[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozumie to.– Za największą świruskę, jaką kiedykolwiek miałem przyjemność rozpracować – doktor Stayner wznosi toast, więc wszyscy stukamy się kieliszkami i pijemy.– To co, jestem wyleczona, doktorku? – pytam, długo delektując się słodkim, gazowanym napojem.Przypomina mi o ustach Trenta, o ostatnim razie, gdy mnie całował.Doktor mruga do mnie.– Nigdy nie używam tego słowa, Kacey.Uzdrowiona lepiej pasuje.Chociaż jest jeszcze jeden, ostatni, wielki krok w twoim powrocie do zdrowia, nim powiem, że jesteś na najlepszej drodze do odzyskania siebie.Unoszę brwi ze zdziwienia.– Ach tak? A jest nim…?– Nie mogę ci powiedzieć.Dowiesz się w swoim czasie.Zaufaj mi.Żartobliwie poruszam brwiami.– Mam zaufać szarlatanowi?– Bardzo drogiemu szarlatanowi – dodaje, ponownie mrugając.A skoro o tym mowa…– Kto jest kumplem kumpla Dana, który mnie do pana skierował? Pewnie powinnam mu podziękować – zagaduję niewinnie.Spojrzenie doktora Staynera prześlizguje się po Storm i czym prędzej spoczywa na barze.– O, patrz! Kawior! – Przesuwa się w kierunku tacy, na której bez wątpienia nie ma kawioru.Jest to dla mnie dość oczywiste, ale gram dalej.– Livie?Patrzy na mnie jak przysłowiowy kot, który pożarł kanarka.– Nie wkurzysz się? – Łagodząc wyraz twarzy, czekam, co powie dalej.– Ojciec Trenta zapłacił za wszystko.Udaję oburzenie i obdarowuję ją swoim najlepszym porażającym spojrzeniem.Livie, speszona i czerwona na twarzy, śpieszy z wyjaśnieniem:– Potrzebowałaś pomocy, Kacey, i to naprawdę kosztownej pomocy.Nie chciałam dla ciebie jakiegoś beznadziejnego państwowego ośrodka opieki, ponieważ poprzednio ci nie pomogli, listy oczekujących na przyjęcie są zbyt długie i… – W jej oczach pojawiają się łzy.– Carter w godzinę załatwił, że znalazłaś się na liście pacjentów doktora Staynera.Doktor Stayner jest ich przyjacielem, jest naprawdę dobry w tym, co robi i… – Łzy ciekną jej po policzkach.– Proszę, nie porzucaj terapii.Tak dobrze ci idzie.Proszę, nie rób tego.– Livie! – Łapię ją za ramiona i potrząsam.– Jest OK.Domyśliłam się tego.A ty postąpiłaś właściwie.Przełyka ślinę.– Tak? – Na jej twarzy maluje się grymas i z opóźnieniem daje mi kuksańca w ramię.– Wiedziałaś i pozwoliłaś mi panikować?Śmieję się i przyciągam ją do siebie, by przytulić.– Tak, Livie.Ty zawsze postępujesz właściwie.Wiesz co, naprawdę uważałam, że potrzebujesz mojej opieki, ale prawda jest taka, że to ty opiekujesz się mną.Zawsze tak było.– Śmieje się miękko, gdy wierzchem dłoni ociera łzy.Przerywam, niepewna, czy mogę zapytać, ale i tak to robię.– Rozmawiałaś z Carterem na temat Trenta?Livie kiwa głową i obdarowuje mnie delikatnym uśmiechem.Powiedziałam jej o pożegnaniu Trenta.Jestem przekonana, że płakała podczas tej rozmowy telefonicznej.Nawet ona nie potrafi go nienawidzić.– Carter dzwoni do mnie co kilka tygodni, by sprawdzić, co słychać.Trent ma się dobrze, Kacey.Naprawdę dobrze – szepcze.– Cieszę się.– Kiwam głową i się uśmiecham.Nie pytam o więcej.Lepiej będzie, gdy pozostaniemy osobno, nawet ja o tym wiem.Jednak to nadal boli, gdzieś tam w środku.Boże, nadal boli.Ale wmawiam sobie, że dobrze jest czuć.Nie będę cierpieć wiecznie.– Dziewczyny, muszę wam coś powiedzieć – przerywa nam Storm, po czym patrzy na Dana.Kiedy widzi jego skinienie głowy, ogłasza: – Odchodzę z Penny.Mam zamiar otworzyć szkołę akrobatyki!Razem z Livie musimy wyglądać jak lustrzane odbicia, gdy obu nam jednocześnie opadają szczęki.– Ale to nie wszystko.Dan kupił dom na plaży i poprosił, byśmy się z Mią wprowadziły, a ja się zgodziłam.Cóż… – Przewraca oczami.– Mia powiedziała „tak”i nakazała mi zrobić to samo.Następuje chwila bezruchu i ciszy, po której Livie zarzuca ręce na szyję Storm.– To świetnie, Storm! – Znów zaczyna płakać.– Och, to naprawdę łzy szczęścia.Tak bardzo będę za tobą tęsknić.Gdy wymieniamy ze Storm spojrzenia ponad ramieniem Livie, przepływa przeze mnie słodko-gorzkie uczucie.Będę tęsknić za mieszkaniem z nią drzwi w drzwi.Wszystko się zmienia.Życie posuwa się naprzód.– W sumie liczyłam na to.– Storm odsuwa Livie i nagle, zdenerwowana, bierze głęboki wdech.– Dom jest wielki.To znaczy naprawdę ogromny.Dan dostał spadek po babci.Mamy tam pięć sypialni.I… no cóż… wy dwie stałyście się ważną częścią naszego życia i chcę, żeby tak pozostało.Więc pomyśleliśmy, że mogłybyście z nami zamieszkać.Patrzę na Livie, potem na Storm, wreszcie na Dana.– Jesteś pewien, że nie potrzebujesz terapii, Dan? – pytam z powagą.Dan chichocze, przyciągając do siebie Storm.Storm się odwraca.– Livie, będziesz mogła skoncentrować się na zdobywaniu stypendium, by dostać się do Princeton, ale i tak wiem, że je dostaniesz.Kacey… – Taksuje mnie surowym spojrzeniem, biorąc mnie za ręce.– Wymyślisz, czego chcesz od życia i zaczniesz do tego dążyć.Jestem tu dla ciebie, na każdym kroku.Nigdzie się nie wybieram.Przytakuję, przygryzając dolną wargę, by się nie rozpłakać.Ale to nie działa.Szybko tracę z oczu Storm przez łzy.Łzy szczęścia.*– Zapewne bez was będzie tu cicho, moje panie – mówi Tanner, drapiąc się po głowie, gdy siada obok mnie na ławce na patio.Jest dziewiąta wieczorem i zrobiło się już ciemno.Goście od przeprowadzek rano mają zabrać nasze rzeczy.– Podoba mi się to, co zrobiłeś z tym miejscem, Tanner – mówię, dotykając niewielkich, białych lampek choinkowych założonych na przycięte krzewy.Chwasty zostały wypielone, krzaki wycięte i gdzieniegdzie posadzono fioletowe kwiatki.Nowy grill stoi obok stołu piknikowego i przez zapach grillowanego mięsa unoszący się w powietrzu mogę powiedzieć, że patio w końcu do czegoś służy.– To wszystko zrobiła twoja siostra – mamrocze Tanner.– Musiała się czymś zająć, gdy ciebie nie było.– Pochyla się i krzyżuje ręce na wystającym brzuchu.– To teraz mam trzy mieszkania do wynajęcia.Twoje, Storm i 1D.Mimowolnie zerkam przez ramię na ciemne okno i odczuwam smutek.– Nie wynająłeś go jeszcze? Trenta nie ma od miesięcy.– Wymawianie jego imienia sprawia, że zasycha mi w ustach i odczuwam w swoim wnętrzu pustkę.– No właśnie.Ale zapłacił za pół roku.Do tego liczyłem, że się tu pojawi.– Przez chwilę w milczeniu studiuje własne paznokcie.– Słyszałem o wszystkim.Livie mi powiedziała.Obie macie pod górkę.Powoli kiwam głową.Tanner wyciąga nogi przed siebie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|