[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Już ja się nią zajmę, odechce jej się awantur!–Nie trzeba, Wariu, ona może zaszkodzić.–Ciekawe, w jaki sposób ona mi może zaszkodzić?!–Jeśli nie tobie, to Konstantinowi Fiodorowiczowi.–A kim on jest, złodziejem, bandytą?–Co ty wygadujesz, Wariu! Ale musisz przyznać, że jego pozycja nie jest jasna.Przecież on nigdzie nie pracuje, nigdzie nie jest zatrudniony.–Jak to nie pracuje? – zaoponowała Waria.– Pracuje w kooperatywie, a że gra w bilard, to przecież to jest bilard państwowy.Tego nikomu się nie zabrania.–Warieńka, ja nie mam nic przeciwko Konstantinowi Fiodorowiczowi.Ale Gala może wykorzystać fakt, że nie jest tu zameldowany.–Ja też nie jestem u pani zameldowana.–Ale jesteś zameldowana w tym domu.–A on w innym domu, co za różnica!–Jesteś pewna, że jest zameldowany w Moskwie?–Oczywiście!W tej kategorycznej w tonie odpowiedzi Sofia Aleksandrowna wyczuła jakby wahanie.Nie ośmieliła się jednak zapytać Wari, czy widziała to zameldowanie na własne oczy.Powiedziała tylko:–I wasze małżeństwo też nie jest zalegalizowane.Waria uśmiechnęła się z przekąsem:–W naszym kraju faktyczne małżeństwo jest zrównane z oficjalnym.Prowadzimy wspólne gospodarstwo, śpimy w jednym łóżku, jesteśmy mężem i żoną.–Co ty wygadujesz, Wariu! – skrzywiła się Sofia Aleksandrowna.–A cóż takiego? Niedawno byłam w sądzie, rozpatrywano sprawę o alimenty.Sędzia zapytał wprost: wspólne gospodarstwo prowadziliście? Spaliście w jednym łóżku?Sofia Aleksandrowna znów się skrzywiła.–Niech pani powie szczerze – zapytała Waria poważnie – pani jest nie na rękę mieć nas u siebie? Boi się pani?Sofia Aleksandrowna równie poważnie odpowiedziała:–Póki się nie urządzicie, nie zdobędziecie własnego pokoju, możecie zostać u mnie.Tylko trzeba zrobić wszystko, żeby uniknąć kłopotów.Zgadzasz się ze mną?–Naturalnie, i zastanowię się nad tym.–A poza tym, Wariu, widziałam u was w pokoju strzelbę, nawet kilka.–To przecież broń myśliwska, Kostia poluje.–Nieważne.Musisz mnie zrozumieć.Arbat to ulica rządowa i w mojej sytuacji nie mogę sobie pozwolić na trzymanie w mieszkaniu broni – w głosie Sofii Aleksandrowny brzmiała stanowczość.– Teraz traktuje się te sprawy bardzo surowo.W swoim mieszkaniu Konstantin Fiodorowicz sam by za to odpowiadał, a w moim mieszkaniu odpowiadam ja.–Dobrze – odparła Waria.– Więcej w mieszkaniu broni nie będzie.* * *Na własne oczy Waria nie widziała meldunku Kosti.Na Krymie, w hotelu, razem z jej dowodem podał i swój, wypełniał kartę hotelową, wpisywał adres: Moskwa i tak dalej, czyli pisał to, co było w dowodzie, bo przecież recepcjonistka później sprawdza.A jednak dowodu Kosti Waria nigdy nie miała w ręku.A jeśli się pomyliła, jeśli wpisał wtedy nie Moskwę, tylko jakieś inne miasto? Jej było wszystko jedno, ale Sofii Aleksandrowny narażać nie mogła.Jeszcze tego wieczoru powiedziała do Kosti:–Sofię Aleksandrownę niepokoi sprawa twojego zameldowania.–Przecież mówiłem jej, gdzie jestem zameldowany.Nie wierzy mi czy jak?–Wierzy ci.Ale Gala, sąsiadka, rozrabia, ma chrapkę na ten pokój, rozpowiada wszędzie, że Sofia Aleksandrowna nim spekuluje.I jeśli się okaże, że nie jesteś zameldowany w Moskwie, Sofia Aleksandrowna może mieć przykrości.–Mam jej pokazać dowód?–Tak byłoby najlepiej.–Ale kiedy mam to zrobić? Kiedy ja wracam, ona śpi, kiedy ja się budzę, jej już nie ma.–Zostaw mnie, ja jej pokażę.Kostia spojrzał na Warię z ukosa.–Nie mogę zostawić dowodu, bo jest mi potrzebny.Obudź mnie jutro wcześniej, sam jej pokażę.–Poza tym ona prosi, żebyś nie przynosił do domu broni.–Ale przecież to broń myśliwska, to nie jest zabronione.–Nie szkodzi, Gala może donieść.–Powiedz jej, że mam dokument, pozwolenie.–Pozwolenie można mieć na jedną sztukę, a ty ich masz kilka.–Niczego niezgodnego z prawem nie robię, niech Sofia Aleksandrowna powściągnie swoje nerwy – powiedział Kostia z rozdrażnieniem.–Nas obowiązuje tylko jedno prawo: Sofia Aleksandrowna – oświadczyła Waria.– Ona tu jest właścicielką.I albo dostosujemy się do jej wymagań, albo musimy się stąd wynosić.–Niech będzie po twojemu – burknął Kostia z niezadowoleniem.Rano wstał, ziewając i przeciągając się, nie był przyzwyczajony do wczesnego wstawania, narzucił szlafrok, wyjął z marynarki dowód, zapukał do Sofii Aleksandrowny, wszedł do jej pokoju, potem wrócił.–Wszystko w porządku – powiedział.I znowu się położył.Nie dał jej dowodu do ręki.Waria zwróciła na to uwagę, ale nie chciała się nad tym zastanawiać.Przez ten krótki czas, który przeżyła razem z Kostią, oswoiła się z myślą, że Kostia jest człowiekiem, którego koleje losu i sytuacja nie należą do prostych i że nie trzeba go o nic pytać, bo tego, o czym nie chce powiedzieć, i tak nie powie.Jego rodzice, zruszczeni Grecy, azowscy rybacy, zostali rozkułaczeni i wysiedleni z Mariupola.Kostia, który służył jako marynarz we flocie handlowej, odbywał akurat zagraniczny rejs i dlatego tylko uniknął losu rodziców.Przyznał się Wari, że kiedy wrócił z rejsu i dowiedział się o wysiedleniu rodziców, żałował, że nie został w Pireusie albo Stambule, żyłby tam sobie teraz śpiewająco.Ze służby we flocie zrezygnował, ci, co pływali na trasach zagranicznych, byli dokładnie sprawdzani, mogło wyjść na jaw, że rodziców rozkułaczono, i wtedy jego też by wysiedlono.Wyjechał do Moskwy, w stolicy łatwiej się zgubić, pracował jako monter, zmieniał pracę, wynalazł amalgamat, wstąpił do kooperatywy, ale najważniejszy był bilard.Zwrócił na niego uwagę Bejlis, główny moskiewski bilardzista, wprowadził go do sal bilardowych, w których ogrywano “frajerów”, nafaszerowanych forsą prowincjuszy, delegowanych do Moskwy z państwowymi funduszami.Kostia był wobec nich bezlitosny, zwabiał ich pierwszą łatwą wygraną, a potem oskubywał do ostatniej nitki.Lowoczka powiedział kiedyś, że gdyby Kostia mieszkał w Ameryce, zostałby milionerem.Ika zauważył z kpiną, że milionerami w Ameryce zostają nie tylko pucybuty, ale i mafiosi.WAria wpadła w złość i poradziła Ice, żeby trzymał język za zębami [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|