[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Już wszystko w porządku, naprawdę.- W takim razie co robiłaś w Irlandii?- Pojechałam tam, żeby to zobaczyć, żeby zobaczyć na własne oczy, jak Louis bierze ślub z inną.Byłam, widziałam, koniec, kropka.- Pojechałaś na jego ślub?- Byłam tylko w kościele.Nie, nie, naturalnie niejako zaproszony gość - roześmiała się lekko.- Zdumiewasz mnie.- Chcesz porozmawiać o ślubie, o Louisie, czy też pogadać o czymś innym?- Lepiej pogadajmy o czymś innym.Dzięki temu jakoś żyję.- Ivy była zadowolona.- Tak będzie lepiej - dodała.- Co znaczy, że pewnie znowu będziesz normalnie jeść.Wspominam o tym dlatego, ponieważ przygotowałam steki dla nas trojga.- Wielki krwisty stek.Miałam nadzieję, że coś takiego przygotujesz.Uszczęśliwiona Ivy potruchtała na dół, żeby powiedzieć Ernestowi, iż Lena wyzdrowiała.- Kobiety zawsze potrafią uporać się z takimi sprawami - odrzekł Ernest z miną człowieka rozumiejącego świat.Lena stała samotnie pośrodku pokoju, gdzie mieszkała z Louisem.Postanowiła już nigdy o nim nie mówić, z nikim o nim nie rozmawiać.A przede wszystkim myśleć o nim tak mało, jak to tylko możliwe.Widziała, jak poślubia inną kobietę.Odszedł z jej życia.Cieszyła się, że to widziała, że pojechała do Dublina.Ślub był swego rodzaju podsumowaniem.Nie bardzo wiedziała, jak się tam dostała i co zamierzała zrobić.Ale to nie miało żadnego znaczenia: była tam i wszystko widziała.I tak bardzo zbliżyła się do Kit.Kit kocha Steviego.Kiedyś Lena byłaby przerażona.Teraz czuła, iż nie ma sensu z tym walczyć.To było nieuniknione.W pracy wszyscy ucieszyli się z powrotu pani Gray.Owszem, mieli kilka problemów, lecz była chora i nie chcieli zawracać jej głowy, niemniej to wspaniale, że już wróciła.- Przyjęcie bożonarodzeniowe bez pani to nie to samo - mówili.- Przyjęcie bożonarodzeniowe! - Wydawało się, że od tamtego czasu upłynęły lata.Zdążyła już zapomnieć, iż ją ominęło.- Jestem przekonana, że świetnie sobie poradziliście.- Nie, wprost przeciwnie.Nie było tego nastroju, tego.A pani? Święta się udały czy jeszcze pani chorowała?- Chorowałam, ale dzięki Bogu czuję się znacznie lepiej.- Uśmiechała się promiennie, tryskała energią i chęcią do pracy.- Jutro zrobimy zebranie, ale najpierw muszę się tu trochę rozejrzeć.Bardzo przepraszam, że zostawiłam was własnemu losowi, ale takie rzeczy po prostu się zdarzają.Dlatego chciałabym, żeby pod koniec dnia wszyscy złożyli mi sprawozdanie na temat problemów, które was niepokoją czy gnębią.Pracownicy agencji Millara wydali zbiorowe westchnienie ulgi.Pani Gray wróciła, wszystko było dobrze.- James?- To ty, Leno?- Tak.Zastanawiałam się, czy któregoś dnia znalazłbyś czas, żeby zjeść ze mną lunch.- Kiedy tylko zechcesz.Dzisiaj, jutro, choćby codziennie.- Jesteś prawdziwym dżentelmenem, James.W takim razie może jutro o pierwszej? W tym samym miejscu co ostatnio, dobrze?- Nie mogę się już doczekać.Przejrzała dokumenty.Tu zaprzepaszczone możliwości i stracone kontrakty, tam nieodpowiedni ludzie, którym dano zbyt wiele czasu.Comiesięczny wyciąg z ogłoszeń prasowych - bardzo niestaranny i pobieżny.Nawet biuro wyglądało nie tak elegancko jak dawniej.Były to drobne rzeczy, niby nic, ale.Niedokładnie opróżnione kosze na śmieci, ślady po kubkach od herbaty na blatach biurek, stare kalendarze na ścianach, cieniutka warstewka kurzu na powierzchni wody do podlewania kwiatów.Lena będzie musiała podejść do tego bardzo dyplomatycznie, stworzyć pozory, że załatwienie tych spraw jest zasługą personelu, nie jej.Poza tym będzie musiała zadbać nie tylko o wygląd biura, ale i o swój własny.Po pracy poszła do salonu piękności.Grace West nie zadała jej ani jednego pytania, mimo to Lena czuła, że powinna się przed nią wytłumaczyć.- Ożenił się z młodą dziewczyną, która jest w ciąży.Jej bracia to przyjaciele mojej córki.Oto co zrobił Louis.- Ożenił się? Szybko załatwiliście rozwód.- Nie było takiej potrzeby.Żyliśmy na kocią łapę.- Cieszę się, że masz córkę - odrzekła prostodusznie Grace.James Williams czekał przy stoliku.- Świetnie wyglądasz - powiedział.- I świetnie się czuję.- Bardzo się o ciebie martwiłem, próbowałem się z tobą skontaktować.- Tak, wiem.- Dlaczego nie oddzwoniłaś?- Chorowałam, ale już wyzdrowiałam.No i tak.- twarz miała jasną i wesołą.- Kieliszek wina? - zaproponował.- Chętnie.- Wylałem Louisa.Wiedziałaś?- Nie, nie wiedziałam.Myślałam, że odszedł dopiero w zeszłym tygodniu.- Nie.Po tym, co ci zrobił, nie mogłem na niego patrzeć.Lena była zupełnie spokojna i opanowana.- Nie wiem, co odpowiedzieć.Chyba powinnam ci podziękować, bo zrobiłeś to dla mnie, ale nie dlatego zaprosiłam cię na lunch.Chciałam ci powiedzieć, że Louis odszedł z mego życia.Nie chcę go wspominać, nie chcę o nim myśleć ani o nim rozmawiać.- To dobrze - pochwalił ją James.- Byłam tam cztery dni temu.Widziałam, jak bierze ślub z inną.Było, minęło, wszystko skończone.- Długo to nie potrwa, dobrze o tym wiesz.Ją też zacznie oszukiwać.- Chcesz dobrze, James, wiem.Ale to dla mnie żadne pocieszenie.Sama muszę do tego dojść, sama zyskać pewność, że się od niego uwolniłam.Nikt mi w tym nie pomoże.- Myślę, iż masz całkowitą rację - odparł Williams.- W rozmowach z tobą nigdy nie wspomnę jego imienia, ale.- Tak?- Ale mam nadzieję, że będziemy mogli rozmawiać o innych rzeczach, że będę mógł zaprosić cię do teatru, na wystawę czy gdziekolwiek.Popatrzyła na niego w zadumie.- Od czasu do czasu chętnie dam się zaprosić, ale tylko jako przyjaciółka, James.Niczego od ciebie nie oczekuję i wiem, że trzeba to sobie jasno powiedzieć, żeby uniknąć ewentualnych nieporozumień.- W rzeczy samej - wymamrotał.- Mówię szczerze, James.Mam za sobą dwa małżeństwa, jak je nazywam, dwa długotrwałe związki.I za nic w świecie nie chcę pakować się w trzeci.- Doskonale cię rozumiem.- Nawet w powierzchowny.Tak więc, jeśli chcesz być moim przyjacielem, jeśli czasem zechcesz zaprosić mnie na lunch [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|