[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez lata nagromadziłam swoją dozę złości do Dominii, ale nikt nie zasługiwał na takie potraktowanie.- Jesteś gotowa zabrać mnie do Irkalli, Sabino? - zapytał Kain, głaszcząc ramię Persefony w kolorze kości słoniowej.Nawet w przyćmionym świetle widziałam, że po jej skórze przechodzą ciarki pod jego dotknięciem.Podniosłam wzrok, skupiając w spojrzeniu całą wściekłość, jaką do niego czułam.- Jesteś odrażający.- Plunęłam mu pod nogi.- Przeklinam bóstwo śmiertelnych, które cię chroni.- Twoja gra na zwłokę zaczyna być męcząca - powiedział ze znużeniem Kain.- Widzę, że chcesz to rozegrać ostro.W jednej chwili postawę miał swobodną i zwyczajną; w następnej uderzył jak wąż.Błysk srebra rozciął powietrze, a po nim nastąpiłrozbryzg czerwieni.Persefona otworzyła i zamknęła usta jak karp.Wjej twarzy pozostały białka oczu.W kraterze krtani zaświszczało powietrze.I krew.Mnóstwo krwi.Podniosła drżące ręce, by zatamować krwotok.Kolana się pod nią ugięły i upadła na ubitą ziemię.Gdyby ją tak pozostawiono, jej wampirze komórki podjęłyby dzieło naprawy.Kain miał jednak inne plany.Wyjął z kieszeni strzykawkę i podniósłją do światła pochodni.Złoty płyn w cylindrze zamigotał w mętnym blasku.Kain wysunął język i pochwycił nim rozpyloną ciecz.- Mmm - zamruczał, oblizując wargi.- Słodkie.Zanim zdołałam otrząsnąć się z szoku, wbił igłę w szyję Persefony.Nacisnął tłoczek i wstrzyknął wampirzycy dawkę zakazanego owocu.- Nie! - krzyknęłam.Podbiegłam do Persefony.Uklękłam obok niej, z uchem blisko jej ust, żeby nie musiała się wysilać.Na sinych wargach bulgotała krew.Chwyciłam lodowatą dłoń Persefony, starając się dodać jej otuchy.Zaawansowany wiek wampirzycy przedłużał proces umierania, podczas którego starożytna krew na próżno się wysilała, by naprawić uszkodzenia.W katakumbach zapanowała cisza, jakby w tym miejscu nawet duchy wstrzymały oddech, by być świadkami tak ważnego odejścia.- Sabino - wysapała ze świstem.Światło w jej oczach gasło.-Znajdź… - Świst, kaszel.- Znajdź moją Nicolette.Zmarszczyłam brwi.-Kim jest…Głośne nagłe sapnięcie; wampirzyca poderwała się z ziemi.Stężała, wydając z siebie śmiertelny charkot.Potem Persefona Delacroix, Dominia Lilim, padła na klepisko.Dusza ją opuściła, a będące wynikiem tego tarcie zapaliło ciało.Upadłam i odpełzałam w bok, chcąc uniknąć żaru.- O bogowie - szepnęłam przerażona.Wszystkie Dominie nie żyły.Co oznaczało, że jeśli ocaleję mimo planów Kaina, to jestem następna w kolejce.Już tego samego było dość, bym niemal chciała, żeby mu się powiodło.Pomysł, że miałabym przejąć krwawe dziedzictwo Lawinii Kane, przyprawiał mnie o mdłości.Nie bardziej jednak niż przebywanie na odległość wyciągniętych ramion od Kaina.- Dobra - odezwał się.- Możemy zaczynać? Odwróciłam się do niego i krzyknęłam:- Ty pierdolony idioto! Nawet nie mam pojęcia, jak się dostać do Irkalli przez Liminal!Zacisnął usta.-Lepiej, żebyś przez wzgląd na swojego kochanka szybko się uczyła.Bo jeśli ci się nie uda, znajdę go i zabiję na twoich oczach.Zacisnęłam zęby, by zamaskować przerażenie.-Jak mam cię zabrać do Irkalli z tym przeklętym ostrzem w plecach, do diabła? - Wskazałam kciukiem w stronę barku.- Twoja brawura zapiera dech w piersiach, Sabino.Bardzo żałuję, że postanowiłaś, iż będziemy wrogami.Dochowalibyśmy się groźnych i pięknych dzieci.Cofnęłam się, ale stojący za mną pchnęli mnie naprzód.Przewróciłam się w kierunku Kaina, który podtrzymał mnie, obejmując ramieniem.Żołądek wywrócił mi się na lewą stronę.- Nie dotykaj mnie! - wrzasnęłam, wyrywając się.Klasnął językiem.- Wyluzuj.W jaki sposób przeniesiesz mnie do Irkalli, skoro jesteś taka spięta?Ten pierdolony koleś był szajbusem.Jak mogłabym się rozluźnić?- Poza tym będziemy musieli się dotykać, jeśli masz mnie zabrać do Liminalu.Przełknęłam żółć podchodzącą mi do gardła.- Ostrze? - podpowiedziałam.Kiedy obrzucił mnie podejrzliwym spojrzeniem, starałam się nie zamalować go w gębę.- Jeśli spodziewasz się po mnie magii, to będziesz musiał usunąć mosiądz.Patrząc mi w oczy, skinął na wampira za moimi plecami.Silna ręka chwyciła mnie za bark dla zyskania oparcia.Wzięłam oddech przez nos i zebrałam się w sobie w oczekiwaniu na nieuchronny ból.Wampir nie był szybki ani delikatny.Przekręcił ostrze, by ponownie otworzyć ranę.Rozerwała się, a po plecach pociekła mi wilgoć.Zimny pot wystąpił na drżącą skórę.Wreszcie wyciągnął szpikulec, centymetr udręki po centymetrze.Przełknęłam ból i zerknęłam na nadgarstek Kaina.- Twoja bransoletka też.Wytrzymując moje spojrzenie, zdjął i upuścił ją na ziemię.Potem zaczął powoli rozpinać koszulę.Otworzyłam usta, by zapytać, dlaczego się rozbiera, ale dostrzegłam pod nią mosiężny napierśnik.Jak na kogoś, kto posługiwał się magicznymi istotami jak osobistą bronią, zdecydowanie bał się, by sam nie stać się celem.Upuścił zbroję na klepisko.Podniósł ramiona i przeciągnął się, napinając mięśnie piersiowe i bicepsy.- W porządku.Uśmiechnął się, jakby oczekiwał, że zemdleję na widok jego umięśnionego torsu.Ledwie powstrzymywałam odruch wymiotny.Kiedy jego pachołkowie zebrali mosiężne przedmioty i pierzchli na bezpieczną odległość, Kain wyciągnął ramiona.- Możemy?Chciał najwyraźniej, bym do niego przylgnęła.Zamiast tego dotknęłam jego nadgarstka koniuszkami palców.Zamknęłam oczy i zaczęłam się modlić.Hekate, Nosicielko Pochodni, oświetl mi drogę.Wielka Matko, Lilith, ochroń mnie i napełnij siłą przed tym, conadchodzi.Co jeszcze? Przygotuj się.Wróg stoi u bram [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.