[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.CZŁOWIEK, KTÓRY ULEGŁ PRZEMIANIE I KRÓL SŁÓWBył sobie człowiek, który nad życie kochał syna.Był sobie chłopiec, który kochał ojca nad śmierć.To dwie różne historie, ale nie mogę opowiedzieć wam jednej, nie opowiadając zarazem drugiej.Wspomnianym człowiekiem był doktor Alvin Bevis, a chłopcem – jego syn Joseph.Obaj kochali jedną kobietę, która nazywała się Connie i w tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym siódmym roku, pełna nadziei i radości, poślubiła Alvina.W tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym ósmym mało nie umarła, wydając na świat syna, Joego.Connie świata nie widziała poza mężem i synem.Tworzyli kochającą się rodzinę, a to niemal z całą pewnością zapowiadało katastrofę.Po urodzeniu Joego Connie nie mogła mieć więcej dzieci.Nie powinna była urodzić nawet jego.Kiedy w czwartym miesiącu ciąży wystąpiły komplikacje, a ona nie zgodziła się na aborcję, lekarz uznał, że jest skończoną idiotką.–Dziecko przyjdzie na świat upośledzone – zawyrokował.– A pani umrze podczas porodu.–Jeśli nie urodzę tego dziecka – odparła – nigdy nie uwierzę, że kiedykolwiek naprawdę żyłam.W siódmym miesiącu ciąży wyjęto z niej Joego i natychmiast wycięto macicę i całą resztę.Dziecko było drobne i słabe, więc zdaniem lekarza mieli się spodziewać, że będzie upośledzone umysłowo i ułomne fizycznie.Po wysłuchaniu lekarza Connie skinęła głowa i zapomniała o diagnozie.Była szczęśliwa: Joe żył, a tym, którzy jej żałowali, odpowiadała w duchu:–Jestem bardziej kobietą niż którakolwiek z was, bezdzietnych, które ciągle musicie przejmować się fazami księżyca.Ani Alvin, ani Connie nigdy nie uwierzyli, że Joe będzie upośledzony.Wkrótce okazało się, że mieli rację.Zaczął chodzić w wieku ośmiu miesięcy i mówić, gdy miał roczek.W wieku osiemnastu miesięcy opanował alfabet.Kończąc trzy lata, potrafił już czytać podręczniki dla dzieci z drugiej klasy.Był dociekliwy, wymagający, niezależny, nieposłuszny i piękny jak z obrazka – z czupryną miedzianych włosów, delikatną buzią i oczami jak głębokie stawy pełne lodowatej wody.Rodzice widzieli, jak garnie się do nauki i czasami z trudem udawało im się zaspokoić jego ciekawość.–Na pewno zostanie wielkim człowiekiem – szeptali do siebie wieczorami w zaciszu sypialni.Mieli świadomość, że jego nauka i bezpieczeństwo, z powodu zrządzenia losu lub jakiegoś ukrytego wielkiego planu, leży w ich rękach.Stanowiło to powód do dumy i obawy zarazem.Spośród mnóstwa rzeczy, które Bevisowie zaoferowali synowi w pierwszych latach jego życia, najbardziej upodobał sobie opowieści.Bez przerwy przynosił książki i żądał, by Connie lub Alvin czytali mu.Jeśli nie trafił na książkę z opowiastkami, szybko biegł poszukać następnej, aż wreszcie znajdował właściwą.Wtedy siadał i urzeczony słuchał, jak rozwija się fabuła.Nie odzywał się, dopóki historyjka się nie skończyła.Alvin i Connie bez końca powtarzali: “Dawno dawno temu…" albo “Był sobie kiedyś…", albo “Pewnego dnia król rozesłał gońców z wieścią…", aż w końcu znali na pamięć wszystkie książki z opowieściami, jakie mieli w domu.Joe najbardziej lubił bajki, ale z czasem przerzucił się na filmy, współczesne powieści, a nawet opracowania historyczne.Jednak nie głód książek z opowieściami stał się powodem nieporozumień, lecz to, iż Joe odgrywał swoje historyjki w życiu.Budził się rano i mówił, że mamusia jest mamą misiem, tata – papą misiem, a on – dzieckiem misiem.Kiedy się złościł, zostawał złotym dzieckiem i uciekał w świat.Innym razem tata był Titeliturym, mama – młynarzówną, a Joe – królem.Albo Joe był Jasiem, mama – Małgosią, a Alvin – złą czarownicą.–Dlaczego nie mogę być ojcem Jasia i Małgosi? – chciał wiedzieć Alvin.Nie podobała mu się rola złej czarownicy.Nie sądził, by to coś symbolizowało.Uznał, że jest jedynie zdenerwowany tym, że jego syn ciągle dyktuje mu, jak ma mówić i zachowywać się przez cały dzień.Alvin wiecznie żył pełen obaw, kto tym razem pojawi się w jego własnym domu.Po jakimś czasie lekkie zdenerwowanie zmieniło się w jawną irytację; jeśli to miała być faza rozwoju, przez którą przechodził Joe, już dawno powinna się skończyć.Alvin dał wreszcie do zrozumienia, że syna trzeba zabrać do psychologa dziecięcego.Ten stwierdził, że Joe przechodzi taką właśnie fazę rozwojową.–Czy to znaczy, że prędzej czy później z tego wyrośnie? – zapytał Alvin.– Czy po prostu nie wie pan, co się z nim dzieje?–Jedno i drugie – odparł wesoło psycholog.– Będzie pan musiał nauczyć się jakoś z tym żyć.Jednak Alvin nie zamierzał z tym żyć.Chciał, żeby syn nazywał go tatą.W końcu, jak by na to nie patrzeć, był jego ojcem.Dlaczego miał znosić fanaberie swojego dziecka, które kazało mu odgrywać głupie role, kiedy tylko wrócił do domu? Nieważne, jak mądre było to dziecko.Alvin przyjął zdecydowaną postawę.Przestał reagować na wszystkie imiona poza tatą.Joe z początku wpadał w złość i próbował postawić na swoim, wreszcie jednak przestał nakłaniać ojca do odgrywania ról.Alvinowi wydawało się, że Joe całkowicie zrezygnował ze swoich historyjek.Oczywiście, w rzeczywistości wcale tak się nie stało.Joe odgrywał teraz historyjki z Connie, gdy Alvin wychodził z domu, by dzielić DNA na kawałki i jak twórca składać go znowu w całość.W ten właśnie sposób Joe nauczył się ukrywać różne sprawy przed ojcem.Nie uciekał się do kłamstwa, czekał jedynie na stosowny moment.Był pewny, że tata znowu zacząłby grać, gdyby udało mu się znaleźć wystarczająco dobre historyjki.Kiedy więc tata przebywał w domu, Joe rezygnował z historyjek [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|