[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Musiał więc zniszczyć ten sprzęt.Zobaczył, że pośrodku tego rozgardiaszu i zniszczenia Dżoker tańczy walca.Nic go nie dosięgło.Jak dotąd.Wspaniale! Teraz świetnie się bawił.Na placu wszystko eksplodowało.Tu podium, tam ciężarówka - buuch! A teraz dostałbudynek - kiepski strzał.Co pewien czas kula leciała prosto na niego.Ale Dżoker był szybszy!Z hukiem pękł reflektor, posypał się cudowny szklany deszcz.Dżoker nigdy nie widział tak pięknego zniszczenia.Trzeba to było przyznać.To dopiero życie!Niestety, dobre rzeczy nie trwają wiecznie.Dżoker wyciągnął karabin - ten z długą lufą.Gdy samolot zawrócił, wycelowałdokładnie.Pociągnął za cyngiel.Bach!Siła odrzutu powaliła go na ziemię.Spojrzał w górę.To była wspaniała broń, ale kopała jak osioł.Trafiony!Czyż nie strzelał najcelniej ze wszystkich?Z lewego skrzydła samolotu Batmana wydostawał się ogień i ciężki, czarny dym.Samolot zakołysał się i runął w dół.Gdy znalazł się kilka metrów nad ziemią, Dżoker uskoczył.Samolot spadał prosto na stopnie katedry.I właśnie tam się roztrzaskał.Na chwilę zapanowała cisza.Potem Dżoker wybuchnął śmiechem.18.Komisarz Gordon zatrzymał samochód na skraju rumowiska.Z trudem rozpoznałBroad Avenue.Okna i uliczne latarnie były roztrzaskane, poskręcane kawałki metalu zaśmiecały jezdnię i chodniki - tam gdzie jeszcze one istniały.Przed nim droga gwałtownie urywała się, tworząc brzeg krateru.Co tu, u licha, wybuchało - pociski rakietowe?Za komisarzem nadjechało kilkanaście wozów patrolowych.Komisarz dał im znak, by się zatrzymały.W takich warunkach resztę drogi będą musieli przejść pieszo.Na szczęście wśród zgliszcz leżało niewiele trupów.Być może, pomyślał Gordon, uda się przerwać to szaleństwo, zanim połknie następne ofiary.Ostatnie wydarzenia zupełnie załamały burmistrza Borga.Przestał już się do kogokolwiek odzywać.Stale mruczał ponuro o “śmierci Gotham”.Sztabem policji i całym miastem dowodził z ratusza Harvey Dent.Gordon wyjechał do miasta na ochotnika, by zobaczyć, co można zrobić na ulicach.Nie byli w stanie udaremnić planu Dżokera.Zatruta kawa obezwładniła ponad dziewięćdziesiąt procent policjantów.Jak dotąd nikt nie umarł, ale blisko dwa tysiące spośród nich leżało w miejskich szpitalach.Świat przestępczy zorientował się, że gliniarze zostali zdziesiątkowani.Mnożyły się napady i kradzieże, a policjanci, którzy zostali na służbie, mogli reagować tylko na najpoważniejsze wezwania.Dent prosił gubernatora o sprowadzenie posiłków, ale Gwardia Narodowa mogła zostać w pełni zmobilizowana dopiero następnego ranka.Na paradę kilku policjantów przyszło z własnej inicjatywy, ale tłum był po/.a jakąkolwiek kontrolą.Gordon polecił swoim ludziom, aby poczekali, aż dojadą wszystkie samochody.Wreszcie zjawiły się rezerwy.Gordon zrobił przegląd oddziałów.Czternaście samochodów, dwudziestu sześciu mężczyzn i kobiet - tyle zostało z miejskich sił policyjnych.Kilka osób Gordon znał z nazwiska, innych nie widział zapewne od dnia, kiedy opuścili Akademię Policyjną.Ale wiedział, że zrobią wszystko, aby utrzymać Gotham przy życiu.W poprzek ulicy ustawiło się dwudziestu sześciu ludzi z bronią gotową do strzału.Kilku chłopaków z szybkostrzelnymi karabinami umieścił na obu flankach; z innych uformował literę “V”.Gdy wchodzili w strefę wojny, stanął na ich czele.- Thomas, ktoś chyba za nami idzie.Głos jego matki.Właśnie wyszli z teatru.Dlaczego nie zapamiętał tej sztuki?Odgłos biegnących stóp.Matka i ojciec, tacy wysocy, po obu stronach, pospieszający go, jakby chcieli przed czymś uciec.Ale nie mogli umknąć.Teraz już wiedział.Jak mógł powiedzieć matce i ojcu, żeby nie biegli? Dlaczego o tym nie wiedzieli?Biegli prosto na mężczyznę z bronią.Właściwie chłopca, kilka lat starszego od niego.Ale broń czyniła zeń dorosłego mężczyznę.Chłopak z bronią odwrócił się i spojrzał na nich.Bruce zapamiętał jego uśmiech.Widział go przedtem tyle razy.Ale reszta twarzy chłopca była inna - pomalowana jak u klowna.Posmarowana na biało, z krwistoczerwonymi wargami i dziko zielonymi włosami.Klown był nowy.Bruce wiedział, że to nie miało żadnego znaczenia.I tak nie mogli biec.Dlaczego jego rodzice nie wiedzieli? Zanim zdążył im powiedzieć, pistolet wystrzeliłdwa razy, dwa kwiaty ognia dosięgły jego matkę i ojca, zamieniając ich w popiół.Klown zaczął się śmiać, ale Bruce wiedział, że nie może się bać.- Czy tańczyłeś kiedyś z diabłem w bladym świetle księżyca? - spytał klown.Ale Bruce nie skulił się.Nie biegł.Szedł wyprostowany w kierunku klowna.Taniec właśnie się zaczynał.Potem wszystko zalała czerń.Co się stało z mieszkańcami Gotham?Oto był Dżoker zanoszący się od śmiechu.A ludzie zaczęli wychodzić z zakamarków ulicy i zbombardowanych budynków.Nie wiedzieli, że to zabawa Dżokera? Do licha, powinni cieszyć się, że żyją!Myśl o tym przyprawiała go o śmiech.Nie przyjmowali go dobrze.Zaczęli w niego ciskać różnymi przedmiotami.Patrzcie na niewdzięczników! Ostatni raz próbował zabawić ich przed śmiercią.Cegła uderzyła go w ramię.Spojrzał na tłum i zobaczył zbliżających się ludzi.Nowo przybyli ubrani byli w policyjne mundury.Pomyślał, że musi zmienić scenę.I tak powinien sprawdzić, co się stało z Batmanem.Dżoker wyciągnął jeden z mniejszych pistoletów z kieszeni marynarki i zacząłstrzelać w powietrze.Tłum rzucających cegłami 7.nwahał się, a nawet trochę cofnął.Dużo lepiej.Odwrócił się i podbiegł w kierunku samolotu Batmana.Samolot eksplodował.Dżoker podniósł się i otrząsnął z kurzu.Tej nocy zewsząd coś na niego leciało.No cóż.Nie można zrobić omletu, nie rozbijając jajek.Przedtem samolot Batmana był rozwalonym wrakiem.Teraz był płonącym wrakiem.Dżoker pomyślał więc, że ostatecznej próby sił z Batmanem nie będzie.Musi ją przeprowadzić z kimś innym.Śmiał się wśród płomieni, wchodząc na stopnie katedry.Zatrzymał się, sięgnął do kieszeni marynarki i wyciągnął podręczny radionadajnik.- Wieża katedry w Gotham - powiedział do mikrofonu.- Tu się robi tłoczno.Za pięć minut zabierz mnie.- Roger - odezwał się głos.Spojrzał w górę na wieżę katedry.Był tam tylko jeden facet.- Lepiej sprowadź dziesięciu - powiedział do mikrofonu.Pilot znów nazwał go Rogerem.Wokół rzucano cegłami i kamieniami.Policja zbliżała się.Nadszedł czas na opuszczenie sceny.Odciągnął zardzewiałe drzwi i wszedł do katedry [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.