[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Asystent reżysera, w skórzanych ciuchach, już czekał na mnie w holu lotniska.Przedstawiłam się jako Charlottą Pfeffer.Na powitanie wręczył mi bukiet kwiatów i uwolnił mnie od mojego bagażu.Otworzył drzwi samochodu.Osunęłam się na miękkie siedzenie.Po czym zażądałam złotej czekoladki (w tym celu szofer opuścił szybę: „Janie, miałabym apetyt na coś nieokreślonego!") i - już całkiem odprężona - wyciągnęłam wygodnie nogi, częściowo okryte spódnicą białego kostiumu.Gdy samochód zajechał pod hotel „Cztery Pory Roku", drzwiczki samochodu otworzył przede mną tym razem niewolnik ubrany na srebrno, z cylindrem na głowie.Teraz podreptałam już bez bagażu.Bagaż ciągnął inny pracownik hotelu - chociaż walizka była bardzo sprytna i potrafiła sama poruszać się na kółkach - przez hol hotelowy.Pod stopami czułam puszysty dywan, który prowadził do recepcji.Tu z wdziękiem srebrnym piórem wpisałam swoje nazwisko na formularzu meldunkowym.To wszystko.Jedynie nazwisko.Dostałam apartament z widokiem na kościół Frauenkirche.Stałam w oknie i nie posiadałam się ze szczęścia.Cieszyłam się tą chwilą, jakbym ją ukradła.Raz jeszcze.Czy to bardzo brzydko z mojej strony? Wolno mi? Wolno mi! Tylko ten jeden jedyny raz, ostatni!Na stole stał srebrny kubełek z butelką szampana.Patera z owocami.I patera z czekoladkami i truflami rumowymi.Czy wolno mi tak w biały dzień zajadać się truflami rumowymi?Za żadne pieniądze! Wieczór jest przecież długi!Spacerowałam po apartamencie.Wszystkimi myślami i zmysłami krążyłam wokół Hannesa.Kiedy wreszcie przed nim stanę?Co teraz? Wygląd! To było najważniejsze.Jak wyglądam?Straszliwie zajęta dreptałam po bardzo długich korytarzach 500i wielkich holach, wyłożonych puszystymi dywanami, przekonana, że lada moment spotkam Hannesa.Zamierzałam udać zaskoczoną: „Ty tutaj?" Świetni aktorzy zawsze sobie doskonale radzą! Szłam bez namysłu do fryzjera hotelowego.Tu kazano mi zdjąć mój kostium od Chanel i ubrano mnie w zielony płaszcz kąpielowy.Ludzie, gdy to opowiem w klubie.Ale w klubie nikt niczego takiego słuchać nie chciał.Umyto mi dłonie, wyszorowano i wycięto skórki wokół paznokci, a fryzjer wymoczek nawinął mi włosy na strasznie miękkie, gąbczaste, puszyste lokówki.Na włosy skierowano niby--naturalny prąd ciepłego powietrza.Inny mistrz zajął się moim makijażem.Po dwóch godzinach byłam gotowa.Popatrzyłam w lustro i nasunęło mi się pytanie: Skąd ja właściwie znam tę wypacykowaną staruchę w zielonym płaszczu kąpielowym?W sumie wyglądałam imponująco.Ani śladu naturalności, skromności czy tego, co Greta określała jako „patrzenie przed siebie".W lustrze widziałam diwę.Diwę jako taką.Zrobioną.Hannes na pewno mnie nie pozna.I małżeństwo Miesmacherów - leżące na flanelowej pościeli w domowych pieleszach - również nie.Maestro był zachwycony swoim dziełem.Podano mi moje futro z norek, abym mogła udać się do kasy.Pani z sąsiedniej kabiny też właśnie wychodziła.Wyglądała tak samo niepozornie jak przed wizytą w gabinecie.Prawdopodobnie należało to zaznaczyć przez zabiegiem, jeśli ktoś tego sobie życzył.Na przykład należało powiedzieć: „Chciałabym wyglądać tak samo niepozornie i skromnie jak zawsze".Zapłaciłam prawie trzysta marek za to udane dzieło mistrzów i pozwoliłam się fryzjerowi na pożegnanie pocałować w rękę.W cenę usługi i to było wliczone.Następnie wsiadłam do superdługiego czarnego wozu i kazałam się zawieść do telewizji na program Charlesa Kocha.Tu najpierw zaprowadzono mnie do garderoby.No tak - pomyślałam.- To się kochani zdziwicie, bo diwa już jest zrobiona.I to w jakim stylu!Charakteryzatorka popatrzyła na mnie i bez chwili namysłu 501wzięła wielki kawał miękkiego papieru do zmywania i wycierania (takiego z rolki, używanego w gospodarstwie domowym) i mówiąc: „Proszę zamknąć oczy!" - zmyła mi całą tapetę z twarzy.Następnie przyjrzała się bocianiemu gniazdu, jakie mistrz fryzjerski raczył zrobić z moich włosów, zadając sobie zresztą mnóstwo trudu.Krótkie spojrzenie na zegar - no, da się jeszcze zrobić! -i już trzymała w dłoni szczotkę na metalowej rączce.Kilka energicznych ruchów i cuchnący lakier, jakim potraktowano moje włosy, został wyszczotkowany.Przez moment pomyślałam o Iwonce z Eisenhuettenstadt i Justusie, kiedy to jego kieliszek zaplątał się w jej cudaczną fryzurę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.