[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chińscy służący gapili się z uśmiechem, jak nieustraszony ogrodnik wylewam bezużyteczne wiadra wody na huczący ogniem palmowy dach.Na tylnych stopniach domu stała grupka amerykańskich kobiet.Uczestniczki spotkania przy brydżu.Carriscant zdjął kapelusz i podszedł bliżej.JlH- Pani Oliver? Moje nazwisko Carriscant.Właśnie tędy przejeżdżałem.Czy mógłbym być w czymś pomoc? Nikt nie doznał obrażeń?- Prosimy bardzo, doktorze.Na szczęście nikt nie jest ranny.Jesteśmy tylko przestraszone.Jak to się mogło stać?- Zdarza się, że pod wpływem upału może dojść do samozapalenia się gęstych zarośli czy palmowej strzechy - improwizował.- Takie wypadki od czasu do czasu się zdarzają.- Naprawdę? A tyle ostatnio padało.Dobry Boże.Pu Lin, przestańże wreszcie! - krzyknęła na ogrodnika.Carriscant obejrzał się za siebie.Delfina stała na werandzie, przyglądając mu się w osłupieniu.- Dzień dobry, pani Sieverance.Przejeżdżałem w pobliżu, zobaczyłem dym i płomienie.Zeszła po stopniach, podchodząc do niego.W jej zmrużonych oczach pojawiło się podejrzenie.Przygotowania zostały tymczasem ukończone i pierwsze strumienie wody chlusnęły na płomienie, budząc aplauz grupki obserwatorów.- Salyador, czy miałeś coś wspólnego.- On tu jest.Spotkałem go dopiero co przy dokach.Wrócił z Mindanao.Wyraz jej twarzy zmienił się w jednej chwili.Wyglądała, jakby się miała rozchorować.Jej dłoń powędrowała do szyi.Jak on ją za to kochał.- Ale w jaki sposób.- Mało tego - powiedział Carriscant, odwracając się, żeby sprawdzić, czy nikt nie zwraca uwagi na ich rozmowę.- Dostał nową posadę.W Ameryce.- O Boże.- Bezwiednie chwyciła go za rękę, puszczając ją niemal natychmiast.W tym momencie dach zapadł się z wilgotnym sykiem, rozsiewając po trawie kłęby białego dymu.Kibice rozproszyli się, pokaslując.Carriscant odciągnął ją na bok.- Słuchaj - powiedział pośpiesznie - musisz wrócić do domu.Musisz mu powiedzieć, że jesteś w ciąży, że tak Przypuszczasz.- O Boże.Nie wyobrażam sobie.- Musisz.- Widział, że jest strasznie zgnębiona, ale mimo to naciskał.- Kiedy po raz ostatni ty i on, no wiesz?.Ścisnęła palcami skronie.- Chyba około tygodnia przed jego wyjazdem.Tak.- Cztery miesiące? Trochę więcej?- Tak - powiedziała cicho, z lękiem.- Tak mi się wydaje.- Więc pamiętaj.Jesteś w ciąży od czterech miesięcy.Czterech.Poślij po mnie, potwierdzę to.Dobrze?- Salvador, ja.Ludzie zaczynali odchodzić, syci widoku mokrych, spopielonych szczątków altany.Odwrócił się, z dłonią na kapeluszu, jakby szykował się do odejścia.- Niedługo będziemy wolni i bezpieczni.Mam koncepcję.Fantastyczny plan.Panuję nad sytuacją.Pożegnał się serdecznie z panią Oliver i wyszedł na ulicę, gdzie czekał na niego carromato.PragmatyzmAnnaliesa usiłowała powstrzymać łzy.Mietosiła w dłoniach serwetkę, gniotła ją i szarpała, rozkładała na stole i znów zaczynała tłamsić.Przez cały czas mówiła ściszonym głosem, tłumacząc, wyjaśniając, przepraszając, oskarżając siebie i w bardziej zawoalowany sposób jego, winiąc ich oboje za popełnione błędy.Carriscant delikatnie wyjął jej serwetkę z rąk.Nerwowe tiki żony doprowadzały go do szału.Rozmowa toczyła się w jadalni.Stół był uprzątnięty po kolacji.Annaliesa weszła, kiedy nalewał sobie dużą brandy, mówiąc, że chciałaby z nim porozmawiać.Usiedli na przeciw siebie.Słuchał z pewnym zaskoczeniem, jak oskarża się, miętosząc serwetkę w dłoniach, o brak serca i zbytnią surowość.Mówiła, że nienawidzi tego chłodu, który wkradł się w ich życie.To nie jest małżeństwo.Są dla siebie jak obcy ludzie - gorzej niż obcy.- Chciałabym, żebyśmy spróbowali zacząć od nowa, Salvador.Żebyśmy spróbowali być znowu mężem i żoną.- Annalieso, nie wydaje mi się.- Posłuchaj, chcę, żebyśmy spróbowali, nic więcej.Chyba jesteśmy to sobie winni? Chciałabym, żeby znów wszystko było tak, jak dawniej.Pamiętasz, wtedy, po twoim powrocie z Europy? Wiem, że to moja wina.To ja odwróciłam się od ciebie.Czułam się tak okropnie po wyjeździe tatusia i Hanny.A później, kiedy tata umarł.a ty spędzałeś tyle czasu w pracy.Zamykałam się w sobie coraz bardziej, wiem o tym.Nie okazywałam ci uczucia.Wiem, że popełniłam wiele błędów.Ale moje nerwy, wierz mi.Carriscant starał się słuchać, lecz jego myśli wciąż powracały do pytania, czy Delfina powie Sieverance’owi od razu, czy będzie czekać z tym do jutra albo dłużej.Annaliesa wyciągnęła do niego rękę nad stołem.Ujął ją posłusznie i uścisnął delikatnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.