[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeśli nie zjawię się do pół do drugiej, weź pudełko i wracaj do domu.Jestem pewien, że wszystko pójdzie jak z płatka.- Jasne - zgodziłem się.- A co, jeśli ktoś na mnie napadnie i będzie próbował zabrać mi pudełko?- Pojedź tam taksówką.Chyba nie masz zamiaru chodzić po ulicach o tej godzinie.Chwileczkę.Spojrzałem na niego i czekałem, co powie.- Myślisz, że mógłbym napaść na ciebie, żeby zaoszczędzić nędzne cztery tysiące dolarów.Czemu miałbym to robić?- Wyszłoby taniej, niż gdybyś mi zapłacił.- Jezu - jęknął.- Nie mógłbym wtedy skorzystać ponownie z twoich usług.Słuchaj, jeśli chcesz się czuć bezpiecznie, weź ze sobą spluwę.Tylko będziesz musiał uważać, żeby z nerwów nie odstrzelić sobie palca u nogi.Przysięgam, nie musisz się o nic martwić.Zostaw wszystko mnie.Jak przyniesiesz pudełko, dostaniesz cztery patole.- Patole - powtórzyłem.- Co takiego?- Patole, tysiaki, kawałki.- O czym ty mówisz?- Cztery kawałki.- Co cię ugryzło?- Masz wiele określeń na pieniądze.Jesteś chodzącym słownikiem slangu.- Nie podoba ci się, jak mówię?- Ależ skąd - zaprotestowałem.- Nic podobnego.Jestem po prostu zdenerwowany.Mam zamęt w głowie.- Tak - powiedział uprzejmie.- Nic dziwnego.A teraz siedziałem na kanapie Roda i patrzyłem na zegarek.Dochodziła północ.Wyszedłem wcześnie z mieszkania Flaxforda, ale nie zamierzałem się zjawiać w Pandorze o pół do pierwszej.Moja zaliczka była teraz tylko wspomnieniem i wiedziałem, że nigdy nie dostanę czterech tysięcy dolarów.O pierwszej w nocy mój bezimienny przyjaciel zamówi szkocką i zacznie się zastanawiać, dlaczego go wystawiłem.Na pewno tak będzie.Rozdział VNie wiem, o której poszedłem spać.Trochę po północy ogarnęła mnie fala zmęczenia, więc rozebrałem się i położyłem w łóżku Roda.Już miałem pogrążyć się we śnie, kiedy wyczułem tuż obok obecność jakiejś dziwnej istoty.Skarciłem sam siebie za głupotę, ale - jak się domyślacie - nic to nie pomogło.Kiedy otworzyłem oczy, zobaczyłem, że przy łóżku stoi mała doniczka z filodendronem.Roślina miała takie samo prawo jak ja, żeby tu być, może nawet większe.Kiedy mierzyliśmy się wzajemnie wzrokiem, odechciało mi się spać.Byłem rozbudzony, a w głowie szumiało mi od myśli, z których nic nie wynikało.Włączyłem radio w wieży Roda, ściszyłem głos i rozsiadłem się w fotelu.Czekałem, aż muzyka się skończy i „puszczą” wiadomości.Pewnie zdarza się wam czasem, że chcecie posłuchać muzyki, a w radiu lecą same wiadomości.A nieraz bywa odwrotnie.Gliniarze, taksówkarze i prezenterzy radiowi nigdy nie zjawiają się we właściwym momencie.Wreszcie zaczęto nadawanie wiadomości.Wysłuchałem kilku informacji, które zupełnie mnie nie interesowały.Prezenter nie wspomniał ani słowem o włamaniu i morderstwie przy Wschodniej Sześćdziesiątej Siódmej Ulicy.Nic.Zero.Włączyłem inną stację, ale wiadomości właśnie się skończyły i musiałem czekać pół godziny na następne.W tym czasie puścili słodkawy folk rock w wykonaniu orkiestry.Kiedy wokalista zaczął śpiewać o swojej dziewczynie, której głos był jak muśnięcie kredą na tablicy jego duszy (przysięgam, że nie zmyślam), zdałem sobie sprawę, że jestem głodny.Poszedłem do kuchni, otworzyłem wszystkie szuflady i szafki, po czym zajrzałem do lodówki.Można by pomyśleć, że mieszkała tu Stara Matka Hubbard.Znalazłem wypełnione do połowy pudełko ryżu dmuchanego firmy Uncle Ben’s (ryż z buddyjskiego zamienił się w prezbiteriański), podejrzanie wyglądającą puszkę norweskich sardynek w sosie musztardowym oraz mnóstwo małych słoiczków i pojemników z ziołami i sosami, które chętnie bym wykorzystał, gdyby w domu było coś do jedzenia.Postanowiłem, że ugotuję ryż, ale kiedy zajrzałem do pudełka, okazało się, że nie tylko ja buszowałem po kuchni w napadzie głodu.Ryż firmy Uncle Ben’s został częściowo przerobiony na odchody karaluchów.W jednej z szafek znalazłem nie otwarte opakowanie spaghetti, które nadawałoby się do zjedzenia z oliwą, pod warunkiem, że nie zjełczała.Poczułem nagle, że głód mnie opuszcza.Mimo to otworzyłem kolejną szafkę i wtedy zrozumiałem, że Rodney Hart jest wielbicielem zup.W środku znajdowało się trzydzieści sześć puszek z zupą firmy Campbell.Wiem, że było ich tyle, ponieważ wszystkie policzyłem.Chciałem wiedzieć, jak długo wytrzymam, nie wychodząc z mieszkania.Gdybym zastosował dietę z obozów koncentracyjnych i ograniczył się do jednej puszki dziennie, przetrwałbym dwa miesiące.A więc miałem wiele czasu.Przypuszczałem jednak, że policja aresztuje mnie o wiele wcześniej, niż skończą się zupki, a wówczas karmienie więźnia skazanego za morderstwo pierwszego stopnia stanie się problemem państwa.Nie było się więc czym martwić.Poczułem się trochę nieswojo, ale zabrałem się do otwierania jednej z puszek.Muszę przyznać, że Rod miał prymitywny otwieracz jak na kogoś, kto żywi się zupkami z puszki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.