[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mia³a boki wpad³e jak wilczyca, k³êb wysoki, ³opatki tak d³ugie, ¿e ich miêœnie wystawa³y nad piersi, a musku³y udowe podkasane i wyd³u¿one.Szyja jej by³a p³aska, d³uga i zgiêta w pa³¹k, g³ów-ka ma³a i ogromnie m¹dre, g³êbokie oczy, osadzone w nadzwyczaj szerokich koœciach czo³a.Oczy te by³y pe³ne s¹du, pewnoœci siebie i - przysi¹g³byœ: dumy.Cienka skóra, przez któr¹ znaæ by³o wszystkie ¿y³y, suche œciêgna i miêœnie, by³a ubarwiona miêkk¹ aksamitn¹ sierci¹.Bia³a grzywa, obfita, bujna i wzdêta, burzy³a siê, a nie strzy¿ony 51nigdy ogon œwietnie od tu³owia odsadza³.A ruchy! Wi³a siê jak w¹¿: mo¿na ni¹ by³o zawró-ciæ na stole.Umia³a pl¹saæ w miejscu, wolno i lekko, iœæ do rêki jak pieszczone dziecko, ale umia³a równie¿ wydrzeæ z r¹k cugle perskiego munsztuka, z rozwartym pyskiem, wzi¹wszy na kie³ krygowe wêdzid³o, rwaæ jak dziki wicher przez rowy i p³oty, choæby jej rêk¹ jeŸdŸca dar³a ¿elazem wargi.Rafa³ pamiêta³ Basiê od pierwszej chwili jej ¿ycia.Mia³ j¹ w oczach, gdy by³a w³ochatym Ÿre-bi¹tkiem i biega³a na chwiejnych nogach za matk¹; têg¹, rozros³¹, bia³¹ œwierzop¹; pamiêta³, gdy by³a Ÿrebic¹ o krótkiej grzywie, kiedy hasa³a swobodnie na pastewniku.On pierwszy dopad³, pierwszy siad³ na jej grzbiecie bez uzdy i siod³a.Pierwszy j¹ na uŸdzienicy otarga³i objeŸdzi³ oklep, nocami, w sekrecie przed czeœnikiem.Nie dziesiêæ, nie dwadzieœcia razy prasnê³a nim o ziemiê, ¿e ledwie wsta³.Nieraz go ponosi³a bezdro¿ami, w nocy, a¿ obojgu dech zamiera³ i serce stawa³o.Ug³aska³ j¹ wreszcie.Teraz klacz go kocha³a.Potrafi³a rozpoznaæ jego kroki, gdy ju¿ z daleka nadchodzi³, r¿a³a z cicha, radoœnie, gdy siê zbli¿a³, a bi³a nogami, kiedy siê oddala³.Panicz pieœci³ j¹, karmi³, pielêgnowa³, sam czesa³ zgrzeb³em, sam poi³ i przeprowadza³.W tych czasach, skoro jej odda³ przyniesione smako³yki, siada³ w jej ¿³obie, splata³ rêce na jej szyi, opiera³ czo³o o jej ³eb i siedzia³ nieruchomy, w zamyœleniu.Klacz wyci¹ga³a ku niemu wilgotne, szeroko otwarte chrapy o czarnych jamach, a m¹dre spojrzenie jej oczu jakby z pytaniem czu³ym i trwo¿nym na nim spoczywa³o.Czêsto przychodzi³ teraz do niej bez chleba, bez jab³ek.Siada³ tak samo i, patrz¹c w oczy Baœki przymru¿onymi oczyma, z dziwacz-nym uœmiechem œpiewa³ jej z cicha g³uch¹ piosenkê swej duszy, œpiewkê bez s³ów, jeszcze nigdy i przez nikogo nie s³yszan¹, dŸwiêki z samej g³êbi serca p³yn¹ce tak bez woli i wiedzy, jak ³zy p³yn¹ z oka.52NOC ZIMOWAJednego z pierwszych zaraz dni marca Rafa³, dopuszczony ju¿ w drodze ³aski przed rodzi-cielskie oblicze, wszed³ wieczorem do sypialni, sk¹d w³aœnie wyniós³ siê podstaroœci otrzymawszy codzienn¹, przepisan¹ niejako dozê ³ajañ, wymys³ów i krzyku.Nowy Rafa³a obowi¹-zek polega³ na czytaniu urywków starych gazet, które czeœnik po¿ycza³ z s¹siedztwa.Lektura trwa³a zazwyczaj krótko, jakieœ najwy¿ej pó³ godziny.Czeœnik le¿a³ ju¿ w ³ó¿ku.Podstaroœci Piotr z³o¿y³ by³ wszystkie klucze na stoliku.£ojówka topi³a siê ju¿ w blaszanym lichtarzu od doœæ dawna i niewiele jej zosta³o.Gdy Rafa³ wszed³ po cichutku i zatrzyma³ siê przy drzwiach, wnet stary krzykn¹³ na niego:- Co siê tam czaisz? Znowu mo¿e knujesz jakie ³otrostwo.Bierz gazetê i czytaj mi wyraŸnie od tego miejsca, gdzieœ wczoraj stan¹³.Na czymœmy skoñczyli?- Na „Dekrecie pochwa³y dla ksiêdza Zdziechowicza z Piekoszowa”.- Wiem.Dobrze.Pochlebcom zawsze dobrze, w gazetach ich bêd¹ drukowali! JedŸ dalej!WyraŸnie i, moœæbrodzieju, tak ¿eby sens by³o widaæ.Rafa³ wzi¹³ w rêkê podarte i zasmolone, luŸne szcz¹tki „Gazety Krakowskiej” z roku 1796i zacz¹³ g³oœno, patetycznie czytaæ:„List genera³a Buonapartego do Dyrektoriatu.Z g³ównej kwatery! Werona, dnia 29 Briumer”.- Czego?- Napisano: Briumer.- Có¿ to to jest ten Briumer?- Ja nie wiem.- Ty byœ te¿ co wiedzia³, dryblasie! Warto by³o pieni¹dzem gotowym za ciebie w szko³ach p³aciæ.No¿em pruæ pedelów toœ siê tam expedite wyuczy³, niczym rzeŸnik cielêta, ale co znaczy takie zagraniczne s³owo, to nie twoja rzecz.Œlabizuj dalej!„Jestem tak zmêczony fatygami, obywatele Dyrektorowie.”- Có¿ to za jedni ci obywatele dyrektorowie?- No, ja.tego nie wiem.- ¯eby mi siê wstaæ chcia³o, tobym ciê tak, moœæbrodzieju, hukn¹³ w ucho za to „nie wiem”,¿ebyœ zaraz zm¹drza³!„ [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.