[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy zaczęła mówić o zniknięciu Zarzyczki, zacisnął zęby tak mocno, że mięśnie na szczękach pobielały mu jak mąka.Potem zadał kilka pytań.Służka nie potrafiła odpowiedzieć, bo przecież żalnicka dziedziczka niczym nie zdradziła, jakie sekrety skłoniły ją do samotnej wyprawy w miasto pełne rozochoconego pospólstwa.W końcu niecierpliwym gestem kazał jej zamilknąć.– Powiedz swojej pani – rzekł z irytacją – że tym razem jej fanaberie mogą nas kosztować zbyt wiele.Mnie mogą zbyt wiele kosztować – dodał i odwrócił się do niej plecami.Nie ośmielając się odejść bez wyraźnego rozkazu, Marchia pochyliła nisko głowę, on zaś przechadzał się szybko pod ścianą, przybraną wielobarwnymi gobelinami.Od czasu do czasu zerkała na niego i wydawało się jej wówczas, że dostrzega w twarzy księcia zmartwienie.Zdziwiło ją to niezmiernie.Spodziewała się raczej wrzasków i pogróżek, bo Jasenka i jej kochanek wręcz napawali się kłótniami – a potem godzili tym namiętniej, im zapalczywiej obrzucali się uprzednio obelgami.Marchia miała wrażenie, że wszystko to stanowiło rodzaj teatru odgrywanego za obopólną zgodą i ku wspólnej satysfakcji.Na dworze wiele rzeczy zmieniało się niepostrzeżenie w widowisko.Także miłość.Jednakże kiedy książę wreszcie przemówił, w jego głosie nie było gniewu, tylko tkliwość.– I powiedz swojej pani, że zobaczę się z nią wieczorem.Czas wreszcie skończyć tę dziecinadę, zanim nas zawiedzie tam, gdzie żadne z nas nie chciałoby się znaleźć.* * *Żadna z trzech sióstr Nacmierza nie miała nigdy cierpliwości do rachunków.Owszem, zgodnie z wolą rodziców przysłuchiwały się naukom kapłana wynajętego, aby objaśniać im zawiłości arytmetyki.Ich myśli wszakże ciążyły ku strojom, wyprawie, haftom i tańcom w gronie rówieśników.Na darmo ojciec powtarzał, że bankierska córka winna w potrzebie wyręczyć małżonka w kantorze i zadbać o dobro małoletnich dzieci.Dziewczęta, sprytne jak sroczki i pewne rodzicowego uwielbienia, przysiadały mu na kolanach, głaskały pod brodą i jedna przez drugą szczebiotały, że przecież nigdy nie dopuści, aby stała im się krzywda.Stary bankier mamrotał pod nosem, udając złość, w rzeczywistości jednak rozpierała go duma z tych trzech panien, strzelistych jak młode brzózki i jasnowłosych.A będąc człekiem roztropnym, nie krył przed sobą, że okręciły go sobie wokół palca – podobnie zresztą jak żona, prosta córka kołodzieja, którą ponad dwa tuziny lat temu dostrzegł, jak stoi w smudze światła w drzwiach warsztatu ojca, i od tamtej pory patrzył na nią z nieodmiennym zachwytem.Nacmierz szczerze lubił swoje siostry, lecz spoglądał na nie z pobłażliwością starszego brata, który wszedł już w wielki świat i prowadzi w kantorze poważne interesy.Nawet kochanica, którą wybrał za radą ojca i utrzymywał z pełną ostentacją, nieczęsto zaprzątała jego myśli poza miłymi chwilami, które spędzali we dwoje w jej alkowie.Dbał, aby niczego jej nie brakło i by pięknie się prezentowała w nowym powozie, sprawionym specjalnie na spichrzański karnawał.Ale zgodnie z obietnicą złożoną matce bardzo się pilnował, żeby nie przysporzyć rodzinie bękartów i miał szczery zamiar w odpowiednim czasie poślubić majętną pannę.Ostatecznie tak przecież powinno być.Nie darmo ich rodzina należała do najzacniejszych bankierskich rodów Spichrzy i od pięciu pokoleń zasiadała w radzie miasta.Nacmierz rozumiał doskonale, że kiedyś sam włoży na szyję ciężki srebrny łańcuch, który teraz dodawał dostojeństwa jego ojcu.Może nawet zostanie burmistrzem, jeśli bogowie okażą się łaskawi.Na razie jednak nie potrafił oderwać wzroku od dziewczyny w zgrzebnej brązowej sukni.Nigdy wcześniej nie spotkał niewiasty, która z równą jak on łatwością parałaby się rachunkami, i odczuwał palącą potrzebę, aby sprawdzić, jak daleko sięgają jej umiejętności.Podsunął jej tabliczkę, pokrytą niemal nieczytelnymi bazgrołami, którymi spichrzańscy karczmarze zwykli oznaczać zamawiane jadło i napitki.– Czy znasz te znaki?– Nie.Umoczył palec w winie i szybko nakreślił na blacie kilka symboli z ksiąg bankierskich.– A te?– Nigdy nie uczono mnie pisma – odparła z lekkim zniecierpliwieniem.– Naprawdę? – zdumiał się.– W jaki więc sposób.?– Nie wiem – przerwała.Wiedziony impulsem, którego do końca nie rozumiał, ujął ją za rękę i zmusił, by na nowo usiadła za stołem.– Pokażę ci – rzekł, po czym mokrym palcem zaczął rysować kolejne znaczki.Wpatrywała się w nie rozszerzonymi oczami, początkowo nieufna i milcząca, z czasem coraz bardziej zaciekawiona.Roześmiała się, kiedy jej wyjaśnił, jak zapisuje się długi, i nie chciała uwierzyć, że istnieje osobny znak na oznaczenie niczego.Zadziwiły ją cząstki, a procentów w ogóle nie potrafiła pojąć, póki nie wpadł na pomysł, by opowiedzieć jej o wybieraniu zgniłków z beczki, w której co dziesiąte jabłko zepsuło się przez zimę.Na końcu śmiali się już razem z dziecięcych zagadek – o przewożeniu przez rzekę kozy i kapusty, o zaganianiu świnek do chlewika i pięciu sroczkach, które rozsiadły się na gałęziach jednego drzewa.Skalmierskie wino zasychało na stole, przesycając komnatkę duszną, słodką wonią, a karczmarz, zorientowawszy się, co w trawie piszczy, dbał, by służące dyskretnie donosiły nowe dzbanki.Nacmierz ani spostrzegł, jak przez uchylone okiennice zaczęło wpadać popołudniowe słońce.Zapomniał, że dawno już powinien wrócić do domu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.