[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mamy go jak na patelni.Olimpianka w dalszym ciągu była nastawiona sceptycznie.–Obawiam się, że jeśli rzeczywiście jest Nathanem Brazilem…–Dobra, ja jestem zadowolony – oznajmił Marquoz ziewając.– Proponuję, abyśmy wszyscy chwilę się przespali.Jutrzejszy dzień zapowiada się niezwykle interesująco, a nikt z nas nie wie, jak i kiedy to wszystko się skończy.Hotel „Pioneer”, pokój 404 AZaraz po wejściu do pokoju mężczyzna podający się za kapitana Davida Korfa zamknął starannie drzwi i sprawdził, czy w pomieszczeniu nie ma „pluskiew”.Usiadł na wygodnym łóżku, które – podobnie jak resztę wyposażenia – wyraźnie wzorowano na wystroju wnętrza najlepszych apartamentów w ludzkiej części Konfederacji.Zadowolony pogrążył się w myślach.Ktoś siedzi mu na karku, co do tego nie miał wątpliwości.Ktoś, kto dużo o nim wie, kto zastawił pułapkę z bardzo niebezpieczną przynętą.Na jego szczęście popełnił jednak błąd – agenci śledzący go od samego portu zbyt rzucali się w oczy.Lecz, z drugiej strony, trudno przecież tropić starego wygę przez całe miasto, gdy ma się cztery nogi i na dokładkę znaczną nadwagę.W dodatku późnym wieczorem, gdy ulice świecą pustkami.Nawet starannie owinięte kopyta klapią o bruki, nie tak łatwo skryć w cieniu pięćset kilo żywej wagi.Korf rzucił okiem na telefon leżący koło łóżka.Mógł zadzwonić do paru osób, między innymi po gliny.Nie, policja aresztowałaby jedynie śledzących go agentów, nie dając później żadnych wyjaśnień.A zresztą ktoś tak dobrze przygotowany nie wynająłby ludzi sypiących przy lada sposobności.Nie miał przyjaciół wśród miejscowych, choć zazwyczaj nawiązywał znajomości w czasie postojów.Ta planeta była dla niego nowa.Pozostawało wprawdzie jeszcze paru znajomych, stojących tak jak on akurat w porcie lub goszczących na krótkich wakacjach.Na kilku z nich mógł liczyć, gdyby doszło do walki.Jeśli chce się przekonać, o co w tym wszystkim chodzi, to zamiast uciekać, powinien rozpocząć poszukiwania.Mimo dręczącej go ciekawości, perspektywa szybkiej ucieczki była bardzo kusząca, lecz równocześnie trudna do zrealizowania.Na świecie zamieszkałym niemal wyłącznie przez centaury łatwo było wytropić człowieka.Jedyny port na pewno został obstawiony.Pewnie, że na upartego można by się jakoś wymknąć, na przykład w kontenerach z ładunkiem lub kradnąc po prostu jakiś statek.Tolerancja wagowa zapobiegłaby przedwczesnemu wykryciu pasażera na gapę.Odrzucił jednak pomysł z kontenerem, bo istniało spore prawdopodobieństwo, że nie będą one hermetyczne.Mógłby porwać jakąś szalupę albo coś podobnego – może nawet holownik – ale co potem? Gliny mogłyby obstawić Jerusalem, a powolnym holownikiem nigdzie dalej nie miał żadnych szans dolecieć.Dryfowanie w próżni kosmicznej przez całe eony nie wydało mu się wcale pociągającą perspektywą.Westchnął.Nie, ucieczka pociągała za sobą zbyt wielkie ryzyko, niosła za dużo niewiadomych, lepiej stawić czoło nieznanemu.Wolał konfrontację, szczególnie że ciekawość nie dawała mu spokoju.Ale przecież nie wejdzie w pułapkę z gołymi rękami.Znów spojrzał na telefon, rozmyślając do kogo mógłby tu zadzwonić.Już miał podnieść słuchawkę, gdy nagle puknął się w czoło.Dysponując tak doskonałą organizacją, na pewno zdążyli przekupić już dyrektora hotelu – sam by to zrobił na ich miejscu.Nawet pieniądze nic by tu już nie poradziły.Potrzebował budki telefonicznej, najlepiej wybranej zupełnie przypadkowo.Przydałoby się też przyjrzeć nieco strażnikom dla orientacji, kto gra w przeciwnej drużynie.„Pioneer”, mimo niewielkich rozmiarów, gościł wielu ludzi.W drodze do swego pokoju zdążył obrzucić przelotnym spojrzeniem mieszczącą się po lewej stronie część hallu hotelowego wydzieloną dla ludzi.Pomimo późnej pory dostrzegł chyba ze dwa tuziny kobiet i mężczyzn.Zaczął dochodzić w myślach, czego spodziewają się po nim agenci, a następnie ujął słuchawkę telefonu i zażądał numeru Durkhańskiej Korporacji Przewozowej.Pojawił się on natychmiast na niewielkim wyświetlaczu, co wcale go nie zaskoczyło.Samo przedsiębiorstwo również mogło naprawdę istnieć.Nie miał już zamiaru sprawdzać, czy obecnie istotnie odbywa się konferencja importowo-eksportowa na Hsiurze.Skoro potrafią założyć fikcyjną firmę, to na pewno tak.Nawet gdyby mieli sami ją zorganizować.Lecz kim byli oni? Z pewnością nie chodzi w tym wypadku o kult.Może najemnicy wynajęci przez tę zwariowaną religię? Lecz jacy najemnicy, jeśli tak rzeczywiście miałoby być? Szczerze mówiąc, nie sądził, by Zgromadzenie Studni stało za tym wszystkim – za wysokie loty jak na nich.Ale jeśli nie oni, to kto? Kto rozporządza środkami umożliwiającymi nie tylko samo wytropienie, ale również prześledzenie całej jego trasy kończącej się na Meouit – tym zapadłym skrawku nicości.A do tego dysponuje miejscowymi agentami i tą dziewczyną!Ona właśnie najbardziej nie dawała mu spokoju.Chirurgia plastyczna? Neoformia? Nieważne co to było – jasne jest, że nikt nie był po prostu w stanie dokonać takiej rzeczy w czasie między tym jak podpisał kontrakt i wylądował tutaj.Co gorsza, kto wiedział, jak ona wygląda? W grę wchodzili jedynie ludzie ze Świata Studni, ale oni już dawno nie żyją.No może z wyjątkiem tego łajdaka Ortegi, ale nawet on nie ma wpływu na rzeczy dziejące się poza Studnią.To wszystko nie trzyma się kupy.Bardzo niewielu wróciło żywych ze Świata Studni.Ci nieliczni, którym się udało, zostali usunięci.A już z pewnością wszyscy, którzy ją kiedykolwiek widzieli.To spotkanie wciąż zaprzątało jego myśli.Działał tu jakiś nowy czynnik, czynnik potencjalnie niebezpieczny.Wyrwa w czasoprzestrzeni, którą wywołali ci idioci – czy mogła mieć jakieś efekty uboczne? Od pokoleń nie pokazywał się na Świecie Studni [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.