[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.–Nie ja.My.Ty i cała reszta zespołu w bazie.Dex uśmiechnął się.–Ty, chłopie.Ty nas tu doprowadziłeś.Nie byłoby nas tu, gdybyś się nie uparł.Stojąc na chłodnej plastykowej podłodze i machając palcami u stóp, Jamie rzekł:–No cóż, ale tu jesteśmy.Zatem do roboty.–Jasne.Złapali jakieś przekąski, wypili trochę soku, co mogło uchodzić za namiastkę śniadania, niecierpliwi, by jak najszybciej dostać się do wioski.Dex zaczął wkładać skafander, Jamie sprawdzał wiadomości, które napłynęły przez noc.Lista przesuwała się w nieskończoność.–Wszyscy krewni i znajomi królika chcą nam coś przekazać – zawołał do Dexa.Trumball wtoczył się niezgrabnie do kokpitu w butach i spodniach od skafandra.–Coś od mojego staruszka?Jamie przejrzał listę i potrząsnął głową.Connors – czy kto tam pracował przy konsoli łączności – oznaczył gwiazdką wszystkie wiadomości, które uznał za ważne.Tak oznakowano wszystkie wiadomości od sieci telewizyjnych.Dwie wiadomości oznaczono dwoma gwiazdkami.Jamie otworzył je.Jedna była od Waltera Laurence’a z MKU; Jamie podejrzewał, że była pisana raczej pod dziennikarzy niż dla niego.Nadawcą drugiej był szef działu archeologii MKU, łysy osobnik w średnim wieku, o wysuszonej na pergamin twarzy i przenikliwych zielonych oczach.–Niczego nie dotykać – ostrzegł ich cztery razy pod rząd.–Cokolwiek byście znaleźli w tych budowlach czy dookoła, niczego nie dotykać.Chcę, żebyście to zrozumieli na sto procent.Niczego nie dotykać.Niczego nie ruszać.Trumball zaśmiał się.–On chyba chce, żebyśmy niczego nie dotykali.Jamie odwzajemnił uśmiech.–Na to wygląda, nie?–Odpisz mu i zapytaj, czy możemy sobie wziąć parę drobiazgów na pamiątkę.– Żeby dostał zawału? Dzięki.Śmiejąc się, Trumball ruszył do tylnej części modułu, by dokończyć nakładanie skafandra.Jamie przejrzał jeszcze raz listę wiadomości; od ojca Dexa nic, choć widział parę osobistych wiadomości dla siebie od Li Chengdu i ojca DiNardo.Będą musiały poczekać, pomyślał.Mamy coś do zrobienia, nawet jeśli nie wolno nam niczego dotykać.Długi zjazd na linie jest jak pielgrzymka, pomyślał Jamie.Można oczyścić umysł ze wszystkich innych myśli i przygotować się na to doświadczenie.Trumball nalegał, by razem z Jamiem spuścili na dół jedną z zapasowych minikamer wideo.Podłączył ją do nadajnika wielkości dłoni, który ze sobą zabrali, żeby można było automatycznie przesyłać obraz do bazy.Blisko brzegu niszy mieli zamontować parę trójnogów, by uzyskać statyczny obraz wioski oraz przekaźnik komunikacyjny, który pomoże im się komunikować, gdy będą w budynku.Jamie dotarł do brzegu niszy i zwolnił tempo opadania.Poranne słońce wlewało się do niszy, przez co budynek wyglądał, jakby świecił.Nadal tu jest, pomyślał Jamie.To nie sen.To się dzieje naprawdę.Przez chwilę wydało mu się, że słyszy śmiech dziadka.To jasne, że to się dzieje naprawdę, rzekł AL Zawsze było naprawdę.Przerzucił się na brzeg szczeliny i postawił stopy na skalnym podłożu.Następnie zdjął uprząż i odesłał ją do Dexa, czekającego niecierpliwe na brzegu kanionu.Jamie podszedł wolno do najbliższego otworu w ścianie, zauważając, że zostawia odciski stóp na gruncie.Kurz.Burza go nawiewa.Ciekawe, czy warto w nim kopać, żeby zobaczyć, czy jest pod nim coś zagrzebane.Niczego nie dotykać, powiedział ekscentryczny stary archeolog.Jak możemy tam wejść i niczego nic dotykać?Otwór był szeroki jak normalne ziemskie drzwi, ale o połowę niższy.Nie byli wysocy, pomyślał Jamie.A może to było wejście dla zwierząt domowych czy hodowlanych.Wyciągnął rękę i dotknął ściany.Twarda i gładka.Nie przypomina suszonej na słońcu cegły.Jakiś kamień.Może to łupek.–Ruszam w dół – zgłosił się Dex.–Dobrze – odparł Jamie z roztargnieniem, chcąc jak najszybciej przejść przez otwór i zobaczyć, co jest w środku budynku.Obiecał jednak Dexowi, że poczeka, by obaj mogli wejść razem.Przyjrzał się murowi na całej długości, aż do miejsca, gdzie mur ginął w mroku.Jeszcze dwa wejścia, mniej więcej takiego samego rozmiaru jak pierwsze.Jakiś odruch skłonił go do podejścia do brzegu jaskini.Szedł brzegiem, słuchając w słuchawkach Dexa pomrukującego i dyszącego z wysiłku.Są! Wiedziałem, że gdzieś muszą być.Stopnie wycięte w ścianie klifu.Nic specjalnego, parę nacięć w kamieniu, tyle, żeby postawić stopę i chwycić się ręką.Jamie opadł powoli na czworaki i wyjrzał za krawędź.Klif opadał na dół aż do dna kanionu, co przyprawiło go o zawrót głowy.Zobaczył wystrzępioną, wijącą się linię stopni wyciętych w skale klifu.Wykorzystywały wszystkie możliwe półki i punkty podparcia.Niełatwa musiała być droga w górę, zwłaszcza jeśli coś nieśli.Mieli ręce i nogi, pomyślał.Może nie dokładnie takie jak my, ale mieli ręce i nogi, za pomocą których mogli się wspinać po tych stopniach.Może uprawiali rolę na dnie kanionu?Dlaczego wybudowali wioskę tak wysoko? Co ich tutaj wygnało?–Gdzie jesteś? – odezwał się Dex.Zobaczył odzianego w skafander Trumballa, wiszącego w uprzęży przy wejściu do jaskini, trzymającego się mocno liny.–Z twojej lewej strony, koło skraju – rzekł Jamie.–Och.A myślałem, że jednak nie wytrzymałeś.–Nie, czekałem na ciebie – odparł Jamie, patrząc na kołyszącego się w uprzęży Dexa.–Co ty robisz? Modlisz się?Jamie wstając uświadomił sobie, że to musiało tak wyglądać.Ostatni raz byłem w kościele na własnym ślubie, pomyślał.–Może zbuduję tu kapliczkę – zaproponował.–Niezły pomysł – odparł Dex.Jamie podszedł do Dexa i złapał go, gdy ten próbował się rozhuśtać tak, by trafić do niszy.Kiedy już młodszy mężczyzna postawił pewnie stopy na podłożu jaskini, Jamie pomógł mu wyplątać się z uprzęży i przypiął ją do kotwiczki, którą zostawił poprzedniego dnia.–Dobrze – rzekł radośnie Dex.– Chodźmy zobaczyć, co tu dla nas mają.Jamie podprowadził go do najbliższego wejścia.–Tędy się wchodzi?–Tędy albo którymś z pozostałych, są takie same.Dex mruknął coś, po czym schylił się i ruszył.–Pamiętaj o protokole – rzekł Jamie.– Nie dotykamy niczego, co znajdziemy w środku.–Z wyjątkiem suwenirów – zauważył błyskotliwe Dex.–Niczego – powtórzył bezbarwnym tonem Jamie.Dex przepełzł przez niski, prostokątny otwór w ścianie, uważając, by nie zahaczyć kamerami VR.Zdecydowali, że tego dnia on będzie je miał na sobie.Opadając na kolana i ręce, Jamie przeszedł za nim do wnętrza marsjańskiej budowli [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.