś się wydarzyło.Przez pięć nocy z rzędu wznosiły się tutaj wielkie świetliste kule - wskazała sękatą ręką niebo - a czasami słychać było pioruny.Błyskało się całe niebo, hałasując na potęgę.Mijali wielkie, trzaskające ognisko, przy którym zgromadziły się setki ludzi.Killeen czuł ciepło rzucane przez płomienie.Posępna pieśń rosła w otaczającym mroku.Nie znał tej pieśni, a jednak przypomniała mu o Cytadeli w dawnych czasach i o pieśniach śpiewanych przez rodzinę, a nie słyszanych od lat.Idąca obok niego kapitan Sebenów zrobiła gest ręką od ramienia do biodra przez brzuch i z powrotem do przeciwnego ramienia, najwyraźniej oznaczający szacunek.Tłum zatarasował drogę i musieli się zatrzymać.Kobieta szepnęła:- Od tego czasu nie widzieliśmy już zmechów.Za to jest tu mnóstwo cyborgów.Czy przedtem zetknęliście się z cyborgami?- Nie.Rodzina Jacków twierdzi, że zniszczyła kiedyś kilka, lecz mój człowiek, Alpher, mówi, że Jackowie zawsze opowiadają niestworzone historie, a w gruncie rzeczy gówno tam zrobili.I ma rację.- Przybrała skupiony wyraz twarzy.- Nie, żebym mówiła coś złego na inną rodzinę, rozumiesz.Killeen kiwnął głową.- A więc sądzisz, że to cyborgi pokonały zmechy?- Na to wygląda.Zastanawiał się, czy nie opowiedzieć jej o własnej przygodzie we wnętrzu cyborga, lecz stwierdził, że sam jej jeszcze do końca nie rozumie.Zaczął torować sobie drogę przez gęsty tłum.Teraz intonowali powolną pieśń bardziej rytmicznie, podkreślając ją irytującym cienkim zawodzeniem.Killeenowi cierpła od tego skóra.Wszyscy zwrócili się ku trzaskającym płomieniom, z nieprzytomnymi i napełnionymi łzami oczami.Killeen wyczuwał powagę rytuału, chociaż nie przypominał mu niczego, co znał.Wielkie czerwone znaki na ramieniu mężczyzny świadczyły o przynależności do Ósemki Serc.Przeszli przez tłum i dotarli do zrytej koleinami drogi.Z bursztynowego zmierzchu wyłonił się mały wózek ciągnięty przez sześć kobiet.Killeen ustąpił im z drogi, a w tym momencie tłum na widok wózka nasilił zawodzenie.Mrok napełniły zniekształcone, bolesne okrzyki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.