[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Od samego początku masz mnie za kretynkę! - krzyknęła Sara.Jeszcze chwila i cię zabiję.Tego chcesz?Przyłożyła koniec lufy do karku dziewczyny i odblokowała bezpiecznik.W samochodzie rozległ się głuchy szczęk.Drobne ciało dziewczyny wciśnięte w drzwi zaczęło drżeć ze zdwojoną siłą.- Koniec tych wygłupów.Albo powiesz mi wszystko, albo rozwalę ci mózg.Nawet pieprzony Karcher nie doczyści siedzeń twojej bryki.Sarze podobała się ta kwestia.Usłyszała ją niedawno w jakimś filmie w telewizji.Gość, który ją wypowiadał, był wysokim Murzynem z tlenionymi włosami.Miał naprawdę groźną minę mieszkańca przedmieść naszprycowanego crackiem.Zresztą strzelił do ofiary.Co do Sary, to nie miała zamiaru strzelać do swojej koleżanki, lecz tylko przekonać ją, że jej życie przybierało zły obrót.Sądząc po minie dziewczyny, groźba wydawała się być skuteczna.- Zapewniam panią.- wybełkotała dziewczyna.Nic więcej nam nie powiedziano.Proszę mnie nie zabijać.Ostatnie zdanie przeszło w szloch.Sara odsunęła swoją broń o kilka centymetrów.Nie przestając grozić dziewczynie rewolwerem, włożyła rękę za dżinsową kurtkę Lartigue'a i wyciągnęła jego służbową broń.- Masz spluwę? - zapytała.Dziewczyna zaprzeczyła ruchem głowy.Sara pogrzebała w kieszeni Lartigue'a i wyciągnęła kajdanki.- Daj rękę - rozkazała.Kobieta wyciągnęła nadgarstek, na którym Sara zacisnęła stalową obręcz.Drugą przełożyła przez kierownicę i założyła na rękę Lartigue'a.Kluczyk i rewolwer położyła na półce przy tylnej szybie samochodu.Będą musieli trochę się pogimnastykować, ale powinni sobie poradzić.Zanim Lartigue odzyska przytomność i się uwolni, Sara będzie już daleko.Sara wysiadła z samochodu i pobiegła w stronę parku miejskiego.Ani przez chwilę agentom Służby Bezpieczeństwa nie udało się zobaczyć jej twarzy.Nawet gdyby ją skojarzyli z policyjnym samochodem, była gotowa się założyć, że nie będą się chwalić swoją niechlubną przygodą.Mimo to Sara była daleka od satysfakcji.Nic nie trzymało się kupy w całej tej sprawie.Było za dużo graczy na tym samym terenie.A teren robił się śliski.15Sara wracała do domu obwodnicą.Do odtwarzacza samochodowego włożyła kasetę Johnny'ego Casha.Rozległ się łagodny i zmęczony głos człowieka w czerni.Szybko odczuła kojący efekt muzyki.Powoli opadał z niej stres po ataku na agentów Służby Bezpieczeństwa.Jej ostatni chłopak był prawdziwą kompilacją wszystkich męskich wad, ale przynajmniej potrafił wybrać odpowiednie płyty do poduszki.Sara nastawiła głośno muzykę, by zagłuszyć wszystkie odgłosy z zewnątrz.Wyłączyła komórkę i wreszcie się odprężyła.O tej porze obwodnica była pusta, więc nie musiała skupiać się na prowadzeniu samochodu.Jej myśli zaczęły błądzić wokół śledztwa.Ledwie rozpoczęła dochodzenie w sprawie zabójstwa Natalii Velit, a już miała na karku Służbę Bezpieczeństwa.Jak tak dalej pójdzie, wkrótce zostanie odsunięta od sprawy.Jej mały popis z Lartigue'em połechtał trochę jej ego, ale Sara nie miała złudzeń: mimo uporu i protekcji Lopeza, jej czas był policzony.Miała co najwyżej jeden lub dwa dni, potem będzie musiała zrezygnować z prowadzenia sprawy.Nie wróżyło to nic dobrego.I na dodatek Johnny Cash zmarł w zeszłym miesiącu.Kiedy dotarła do domu, opadła nagle z sił.Ogromny van sąsiada wystawał jak zwykle poza swoje miejsce parkingowe, więc zanim dobrze zaparkowała, musiała powtórzyć manewr dwa razy.Skopałaby chętnie drzwi samochodu, ale była zbyt słaba.Udała się prosto do swojego mieszkania i otworzyła puszkę piwa.Migające światełko na telefonie informowało o nieodebranych połączeniach.Rozpoznała numer Lopeza.Przełożony próbował skontaktować się z nią cztery razy w ciągu godziny, ale nie pozostawił żadnej wiadomości.Prawdopodobnie chciał sprawdzić, czy posłuchała jego rozkazu i wróciła grzecznie do domu.Miał pecha.Nie słuchała swoich rodziców jeszcze zanim zaczęła chodzić.Urodziła się już ze swoim paskudnym charakterem.A zresztą, za to ją Lopez lubił.Zazwyczaj bawiło go, jak pyskowała.Miała zamiar oddzwonić, ale szybko zrezygnowała z tego pomysłu.Zobaczy się z nim jutro rano.Miała mu wiele do powiedzenia, i nie będą to same miłe rzeczy.Nie sądziła jednak, że tym razem uda się jej go rozśmieszyć.Otworzyła drugie piwo.Włączyła komputer i wpisała nazwisko Cantor w okienko wyszukiwarki.Wyświetliło się piętnaście stron linków.Wszystkie dotyczyły Luigiego, ojca Aleksa.Facet był znaną osobistością, nic dziwnego, że Służba Bezpieczeństwa tak się nim interesowała.Kliknęła na pierwszy link, który zaprowadził ją na stronę tajnej partii lewicowej.Kilka artykułów odwoływało się do działalności politycznej Luigiego Cantora, ale były to jedynie same wzmianki, zbyt lakoniczne, żeby można było je wykorzystać.Sara przeszła do drugiego linku.Przeglądała tak kolejne strony przez ponad godzinę.Z tego co zrozumiała, Cantor był przez długie lata jedną z czołowych postaci włoskiej skrajnej lewicy.Na początku lat siedemdziesiątych, jeszcze przed nagłym rozkwitem ruchu kontestacyjnego, założył małe ugrupowanie polityczne Lotta Rossa, kierowane przez cztery czy pięć osób.W niecałe dziesięć lat napisał tyle prac, esejów teoretycznych i artykułów, że można by wytapetować nimi sporą ścianę.Kilka z nich było opublikowanych w Internecie.Sara przejrzała te, które przetłumaczono na francuski.Cantor zawarł w nich przenikliwą i dość trafną analizę niebezpieczeństw zagrażających zachodnim społeczeństwom zrodzonym na dymiących jeszcze gruzach powojennych czasów.Traktował tam o wszystkim: i o pogłębianiu się nierówności społecznych, i o kryzysie klas średnich [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|