[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyobraźnia oczywiście nie była tu bez znaczenia.Jednak to, co zobaczył, a także to, co poczuł, było jak najbardziej prawdziwe.Przez moment, jeden króciutki moment, pomieszczenie wibrowało od tych wszystkich pragnień jak napięta struna.A potem on się wycofał - tak jak powinien.Jaki miałby w tym interes, żeby uwodzić sąsiadkę w jej kuchni?Ale tak czy owak, pewnie zaprzepaścił wszelkie szanse na to, żeby poznać ją bliżej.I to w chwili kiedy wreszcie zrozumiał, że bardzo chce zawrzeć bliższą znajomość z panną Anastasią Donovan.Zapalając papierosa, rozmyślał nad różnymi sposobami przebłagania jej.Aż wreszcie wpadł na pomysł, i to śmiesznie prosty.Gdyby szukał drogi do serca jakiejś młodej damy - a tak przecież nie było - nie mógłby nic lepszego wymyślić.Zadowolony z siebie zasiadł do pracy i pisał, póki nie przyszła pora, żeby odebrać Jessie ze szkoły.Zarozumiały kretyn! Ana wyładowywała swoją złość, miażdżąc tłuczkiem w moździerzu Bogu ducha winne zioła.Nie do wiary! Jak on śmiał myśleć, że ona chciała go.poderwać? Pewnie uważał, że nikt nie jest w stanie mu się oprzeć.Może nawet posądzał ją o to, że wystaje z nosem przytkniętym do szyby i czeka na księcia z bajki.Co za niebywała pewność siebie!Ale przynajmniej mogła mieć tę satysfakcję, że utarła mu nosa.Nawet jeżeli zatrzaskiwanie przed kimś drzwi nie leżało w jej naturze, tym razem sprawiło jej to niekłamaną satysfakcję.Prawdę mówiąc, chętnie zrobiłaby to jeszcze raz.Z drugiej strony szkoda, że ten facet jest taki utalentowany.Poza tym jest takim dobrym ojcem.Pewne jego zalety wzbudzały w niej mimowolny podziw.Nie mogła też zaprzeczyć, że był atrakcyjny, pociągający, zdecydowanie męski, a zarazem jakby nieśmiały.A te jego oczy - niesamowite.Ich spojrzenie wręcz zapierało dech.Gniewnie marszcząc brwi, Ana mocniej ścisnęła w dłoni tłuczek.Pomyślała, że to i tak bez znaczenia, bo ten człowiek jej po prostu nie interesuje.Była oczywiście taka chwila, wtedy, w kuchni, kiedy była niemal gotowa mu ulec.On dotykał jej tak delikatnie i hipnotyzował głosem.Obudził w niej podniecenie, ale w końcu to nie grzech.Na szczęście zaraz się wycofał, co jej bardzo odpowiadało.Od tej pory będzie już o nim myślała tylko jako o ojcu Jessie.Będzie zachowywała się z rezerwą, nawet gdyby miało ją to zabić.Będzie tylko na tyle przyjazna, by utrzymać dobry kontakt z dzieckiem.Pojawienie się Jessie w jej życiu potraktowała jako miły dar losu.I nie zamierzała zrezygnować z niego tylko dlatego, że nie lubi jej ojca.- Cześć!Za ażurowymi drzwiami ukazała się roześmiana twarzyczka dziewczynki.Na jej widok Anie zaraz poprawił się humor.Odstawiła moździerz i tłuczek i uśmiechnęła się do małej.Co za szczęście, że Boone mimo wszystko pozwolił, by Jessie do niej przychodziła.- Widzę, że jakoś przeżyłaś pierwszy dzień szkoły, jak było?- Fajnie.Moja pani nazywa się Farrell.Ma siwe włosy i strasznie duże stopy, ale jest miła.Poznałam Marcie, Toda, Lydię, Franka i dużo innych dzieci.Rano.- Chwileczkę! - Ana ze śmiechem podniosła ręce do góry.- Wejdź i usiądź.A potem opowiesz mi, jak minął dzień.- Ale ja nie mogę otworzyć drzwi.Ręce mam zajęte.- Ach, tak.- Ana wpuściła ją do środka.- Co tam masz?- Prezenty.- Jessie położyła paczkę na stole i podniosła wykonany kredkami obrazek.- Dzisiaj rysowaliśmy, a ja zrobiłam dwa rysunki jeden dla taty, drugi dla ciebie.- Dla mnie? - Ana ze wzruszeniem wzięła z rąk Jessie kolorowy obrazek na grubym kremowym papierze.Nagle przypomniały jej się dawne, szkolne czasy - jest śliczny, słonko.- Zobacz, tu jesteś ty.- Jessie wskazała na figurkę ze złotymi włosami.- A to twój kot.A tu kwiaty.Róże, stokrotki i te inne.Nie pamiętam wszystkich nazw.Ale nauczysz mnie, prawda?- Oczywiście.I bardzo ci dziękuję, Jessie.- Tacie narysowałam nasz nowy dom.I jego, jak stoi na balkonie, bo on najbardziej lubi swój balkon.Przykleił mój rysunek na drzwiach od lodówki.- To świetny pomysł.- Ana podeszła do lodówki i przyczepiła kartkę magnesami.- Lubię rysować.Tata też ładnie rysuje.Mówi, że najładniej rysowała mama.Więc mam to po rodzicach.- Jessie chwyciła Anę za rękę - jesteś na mnie wściekła?- Nie, kochanie.Czemu miałabym być na ciebie wściekła?- Tatuś powiedział, że Daisy podcięła cię, a ty się przewróciłaś, potłukłaś doniczki i pokaleczyłaś sobie ręce i nogi.- Obejrzała zadrapanie na ręku Any i pocałowała ją w to miejsce.- Przepraszam.- Nic takiego się nie stało.To nie była wina Daisy.Ona wcale tego nie chciała.- Nie chciała też pogryźć tacie butów.Tata okropnie się na nią złościł.- Na pewno nie chciała.- Krzyczał na Daisy, a ona się tak strasznie zdenerwowała, że nasiusiała na dywan.A potem tata gonił ją dookoła domu i to tak śmiesznie wyglądało, że nie mogłam się powstrzymać od śmiechu.W końcu on też zaczął się śmiać.Powiedział, że zrobi budę dla Daisy i każe nam obu w niej zamieszkać.Ana także nie mogła powstrzymać się od śmiechu.- Myślę, że dobrze będzie wam się mieszkało w budzie.Ale jeżeli chcesz, żeby twój tata miał całe buty, pozwól mi trochę popracować z Daisy.- Mogłabyś ją nauczyć różnych sztuczek?- Chyba tak.Popatrz.- Ana posadziła sobie Jessie na biodrze i obudziła drzemiącego pod stołem Quigleya.Kot niechętnie otworzył jedno oko i przeciągnął się, ziewając.- Siad! - Quigley usiadł, posapując [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|