[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy Markiz się ocknął, poczuł niewyraźny, lecz wszechogarniający ból, lecz co zadziwiające, poniżej klatki piersiowej nie czuł w ogóle nic.Coś mokrego spływało po jego twarzy.Poczuł woń gliny i stęchłej, stojącej wody.W ustach miał smak krwi.Spróbował się poruszyć, ale nie mógł.Zupełnie jakby obcas ogromnego pantofla przyszpilał go do ziemi.Nagle o kilka kroków od jego twarzy ktoś zapalił zapałkę.Stał tam Mroczny Mężczyzna, patrząc na Markiza; jego twarz tonęła w półcieniu.Przemówił.– ”Gdym patrzył, szczelina nagle się powiększyła; wicher znów silniej się zakłębił; zaskrzył mi nagle w oczach cały krąg miesiąca; pociemniało mi w mózgu, gdym ujrzał, jak potężne mury rozpadają się na dwoje; wionął przeciągły, rozgłośny, ogłuszający huk, niby poszum nieprzebranych wód – i u mych stóp głucho, złowrogo, nad rozwalinami Domu Usherów zawarła się czarna, posępna topiel”.Markiz otworzył usta.Poczuł wyciekającą krew.– Kim.ty.– Jeszcze nie wiesz? Te książki, które ukradłeś.Część łupu? – rzucił Mroczny Mężczyzna.– Opowiadania Poego – wychrypiał Markiz.– Bez obawy.Dziś je odzyskałem.Mam swoje.sposoby.Zapałka zgasła.Pomimo słabego szumu w uszach Markiz wychwycił ciche popiskiwanie.I szelest.Zapłonęła kolejna zapałka.Tym razem znacznie bliżej.– Wciąż mnie nie poznajesz? Ale właściwie, dlaczego miałbyś mnie poznać? Zapewne nigdy dotąd nie spotkałeś człowieka, który powrócił zza grobu po zemstę, prawda?Opodal dało się słyszeć skrobanie, tuż poza wątłym kręgiem światła zapałki.Pulsujący ból w czaszce Markiza osłabł na chwilę, gdy w jego umyśle zaświtała pewna myśl.Odrzucił ją od siebie, gdy tylko się pojawiła, ale nazwisko i tak padło z jego ust.– Blessing?– Trafiłeś, Markizie.Trafiłeś.Wygląda na to, że są na tym świecie siły, którym droga jest sprawiedliwość.jeżeli dostatecznie mocno jej pragniesz.Markiz odwrócił głowę i znów spróbował się poruszyć.Gdy obejrzał się przez ramię, spostrzegł przyczynę swego unieruchomienia.Nadział się na grube pręty zbrojeniowe, wystające z platformy fundamentu, na którą go zrzucono.– Pomóż.mi.Wezwij.pogotowie – wychrypiał.– Ratunku!– Wiesz co, Markizie? Pamiętasz zakończenie Studni i wahadła? Pamiętasz, co się wydarzyło?Markiz jęknął.– Oczywiście, że nie.Nie masz pojęcia o twórczości Poego.Nic cię ona nie obchodzi.Te pierwsze wydania nie miały dla ciebie żadnego znaczenia, poza wartością finansową.Otóż główny bohater owego opowiadania jest więźniem hiszpańskiej inkwizycji.Torquemada i cała reszta.Trafia do lochu, gdzie jest poddany torturze wahadła.wielkiego urządzenia, którego ramię, ostre jak brzytwa, z każdą chwilą obniża się coraz bardziej.Ale prócz tego jest jeszcze studnia.Bohater omal do niej nie wpada.Udaje mu się uniknąć tej pułapki.Niemniej jednak zawsze zastanawiałem się, co by się stało, gdyby tam zleciał.Czy zostałby zmyty przez podziemną rzekę? A może po prostu leżałby na dnie, konając powoli, pożerany żywcem przez wielkie, tłuste szczury o długich, ostrych siekaczach?Zapałka zgasła.Popiskiwanie i szelesty przybierały na sile.Rozległo się skrobanie małych łapek.– Wygłodniałe szczury – oznajmił Mroczny Mężczyzna.– Dobrej nocy, Markizie.Słodkich snów.Coś skubnęło ucho Markiza.Zduszone krzyki brzmiały niczym muzyka.Mroczniejsze niż mrok nocy, ostrzejsze niż najostrzejszy nóż.W zaułku Blessing oparł się o ceglany mur i nasłuchiwał, zbierając się w sobie, gromadząc energię.Dwóch do piachu – Hrabia i Markiz.Zostało jeszcze czterech.Z nieba sfrunął czarny kształt, by przy siąść na jego ramieniu.– Kruku.– powiedział.– Kruku.potrafię robić rzeczy.Są pewne siły.z którymi mogę nawiązać kontakt.i które.umiem.kontrolować.Jeszcze jeden, ostatni, gardłowy wrzask, a potem w mrocznej jak wnętrze studni czeluści zapanowała cisza i z jej wnętrza wypłynęły opary mgieł niczym umykające duchy.– Jasne.Jak powiadam.Bill.Właśnie to utrzymuje cię w całości – rzekł kruk.– Czysta potęga woli.Twoja miłość wciąż trwa.A twój gniew.– Kruk przekrzywił łebek, spoglądając na skraj otworu.– Hmm.Ciekawe, czy coś tam jeszcze zostało.Miałbym ochotę na małą przekąskę.– Czy mam dość.siły woli.na jeszcze jednego.tej nocy? – spytał Blessing.– Co takiego? Myślę, że tak.Mam nadzieję, że tak.Rozkręcasz się.Dobrze ci idzie.Powiedziałbym: idź na całość!– No nie wiem.ja nie.– Blessing spojrzał na swoje ręce.– Teraz jestem mordercą.Raczej szczególnym posłańcem wypełniającym misję dla wszechświata, ot i wszystko – uciął kruk.– Po prostu robisz swoją robotę, której większość ludzi nigdy nie doświadczy.Nie będą mieli po temu okazji.No dobra, ale skończ już z tym powątpiewaniem w siebie, bo znowu nos ci odpadnie.A kto wie, może również uszy.Przecież chcesz jeszcze zobaczyć Amy, prawda?Blessing milczał przez dłuższą chwilę.– Są rzeczy, które mogę zrobić.– powiedział w końcu.– Rzeczy, które powinny być niedostępne dla ludzi.Czy przez swój gniew skazuję siebie na potępienie?– Pomyśl o tym, co ci odebrano – więcej niż Amy, więcej niż życie – twoje ciężko zapracowane, zasłużone miejsce w historii.Oni chcą to wszystko zniweczyć.Obrzucić pamięć o tobie błotem – powiedział kruk.– Masz spore rachunki do wyrównania, Williamie Blessingu.To nie ulega wątpliwości [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|