[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Herb spędzał całe dnie na piętrze, przy próżniowym stole, gdzie naprawiano te najdotkliwiej zniszczone płótna.Pierwsze dni upłynęły Plum na dziubaniu starego werniksu - milimetr po milimetrze - wacikiem maczanym w rozpuszczalniku.To nudne, delikatne zadanie wymagało nie byle jakiej koncentracji, gdyż do różnych farb używało się różnego stężenia rozpuszczalnika.Drugi tydzień wypełniła praca nad wielkim siedemnastowiecznym malowidłem przedstawiającym dwunastu apostołów.Kiedy w zadowalającym stopniu oczyściła jego powierzchnię i odmalowała brakujące elementy, otrzymała promocję: teraz mogła zajmować się siedemnastowiecznymi holenderskimi martwymi naturami.Bill szybko zorientował się, że znakomicie wychodzą jej tulipany.Od tej pory Plum nie robiła już nic innego, tylko ślęczała nad tulipanami.Znużona monotonią zaczęła się skarżyć.Bill, gdy miał już dość jej utyskiwań, pożyczał z włoskiej restauracji na rogu sztokfisza albo homara.Układał zgrabną martwą naturę z pożyczonym trofeum, cynowym talerzem, przełamanym bochenkiem chleba, nożem i plasterkiem cytryny z odkrojoną skórką.Teraz Plum mogła wyżyć się twórczo.Aby udowodnić, że maluje lepiej od każdej z nich, Bill zawsze dodawał do tych siedemnastowiecznych obrazów ostatnie pociągnięcia pędzla.Czasem była to muszka, czasem gąsieniczka, innym razem kropla rosy na płatku jakiegoś kwiatu.Poza tymi sporadycznymi pociągnięciami pędzla Plum nie widziała, by Hobbs cokolwiek malował.Zajmował się kontaktami z dealerami, z rzadka udawał się do klienta, jeśli dealer życzył sobie, by obraz został oczyszczony na miejscu.Na takie okazje Bill przygotował sobie staroświecką, czarną walizeczkę, jakiej dawniej używali lekarze wyjeżdżający do pacjenta.W walizeczce znajdowała się bateria zabytkowych buteleczek z tajemniczymi etykietkami - BY385 albo VFloGA975 - które nieodmiennie robiły na klientach wielkie wrażenie.Po kilku tygodniach spędzonych przy Armada Road Plum czuła się coraz bardziej nieswojo.Przeszkadzała jej świadomość, że znalazła się w miejscu, gdzie zaciera się granica między naprawą obrazu i podmalowywaniem go a zwykłym fałszerstwem.Nie widziała żadnego obrazu sfałszowanego w stu procentach, ale wciąż zastanawiała się, dlaczego nie wolno jej ani żadnej z pozostałych dziewcząt niewolnic postawić nogi na piętrze domu Billa Hobbsa.Nie mogła nic poradzić na to, że zastanawiała się, kim są małomówni goście Hobbsa, wnoszący obrazy bezpośrednio na najwyższe piętro domu, tak różni od pogodnych dealerów, schodzących do sutereny, by sprecyzować, jaki życzą sobie wyraz na krowim pysku.Obserwując Plum i wysłuchując jej pytań, Bill też stał się podejrzliwy.Plum pracowała już trzy miesiące, gdy Hobbsa porzuciła jego dotychczasowa kochanka.Bill wziął kąpiel, wlał w siebie nieco napojów wyskokowych, a potem dał Plum do zrozumienia, że chętnie widziałby ją w swoich ramionach.Nie była zainteresowana.Wkrótce potem Bill wylał ją.Wyjaśnił, że jej styl, charakteryzujący się rozmachem i impulsywną dynamiką, nie jest, tak naprawdę, odpowiedni do skrupulatnej, niezwykle precyzyjnej pracy.*Piętnaście lat później, gdy szła krok za krokiem przez pusty hol i wsłuchiwała się w odbijający się echem od nagich ścian stukot obcasów na pokrytej kurzem posadzce, powracały do niej wspomnienia dawnej, wesołej krzątaniny.- Ech, szelmo, wciąż wyglądasz jak ten mały aniołek z obrazu Piero delia Francesca.- Mrugnął, jakby chciał podkreślić fikcyjną zażyłość.- Czy twój wytworny mężuś wie, że kiedyś dla mnie pracowałaś?Plum nie odpowiedziała.- Myślę, że nie wie.- Uśmiechnął się, pokazując absolutnie doskonałe, sztuczne uzębienie.- Ach, jestem już za stary, żeby szukać kłopotów.Wejdź tutaj.Mówiąc to wskazał drzwi na lewo od frontu.Dawniej pokój ten był zawsze zamknięty na cztery spusty, ponieważ przechowywano w nim obrazy: brudne, poniszczone płótna, które dopiero co przybyły; obrazy, nad którymi prace już się zaczęły; połyskujące, schludne płótna, czekające na swoich nabywców.Teraz wszystkie półki i stelaże były puste.Bill zapalił jakiegoś taniego papierosa i rzekł:- Czegóż to sobie życzysz, Plum? Wypadłem z branży.Teraz biorę się do roboty tylko na prośbę starych przyjaciół.- Łypnął na nią okiem.- Serce już nie to.Lekarz poradził, żebym nieco przyhamował.Myślałem o emeryturze, mam przecież siedemdziesiąt dwa lata.Co, nie wyglądam na tyle? Już kilka lat temu powinienem był spakować manatki.Plum energicznie zaprzeczyła:- Jeszcze trochę pociągniesz.Niedawno widziałam jedną z twoich prac.- Wyjęła z torby fotokopię i włożyła mężczyźnie w dłoń.- Rozpoznałam twoją muszkę, Bill [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|