[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.No i jest jeszcze jedno: fakt, żew naszym pokoju znalazł się ktoś obcy, sprawia, że pokój wydaje sięnaprawdę malutki.Mężczyzna gapi się na mnie tak usilnie, że w końcu zaczynamudawać, iż szukam czegoś na podłodze, bylebym tylko nie musiałapatrzeć w jego stronę.Policzki mi płoną, a poza tym z jakiegoś dziwnegopowodu jego wzrok sprawia, że zaczynam się czuć jak obnażona.Jegotwarz jest parchata i czerwona, jednak nie od nadmiaru słońca, ale raczejod wyciskania pryszczy.Ma tak wielki brzuch, że gdyby był kobietą,ludzie pewnie pytaliby go, kiedy ma termin rozwiązania.Na rękachwidać tyle tatuaży, że trudno wyczuć, jak właściwie wygląda jego skóra.Tatuaże kończą się idealnie równą linią tuż nad nadgarstkiem, cowygląda tak, jakby nosił koszulkę z długim rękawem.Spoglądam w góręna tyle długo, żeby dostrzec dziurę po brakującym bocznym zębie w jegoszerokim uśmiechu.– Ale z niej chodząca wstydliwość, z tej twojej dziewuchy –rechocze, podając mamie butelkę, z której sam przed chwilą pociągnąłłyk.Mama wlepia we mnie wzrok bez przerwy, nawet kiedy odchylagłowę do tyłu z butelką przystawioną do ust.Pociąga duże hausty,zupełnie jak mężczyzna.Dlaczego rozmawiają o mnie tak, jakbym niestała tuż przed nimi – tego nie rozumiem.– Wstydliwość nie jest nawet połówką tego – chichocze mama,a on zachowuje się, jakby nie słyszał w życiu niczego śmieszniejszego.Potem mama spogląda na mnie tymi swoimi rozbieganymi oczamii bełkocze:– Chodź tu do nas się przywitać, a potem idź kupić sobie coś doprzegryzienia w automacie, dobrze? Skończ już z tym marudzeniemi podejdź tutaj.Caroline, to jest pan.Mama odwraca twarz do niego, patrzą na siebie i oboje znowuzaczynają ryczeć ze śmiechu.Co w tym jest takiego śmiesznego, dodiabła? – ciśnie mi się na język.– McNight[9].Hollis McNight – mówi mężczyzna, patrząc miw oczy.– Ale możesz mi mówić Rock[10].Wszyscy mówią na mnieRock.Spoglądam na mamę, żeby sprawdzić, czy to może kolejny żart, aleona patrzy w moją stronę tym swoim rozbieganym spojrzeniem „powhiskey” i nie za bardzo wiem, czy to oznacza, że wpadłam jak śliwkaw kompot i będę miała kłopoty, czy wręcz przeciwnie – stałam sięniewidzialna i to, na co naprawdę patrzy, znajduje się gdzieś z tyłu, pozamną, a może gdzieś z boku.Po chwili przenosi wzrok na swojegokompana i – nie wierzę własnym oczom! – dotyka jego ramienia.Mamanie znosi dotykania kogokolwiek i czegokolwiek.Przeciąga palcem odjego ramienia aż po łokieć.Bardzo powoli.– Założę się, że zgadnę, skąd się wzięła ta twoja ksywka – gruchado niego mama.Zachowuje się dziwnie.Gdybym tylko słyszała jej głos, a niewidziała, jak siedzi obok niego na łóżku, wywnioskowałabym, że siedziu niego na kolanach.Zastanawiam się, dlaczego wiedziała, skąd sięwzięło jego idiotyczne przezwisko? Zachowuje się nienaturalniei popisuje.Szkoda, że nie mogę mu powiedzieć, że jest durniem, jeślisądzi, że to u niej normalne zachowanie.– Lepiej nie mów – odpowiada facet, wskazując ruchem głowy namnie, zamiast dopowiedzieć na głos resztę zdania: „.przy niej”.Mam ochotę mu przygadać: „Nie jestem małą dzidzią, panieRocku, czy jak się tam pan równie idiotycznie nazywa.Tyle pan chybawie.Ludzie mówią przy mnie różne rzeczy i jakoś mi się nic od tego niestało”.– Mogę coś zaprezentować – zwraca się do mamy.Odchyla głowęmocno do tyłu, żeby wysączyć ostatnie krople z butelki, a potem dmuchamocno w szyjkę, która wydaje głośny gwizd.Przeraźliwy dźwięksprawia, że aż podskakuję, a oni oboje zaczynają rechotać, choćwłaściwie śmieje się z własnego dowcipu jedynie pan Oślizgły Głaz, botak się składa, że doskonale wiem, kiedy mama udaje, że się śmieje, conie oznacza oczywiście, że często to robi, ale po prostu wiem.Typeksiedzi na moim łóżku i pewnie już wszystko przesiąkło jego cuchnącympotem, a łażące po nim wszy wślizgują się właśnie w moją pościel.Gapię się na niego w milczeniu, ale w myślach krzyczę: „Spadajz mojego łóżka, ty parszywy Oślizgły Głazie!”, ale on jest tak tępy, iżuśmiecha się do mnie i mówi:– Myślę, że właśnie zdobyłem nową małą przyjaciółkę.Mama spogląda na mnie, a potem odwraca wzrok.– Ja bym na to nie liczyła – stwierdza.– Dziewczyna ma nierównopod sufitem.– Czy wiesz, dziecinko, jak się gra na puzonie? Jak ci na imię?Caroline? – pyta mnie.Nienawidzę go, wymawiającego moje imię.– Nie bój się mnie.Ja nie gryzę – mówi.– Pytałem tylko:„Czy-wiesz-jak-się-gra-na-puzonie?”.Wymawia to tak wolno, jakbym była przygłucha.– Nie wiem, proszę pana – odpowiadam.Mój głos łamie się przytym, co wprawia mnie we wściekłość.– Ale z ciebie mały nerwusek – on na to.– Pokażę ci, jak to sięrobi.Podczas gdy facet chichocze pod nosem, wyciągając do mnie rękęz pustą butelką, mama wstaje z łóżka i wygrzebuje z portfela monetęjednodolarową.Nie powiedziała mi, żebym do niego nie podchodziła,więc ociągając się, podchodzę.Zabiłaby mnie, gdybym nie zachowywałasię uprzejmie.„Nie jesteśmy zwierzętami” – rzuciłaby na pewno.– Podejdź no do mnie – instruuje mnie pan Oślizgły.– Musisztylko wziąć butelkę do ręki.No, nie martw się, jest pusta.A terazprzystaw ją sobie do brody i wyciągnij do przodu górną wargę.O, tak.– Tu robi małpią minę –.i dmuchnij w dół, do butelki.Świetnie!Właśnie tak! Załapałaś! Teraz już możesz mówić, że umiesz grać napuzonie! Ha, ha, ha! Patrzcie no, wyciera usta, jakby miała dostać rakaod zarazków na butelce! A niech cię! Grzeczna mała dziewczynka, co?Oddaję mu lepiącą się butelkę i odsuwam się do tyłu.Nienawidzęjego szerokiego uśmiechu, który kieruje do mnie.A sposób, w jakipowiedział „Grzeczna mała dziewczynka”, wcale nie zabrzmiałgrzecznie.– Masz! – mówi mama, wciskając mi do ręki jednodolarówkę.Jestodwrócona plecami do faceta i jej oczy nabierają zwykłego zimnegoblasku.Gruchający ton znika, kiedy zniża głos tak, żebym tylko ja mogłają słyszeć:– A teraz spadaj stąd i zostaw nas samych.– Dokąd mam pójść? – pytam.– Powinniśmy wysłać ją po coś do wypitki – sugeruje pan Oślizgły.– No cóż, przynajmniej się do czegoś przyda – mama znowuzaczyna gruchać.Wydaje mi się, że wcale nie chciałaby robić wszystkiego, na cotylko ma ochotę ten facet, ale musi to robić, bo nie chce się okazaćNIEGOŚCINNA.Kiedy Richard zaczął do nas wpadać, gdy jeszczemieszkałyśmy w Toast, mama zapowiedziała nam, że mamy stosowaćsię do wszystkich jego zachcianek, bo był naszym gościem, a mypowinnyśmy zawsze być GOŚCINNE.„Jeśli nie sprawicie, że gościebędą się czuli jak u siebie w domu, będziecie NIEGOŚCINNE” – zawszepowtarzała to mnie i Emmie.„Nie jesteśmy zwierzętami, chyba wiecie”– dodawała.– Hej, dziecinko, ja stawiam, ty lecisz! – Pan Oślizgły wstajei wygrzebuje portfel z tylnej kieszeni spodni.Przy jego pasku dyndasrebrny łańcuch, którego drugi koniec ginie w przedniej kieszeni.Coś,co przypięte jest na samym końcu, pobrzękuje cicho w środku.Wyjmujez przegródki portfela dwudziestaka i wyciąga w moją stronę.Zwracam spojrzenie na mamę, która pożera papierek wzrokiembezdomnego psa, wpatrującego się w tłustą kość [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|