[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Adoptowałem? W biurze?Opal zabębniła paluszkami o abażur lampy.Zapomnia-ła, że niektórzy ludzie są nad wyraz tępi, zwłaszcza pod wpływem mesmeryzacji.A ten tutaj podobno miał być geniuszem.- Tak.Zaadoptowałeś.W biurze.Czyżbyś nie pamię-tał, że kochasz mnie nad życie? Zrobisz absolutnie wszystko dla swojej ukochanej Belindy.W kąciku oka Zita zaświeciła łza.- Belinda.Moja mała dziewczynka.Zrobię dla ciebie wszystko, kochanie, cokolwiek zechcesz.- Tak, tak, tak - powiedziała niecierpliwie Opal.-Oczywiście, że tak.Właśnie o tym mówiłam.Nie musisz powtarzać wszystkiego, co mówię, tylko dlatego, że cię zamesmeryzowałam.Strasznie to męczące.Zito dostrzegł w rogu pokoju jeszcze dwie małe postacie.Stworzenia o szpiczastych uszach.Ten fakt zakłóciłnieco działanie hipnotycznego uroku.- Coś widzę.Tam.Czy to ludzie?Opal spojrzała z wściekłością na braci Sielawa.Mieli pozostać poza zasięgiem wzroku mężczyzny.Mesmery-zowanie opornego umysłu, takiego jak u Zita, było przedsięwzięciem wystarczająco delikatnym także i bez zakłó-ceń.Opal wzbogaciła głos o dodatkowy ton.- Nie widzisz ich.Nigdy ich nie widziałeś i nie zobaczysz.Zito odetchnął z ulgą.273- Oczywiście.To dobrze.Nic tam nie ma.Umysł pła-ta figle.Opal jęknęła.O co chodzi z tą ludzką gramatyką? Wystarczy, że trochę się zdenerwują, i kompletnie o niej zapominają.Umysł płata figle.Też coś.- A teraz, Giovanni, tatusiu.Chciałabym porozmawiać o twoim następnym projekcie.- O samochodzie z napędem wodnym?- Nie, idioto.Nie o samochodzie.O sondzie, którą chcesz wysłać do jądra Ziemi.Wiem, że taką zaprojektowałeś.Całkiem niezły projekt, jak na człowieka, choć muszę wprowadzić pewne zmiany.- Sonda.Niemożliwe.Nie możemy przez skorupę.Za mało żelaza.- Nie możemy p r z e b i ć się przez skorupę.M a m y za mało żelaza.Mów poprawnie, na bogów.Nawet bez twojego bełkotu słuchanie mowy Błotnych Ludzi jest wystarczająco nieznośne.Powiem wprost, wy - ludzcy geniusze - zupełnie nie jesteście tacy, za jakich się podajecie.Przeciążony mózg Zita zdobył się na wysiłek.- Wybacz mi, najdroższa Belindo.Chciałem tylko powiedzieć, ze projekt sondy jest długoterminowy.Trzeba będzie poczekać, aż znajdzie się jakieś praktyczne rozwią-zanie, żeby zgromadzić żelazo i przebić się przez skorupę ziemską.Opal spojrzała na otumanionego Sycylijczyka.- Biedny, słodki, głupiutki tatuś.Przecież wynalazłeś laser wielkiej mocy, żeby się przebić przez skorupę.Naprawdę nie pamiętasz?274Po policzku Zita spłynął strumyczek potu.- Laser wielkiej mocy? Kiedy tak mówisz, chyba.- A może zgadniesz, na co natrafimy, kiedy już prze-bijemy się przez skorupę?Zito zgadł.Jakaś część intelektu wciąż należała do niego.- Złoże hematytu? Musiałoby być ogromne.Bardzo wysokiej jakości.Opal powiodła go do okna.Skrzydła elektrowni wia-trowych połyskiwały w świetle gwiazd.- A jak ci się zdaje, w którym miejscu powinniśmy kopać?- Wydaje mi się, że powinniśmy kopać pod farmą wiatrową - powiedział Zito, opierając czoło o chłodną szybę.- Bardzo dobrze, tatusiu.Jeżeli zaczniesz kopać tam, będę najszczęśliwszą córeczką na świecie.Zito pogładził chochliczkę po włosach.- Najszczęśliwsza córeczka na świecie - powiedziałsennie.- Belinda, moja mała dziewczynka.Dokumenty w biurze.- Dokumenty s ą w biurze - poprawiła Opal.- Jeżeli będziesz się upierał przy tym gaworzeniu, będę cię musia-ła ukarać.Nie był to żart.275E7, pod Morzem ŚródziemnymZdążając w stronę powierzchni, Holly musiała się trzymać z dala od uczęszczanych szybów.Ogierek dysponował zestawem czujników, dzięki którym monitorowałcały ruch na trasach komercyjnych oraz policyjnych.Oznaczało to w praktyce, że musiała lecieć bez świateł, kluczyć awaryjnymi szybami, jednakże gdyby zrobiła inaczej, pluskwy centaura wychwyciłyby prom i Holly zostałaby odeskortowana do Komendy Policji, zanim zdą-ży wykonać zadanie.Holly zapuszczała się pomiędzy stalaktyty wielkości drapaczy chmur oraz kratery o spękanych krawędziach, kipiące bioluminescencyjnym owadzim życiem.Pilotowa-ła bezbłędnie dzięki instynktowi, gdyż myśli Holly wę-drowały tysiące kilometrów od promu, krążąc wokół wydarzeń ostatnich dwudziestu czterech godzin.Najwyraź-niej jej serce na powrót stapiało się z ciałem.Wszystkie jej dotychczasowe przygody z udziałem Artemisa w porównaniu z obecną sytuacją wydawały się komiksowymi eskapadami.Dotychczas kończyły się nie-zmiennym „a potem żyli długo i szczęśliwie”.Zdarzyło się co prawda kilka groźnych sytuacji, jednakże jak dotąd wszyscy wychodzili cało.Holly obejrzała swój palec wskazujący.U nasady widać było obrączkę bladej blizny, ślad po odcięciu palca, które miało miejsce podczas ark-tycznej przygody.Mogła usunąć bliznę magią albo przykryć prawdziwą obrączką, ale wolała pozostawić ją tak, 276jak jest - aby móc ją widzieć.Blizna była częścią Holly.Podobnie jak komendant.Jej zwierzchnik, jej przyjaciel.Smutek sprawił, że poczuła się pusta, i za chwilę wy-pełnił ją znowu.Przeważające dotąd myśli o zemście rozpłynęły się.W tej chwili nawet myśl o wtrąceniu Opal Koboi do zimnej celi nie zapaliłaby w sercu Holly nawet iskierki mściwej radości.Elficzka postanowiła zrobić wszystko, by ochronić Lud przed ludźmi.Dopiero gdy to się uda, przyjdzie czas na poukładanie własnego życia.Być może trzeba będzie coś niecoś zmienić.Artemis wezwał wszystkich do przedziału pasażerskiego, kiedy tylko uporał się z pracą na komputerze.Jego„świeże stare” wspomnienia dostarczały mu autentycznej przyjemności [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.