[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A przyjaciele Magnusa Bane'a są moimi przyjaciółmi.- Czy moja wiadomość była zrozumiała? - W głosie Jocelyn zabrzmiało napięcie.-Wie pani, po co dzwoniłam?- Chciała się pani dowiedzieć o dziecko - odparła kobieta po drugiej stronie linii.Clarywiedziała, że powinna odłożyć słuchawkę, ale nie mogła.Jakie dziecko? Co się dzieje?- To, które zostało porzucone.- Tak.- Jocelyn się zawahała.- Pomyślałam.- Przykro mi, ale chłopczyk nie żyje.Umarł zeszłej nocy.Przez chwilę Jocelyn milczała.Nawet przez kabel telefoniczny Clarywyczuła, że jest wstrząśnięta.- Umarł? Jak?- Sama nie wiem, czy to rozumiem.Zeszłej nocy przyszedł kapłan, żeby ochrzcićdziecko i.- O mój Boże.- Głos Jocelyn drżał.- Czy mogę.Mogłabym przyjść i spojrzeć naciało? Zapadła długa cisza.W końcu pielęgniarka powiedziała:- Nie jestem pewna.Ciało znajduje się teraz w kostnicy, czeka na sekcję.- Catarino, chyba wiem, co się stało chłopcu.- Jocelyn mówiła, jakby zabrakło jejtchu.- Gdybym zdołała to potwierdzić, może nie doszłoby do następnych tragedii.- Jocelyn.- Przyjadę - zapowiedziała krótko matka i się rozłączyła.Clary przez chwilę tępowpatrywała się w słuchawkę, a w końcu ją odłożyła.Wstała z łóżka, szybko przeczesaławłosy szczotką, wcisnęła się w dżinsy i sweter.Wyszła z sypialni w chwili, kiedy matkakładła przy aparacie telefonicznym pośpiesznie skreślony liścik.Kiedy Clary weszła dosalonu, Jocelyn podniosła wzrok i drgnęła jak przyłapana na gorącym uczynku.- Właśniewychodziłam - oznajmiła.- Pojawiło się kilka spraw w ostatniej chwili przed ślubem i.- Nie wysilaj się na kłamstwa - przerwała jej Clary bez wstępów.- Słyszałam twojąrozmowę i dokładnie wiem, gdzie się wybierasz.Jocelyn zbladła.Powoli odłożyła długopis.- Clary.- Musisz przestać mnie chronić - oświadczyła Clary.- Założę się, że Luke'owi też nicnie powiedziałaś o telefonie do szpitala.Jocelyn nerwowo odgarnęła włosy do tyłu.- To byłoby wobec niego nie fair.Zbliża się ślub, i w ogóle.- Racja.Ślub.Masz ślub.A dlaczego? Bo wychodzisz za mąż.Nie sądzisz, że czaszacząć ufać Luke'owi? Ufać mnie?- Clary, nie sądzę.- Wiem, co sądzisz.Myślisz, że to jest to samo, co przydarzyło się Sebastianowi.toznaczy, Jonathanowi.Podejrzewasz, że ktoś robi dzieciom to, co Valentine zrobił mojemubratu.- Valentine nie żyje.- Głos Jocelyn lekko drżał.- Ale są inni, którzy należeli do Kręgui nigdy nie zostali złapani.Ciała Jonathana też nigdy nie znaleziono.Nie była to rzecz, o której Clary lubiłamyśleć.Poza tym, Isabelle zawsze z przekonaniem twierdziła, że Jace przeciął Jonathanowikręgosłup sztyletem i że Jonathan był martwy, kiedy zeszła do wody i osobiście tosprawdziła.Nie było pulsu, bicia serca.- Mamo.To był mój brat.Mam prawo iść z tobą.Jocelyn bardzo powoli skinęłagłową.- Masz rację.Chyba.- Sięgnęła po torebkę wiszącą na wieszaku przy drzwiach.-Chodźmy więc.I weź płaszcz.Zapowiadali deszcz.* * *Wczesnym rankiem Washington Square Park był prawie opustoszały, powietrze byłorześkie i czyste.Liście gęsto zaścielały alejki dywanami czerwieni, złota i ciemnej zieleni.Simon rozkopywał je, idąc pod kamiennym łukiem na południowym krańcu parku.Na terenie parku przebywało niewiele osób: dwóch bezdomnych okutanych w śpiworyalbo przetarte koce spało na ławkach, paru facetów w zielonych uniformach opróżniało koszena śmieci.Jeden mężczyzna pchał wózek z pączkami, kawą i preclami.Na środku parku, przydużej, okrągłej kamiennej fontannie stał Luke.Miał na sobie zieloną wiatrówkę zapinaną nazamek błyskawiczny.Pomachał na widok Simona.Simon odwzajemnił gest, z lekką rezerwą.Nadal nie był pewien, czy nie znalazł się wkłopotach.Wyraz twarzy Luke a, kiedy Simon podszedł bliżej, tylko wzmocnił jego złeprzeczucia.Garroway wyglądał na zmęczonego i mocno zestresowanego.Jego spojrzeniewyrażało głęboką troskę.- Simon, dzięki, że przyszedłeś - rzucił na powitanie.- Jasne.- Simonowi nie było zimno, ale wsadził ręce do kieszeni kurtki, żeby coś znimi zrobić.- Co się stało?- Nie mówiłem, że coś się stało.- Nie ciągnąłbyś mnie tutaj o świcie, gdyby się nic nie stało - zauważył Simon.- Jeślinie chodzi o Clary, to w takim razie.?- Wczoraj w salonie sukien ślubnych zapytałeś mnie o niejaką Camille - powiedziałLuke.Z pobliskich drzew zerwało się stado ptaków.Simon przypomniał sobie dziecięcąwyliczankę, którą kiedyś recytowała mu matka: „Tu sroczka kaszkę warzyła, ogonek sobiesparzyła.temu dała na miseczkę, temu dała na łyżeczkę, temu, bo grzecznie prosił, temu, bowodę nosił, a temu najmniejszemu nic nie dała, tylko ogonkiem zamieszała, i frrrr.dalekopoleciała!”.- Zgadza się - potwierdził Simon.Stracił rachubę.Chyba odleciało siedem ptaków.- Słyszałeś o Nocnym Łowcy, którego ciało znaleziono w mieście w zeszłymtygodniu? - zapytał Luke.Simon wolno pokiwał głową.Miał coraz gorsze przeczucia.- Zdaje się, że to Camille może być odpowiedzialna za ostatnie zabójstwa - oznajmiłLuke.- Przypomniałem sobie, że o nią pytałeś.Gdy po latach nagle słyszy się dwukrotnie tosamo imię w jednym dniu.to dziwny zbieg okoliczności.- Zbiegi okoliczności się zdarzają.- Czasami - przyznał Luke.- Ale rzadko jest to najbardziej prawdopodobnaodpowiedź.Dzisiaj Maryse wezwie Raphaela, żeby go przesłuchać co do roli Camille w tychmorderstwach.Jeśli się okaże, że coś o niej wiesz, że się z nią kontaktowałeś.nie chcę,żebyś był niemile zaskoczony, Simonie.- To jest nas dwóch - odparł Simon.W skroniach znowu zaczęło go łupać.Czywampiry miewają bóle głowy? Nie pamiętał, kiedy ostatni raz przydarzyła mu się migrena,nie licząc kilku ostatnich dni.- Poznałem Camille.Jakieś cztery dni temu.Myślałem, żewezwał mnie Raphael, a okazało się, że to ona.Zaproponowała mi umowę.Jeśli będę dla niejpracował, uczyni mnie drugim najważniejszym wampirem w mieście.- Dlaczego chce, żebyś dla niej pracował? - Ton Luke'a był neutralny.- Wie o moim Znaku - wyjaśnił Simon.- Powiedziała, że Raphael ją zdradził, a onamogłaby mnie wykorzystać, żeby odzyskać władzę nad klanem.Mam wrażenie, że nieprzepada za Raphaelem.- To bardzo ciekawe - stwierdził Luke.- Ja z kolei słyszałem, że jakiś rok temuCamille wzięła nieokreślonej długości urlop od kierowania klanem i wyznaczyła Raphaela natymczasowego zastępcę.Skoro sama go wybrała, dlaczego miałaby teraz występowaćprzeciwko niemu?Simon wzruszył ramionami.- Nie wiem.Po prostu powtarzam to, co mi powiedziała.- Dlaczego od razu nam o niej nie powiedziałeś? - spytał Luke.- Nie pozwoliła mi - odparł Simon i uświadomił sobie od razu, jak głupio to brzmi.-Nigdy wcześniej nie spotkałem takiego wampira jak ona - dodał.- Tylko Raphaela i innych zDumort.Trudno wyjaśnić, jaka ona jest.Chce się wierzyć we wszystko, co mówi.Chce sięzrobić wszystko, o co poprosi.Chciałem ją zadowolić, chociaż wiedziałem, że mnąmanipuluje.Znowu mijał ich mężczyzna z wózkiem.Luke kupił od niego kawę i usiadł na brzegufontanny.Po chwili Simon do niego dołączył.- Człowiek, który podał nam imię Camille, nazwał ją „starożytną” - rzekł Luke.-Myślę, że ona jest jednym z najstarszych wampirów tego świata.Sądzę, że przy niejwiększość ludzi czuje się bardzo mała.- Ja przy niej poczułem się jak robak - wyznał Simon [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.