[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Byli trochę spóźnieni, większość pasażerów weszła już na pokład.- Widzisz, z iloma znanymi twarzami ocieramy się łokciami? - zapytał.-Nie do wiary.- Nie ocieramy się łokciami z twarzami, Stokely.- Nie?- Twarze nie mają łokci.Ludzie je mają.- Słusznie.W holu z trudem mieścili się wszyscy sławni i bogaci z osobami towarzyszącymi, którzy dopiero wchodzili na pokład ogromnego statku powietrznego„Puszkin", wyruszającego w dziewiczy rejs do Sztokholmu na uroczystość wrę-czenia Nagród Nobla za cztery dni.Stoke nachylił się do Fanchy i szepnął jej do ucha:- Podekscytowana?- Tak, bo ze mną lecisz.Tylko z tobą czuję się bezpieczna.Potrzebuję cię.Taka jest prawda.- Jestem tu dla ciebie, wiesz o tym.- A ty? Nie jesteś ani trochę podniecony?- Kochanie, znasz mnie.Napalam się tylko na dwie rzeczy, seks i jedzenie.Kiedy widzisz, że nie mam wzwodu, rób mi szybko kanapkę.Hej, zobacz, kto właśnie wchodzi.Marlboro Man we własnej osobie.Do holu wszedł wiceprezydent Stanów Zjednoczonych, wysoki ranczer o su-rowej męskiej urodzie, pochodzący z części stanu Kolorado położonej po zachodniej stronie Gór Skalistych.Tom McCloskey odprowadzał swoją żonę, Bonnie.Miał z nią lecieć, ale coś mu wypadło w ostatniej chwili.Stoke golił się rano, kiedy usłyszał w radiu, że żona wiceprezydenta będzie podróżowała sama.Teraz domyślał się, że McCIoskeya zatrzymała w kraju katastrofa w Kansas.W Waszyngtonie wiedzieli zapewne więcej niż mówili.Wszędzie kręcili się faceci ostrzyżeni na jeża, którzy gadali do rękawów marynarek.Stoke jeszcze nigdy nie widział tylu agentów Secret Service w jednym pomieszczeniu.Usłyszał, jak jeden melduje, że MM jest w holu i idzie do windy.Wiedział, że Secret Service nazywa tak McCIoskeya.Skrót MM pochodził od przezwiska Marlboro Man, które agenci nadali wiceprezydentowi, kiedy zaczął urzędować w Białym Domu.W podróż wyruszało wielu senatorów z żonami i Bóg wie ilu kongresme-nów.Stoke zauważył gubernatora Kalifornii i jego piękną żonę z rodziny Ken-nedych oraz znanych biznesmenów, Michaela Eisnera i Steve'a Jobsa, tego gościa z Apple.Rzecz jasna, byli też ludzie z Hollywood, sławni producenci i trochę gwiazd filmowych.Kilka nawet rozpoznał.232No i wszyscy geniusze, i mózgowcy, zdobywcy Nagrody Nobla i nomino-wani z całego świata wraz z rodzinami.Zaproszono też wielu laureatów, jak wynikało z eleganckiego oficjalnego zaproszenia, które doręczono Fanchy do jej domu na Low Key.Stoke przeczytał je.Ta podróż zapowiadała się jako największe zgromadzenie noblistów, jakie kiedykolwiek miało miejsce.Można było zrozumieć atmosferę podniecenia.Wszędzie media, ważne osoby, znakomitości z różnych dziedzin życia, ludzie myślący i zachowujący się tak, jakby stanowili część historii.1 nic dziwnego.Mieli uczestniczyć w pierwszym przelocie nad oceanem największego statku powietrznego na świecie, największego, jaki kiedykolwiek pokonał Atlantyk.Coś jak dziewiczy rejs „Titanica", pomyślał Stoke, ale szybko odrzucił niefortunne porównanie.Znaleźli się na początku kolejki, teraz czekali jako pierwsi na wejście do windy.Tu też na ścianach wisiały monitory, trwała jakaś konferencja prasowa.Stoke starał się słuchać uważnie, ale wyglądało na to, że nadal jest niewiele nowych informacji.Najwyraźniej nikt, łącznie z dowódcą kansaskiej policji, który stał teraz na podium na wzgórzu z widokiem na miasto, nie miał pojęcia, co się wydarzyło.- Stoke, pamiętałeś, żeby zapakować.- Moment, skarbie, chcę tego posłuchać.- „Pierwsze pytanie - zwróciła się do kapitana młoda reporterka.- Co się dzieje z panią burmistrz? Podobno nagle przestała się pokazywać.- Owszem.Burmistrz Bailey ciężko zachorowała w nocy.Jest razem z rodziną w bezpiecznym miejscu i prosi, żeby media uszanowały ich prywatność.- Ale gdzie są, panie kapitanie?- Niestety nie mogę tego ujawnić.- Czy jest jakaś prawda w pogłosce, że padła ofiarą przestępstwa? Że jej zniknięcie ma z tym związek?- Nie.- Zostawmy panią burmistrz, panie kapitanie.Kiedy dostał pan rozkaz ewakuacji? - zapytała gadająca głowa z NBC.- Pierwszy telefon w tej sprawie odebrałem dziś o czwartej rano czasu środkowoamerykańskiego.- Kto do pana zadzwonił? - spytał inny dziennikarz.- Gubernator.Drugi telefon dostałem bezpośrednio z kwatery głównej FBI w Waszyngtonie.- Co pan usłyszał od FBI?- Że mam natychmiast ewakuować miasto.- Dlaczego?- Bo przyszło ostrzeżenie o zamachu.- Od kogo?- Tego mi nie powiedzieli.Ale wiarygodne, jak mówili.- OdAl-Kaidy?233- Powtarzam, tego się nie dowiedziałem.- Zdążyliście wszystkich ewakuować?- Tak.Policjanci w Salinie we współpracy z moimi ludźmi wykonali doskonałą robotę.Szef policji w Salinie będzie tu za około dwadzieścia minut z kilkoma swoimi funkcjonariuszami.Oni ostatni patrolowali miasto, zanim wyleciało w powietrze.Na pewno chętnie odpowiedzą."Drzwi windy rozsunęły się i Stoke z Fanchą przeszli szybko do tyłu kabiny.Stoke pamiętał, że otwiera się na drugą stronę, kiedy dojeżdża na dach.Gdy dotarli na szczyt budynku, wyszli na słońce i spojrzeli w górę na przycumowany statek powietrzny.Lśniący kadłub zdobiły czerwono-biało-niebieskie chorągiew-ki.Stoke nic nie powiedział, ale pomyślał, że amerykańskie flagi trochę się gryzą z dużymi czerwonymi rosyjskimi gwiazdami namalowanymi na ogonie statku.Do ruchomych schodów w części ogonowej prowadził czerwony dywan ogrodzony z obu stron aksamitnymi sznurami.Kiedy szli między nimi, pstrykały aparaty fotograficzne wycelowane w niego i Fanchę.Ale zdjęcia robiono jej, nie jemu.Dziesięć minut później ubrany na biało steward pokazywał im kabinę po lewej stronie pokładu spacerowego.Była wspaniała, wyłożona orzechową boazerią, z podwójnym łóżkiem i kanapą, oraz stolikiem i fotelami pod trzema dużymi oknami, które wypełniał słoneczny blask i błękit nieba.Na stoliku do kawy leżała wielka kompozycja z białych kwiatów i mała koperta.W srebrnym wiaderku z lodem stała butelka szampana Roederer Cristal.Hollywood, pomyślał Stoke.Jak nic.Dał stewardowi dwudziestkę i zapytał, gdzie jest telewizor.Młody mężczyzna wziął pilot z nocnego stolika i wcisnął przycisk.Obraz olejny nad komodą wsunął się w sufit i odsłonił płaskoekranowątoshibę.Steward ukłonił się, powiedział coś po rosyjsku i wyszedł.Fancha wy-glądała na zadowoloną z kabiny i kwiatów i zaczęła się rozpakowywać.Stoke przysiadł na brzegu łóżka i rozgryzł pilota.Znalazł Fox News, przekaz na żywo z Saliny, aktualne wiadomości.Wiadomości zawsze są aktualne, pomyślał.Problem w tym jak długo.Kapitana policji stanowej zastąpił szef komendy w Salinie, który właśnie kończył mówić.Stoke żałował, że nie słyszał wszystkiego.To była duża sprawa, a on miał być całkowicie wyłączony z obiegu przez następne cztery dni.Chciał wiedzieć, co się dzieje, do cholery?- „Dziękuję - powiedział szef policji - chciałbym teraz oddać głos dwóm z moich najlepszych podwładnych.Ci młodzi ludzie stojący za mną patrolowali miasto ostatni.Chętnie odpowiedzą na pytania.Oto funkcjonariusze Andy Sisko i Gene Southey.Panowie?Stoke zobaczył, jak dwaj schludni mundurowi ze Środkowego Zachodu wchodzą na podium.Obaj wyglądali na trochę speszonych, że znaleźli się przed kamerami telewizji ogólnokrajowej.- Panie Sisko, pan ostatni opuścił Salinę? - zawołał jakiś reporter.234- Tak jest.Ja i mój partner dostaliśmy rozkaz wyjazdu na ostatni patrol.- Byliście pewni, że miasto jest puste? Że nie pozostali w nim żadni mieszkańcy?- Tak.Nasi koledzy i funkcjonariusze policji stanowej doskonale się spisa-li [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|