[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Policjant rzekł jednak tonem jak najbardziej serio:– Nie sądzę, proszę pana, żeby było aż tak źle.– A więc to niewątpliwie samobójstwo!– Gdzież w takim razie narzędzie zbrodni? Nie ma mowy o samobójstwie, panie komisarzu.– Więc w jaki sposób morderca zdołał uciec? Przez okno?– Przysiągłbym, że nie.– Ależ mówi pan, że drzwi były zamknięte od wewnątrz.Inspektor skinął głową.Wyjął z kieszeni klucz i położył go na stole.– Brak wszelkich odcisków palców – oznajmił.– Proszę jednak spojrzeć przez szkło powiększające.Poirot pochylił się.Wraz z Johnsonem poddali klucz uważnym oględzinom.Komisarz zawołał:– A niech to! Zaczynam rozumieć.O, tu mamy drobne zadrapania na końcu.Widzi pan, Poirot?– Oczywiście.To znaczy, że przekręcono go od zewnątrz, posługując się jakimś narzędziem wetkniętym w dziurkę, najpewniej pincetą, którą uchwycono czubek klucza.– Tak właśnie musiało być – przytaknął inspektor.– Morderca pragnął więc wzbudzić przekonanie, że chodzi o samobójstwo, skoro drzwi zostały zamknięte i nikogo więcej nie było w pokoju? – spytał Poirot.– Bez wątpienia tak sobie planował.Poirot pokręcił głową z niedowierzaniem.– A nieład wewnątrz? Jak pan wcześniej sam zauważył, teza o samobójstwie musi tym samym upaść, gdyż morderca powinien był wcześniej uporządkować pokój.– Zabrakło mu czasu, panie Poirot – odparł inspektor.– W tym cała rzecz.Zabrakło mu czasu! Przypuśćmy, że zamierzał zaskoczyć starszego pana, ale mu się to nie udało.Nastąpiła walka, której odgłosy słyszano wyraźnie na dole, i wołanie o pomoc.Wszyscy zostali zaalarmowani.Morderca zdołał jedynie wymknąć się z pokoju i przekręcić klucz od zewnątrz.– W istocie, wszystko pasuje – przyznał Poirot.– Pański morderca popełnił jednak błąd.Czemuż nie pozostawił narzędzia zbrodni? Bez niego nie można wszak mówić o samobójstwie! Co za prymitywny błąd!– Zbrodniarze, o czym poucza nas doświadczenie, zawsze popełniają błędy – odparł obojętnie inspektor.Poirot westchnął lekko i szepnął:– Mimo to nasz przestępca zdołał umknąć.– Nie sądzę, by rzeczywiście umknął.– Myśli pan, że wciąż jeszcze znajduje się w domu?– A gdzie, może się znajdować? To zrobił któryś z domowników.– Mimo wszystko – powtórzył uprzejmie, lecz z naciskiem Poirot – jak dotąd nam się wymyka.Nie wie pan, kim on jest.Sugden odparł uprzejmie, lecz równie stanowczo:– Mam nadzieję, że wkrótce się dowiemy.Jeszcze nie przesłuchiwaliśmy służby.Komisarz Johnson wpadł mu w słowo:– Pewien szczegół nie daje mi spokoju.Ten, kto przekręcił klucz od zewnątrz, nie był nowicjuszem.Musiał mieć pewne doświadczenie.Bez wprawy nie robi się czegoś takiego.– Sądzi pan, że to profesjonalny przestępca?– Właśnie tak.– Na to wygląda.W takim razie pośród służby znajduje się zawodowy złodziej.Stąd zniknięcie diamentów.Zabójstwo pana Lee byłoby logicznym następstwem faktów.– Wydaje mi się, że to prawdopodobne.– Z początku sam tak sądziłem, ale wyłania się pewna trudność.W domu mamy ośmioro służących, w tym sześć kobiet, a pięć z nich pracuje tu ponad cztery lata.Jest jeszcze kamerdyner i lokaj.Kamerdyner służy tutaj bez mała czterdzieści lat, co stanowi, przyznaję, swoisty rekord.Lokaj to człowiek miejscowy, syn ogrodnika, i tu się wychował.Nie pojmuję, w jaki sposób mógłby być złodziejem profesjonalistą.Pozostaje tylko osobisty służący pana Lee.Bawi tu, co prawda, od niedawna, ale akurat on wyszedł z domu przed ósmą.i jeszcze nie wrócił.– Ma pan dokładną listę wszystkich domowników? – spytał pułkownik.– Owszem.Wręczył mi ją kamerdyner.– Inspektor wyciągnął notes.– Czy mam ją panu odczytać?– Proszę bardzo.– Pan Alfred Lee z żoną.Pan George Lee z żoną, członek parlamentu.Pan Harry Lee.Pan Dawid Lee z żoną.Panna.– Tu inspektor urwał na moment, by w końcu odczytać nazwisko, sylaba po sylabie, jakby składał je z oddzielnych cegiełek: – Panna Pilar Estravados.Pan Stephen Farr.Teraz służba: Edward Tressilian, kamerdyner, Walter Champion, lokaj.Emilia Reeves, kucharka.Queenie Jones, podkuchenna.Gladys Spent, główna pokojówka.Grace Best i Beatrice Moscombe, dwie pokojówki.Joan Kench, dziewczyna do wszystkiego.Sydney Harbury, osobisty służący pana Lee.– Sporo ich, co, Sugden?– Owszem, niemało.– I nie wiadomo, gdzie każdy z nich był w chwili morderstwa?– Tylko w przybliżeniu.Jak już mówiłem, nie zdołałem jeszcze nikogo przesłuchać.Według tego, co mówi Tressilian, mężczyźni znajdowali się wtedy jeszcze w jadalni.Panie przeszły do salonu, gdzie Tressilian zaniósł im kawę.Wedle jego własnych słów wrócił właśnie do stołowego, gdy posłyszał nad głową straszny hałas, a potem rozległ się krzyk.Tressilian pobiegł prosto przez hali, a potem wraz z innymi wpadł na schody.– Ilu członków rodziny mieszka tu na stałe i kim są zaproszeni goście?– W domu mieszka tylko pan Alfred Lee z żoną.Cała reszta przyjechała na święta.– A gdzie są teraz?– Kazałem im zostać w salonie, póki nie zacznę przesłuchania.– W porządku.Może pójdziemy na górę i obejrzymy miejsce zbrodni?Inspektor poprowadził ich szerokimi schodami i korytarzem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.